Jakąś niecałą godzinę temu spotkałam się z dyrektorem, na temat
wczorajszej bójki. Zbędne mu było tłumaczenie, że ten idiota próbował mi
zabrać pieniądze, za co dostał w ryj. Ponieważ to ja zazwyczaj
lądowałam na dywaniku, byłam pierwszą podejrzaną i bez szukania żadnych
dowodów czy czegoś innego, wystarczyło tylko spytać o zdanie
poszkodowanego i tego się trzymać. Jedyne co dostałam, to uwagę i
pierwsze ostrzeżenie. Niestety los znowu chciał się mną pobawić,
ponieważ ponownie nasłał na mnie tego idiotę, który dalej próbował ode
mnie wyciągnąć kasę. Kłóciłam się sama ze sobą; uderzyć go, czy uciec?
Raczej stałam w miejscu i czekałam, aż skończy gadać. Na szczęście tym
razem jakaś dobra duszyczka postanowiła mi pomóc i odciągnęła tego
idiotę. Miałam nadzieję na spokój, że nic się nie wydarzy, że ucieknie w
podskokach, a ja będę mogła wrócić do swoich zajęć. Tyle, że dyrektor
znowu pojawił się w tym miejscu i w tym czasie, w którym nie powinien.
Jak zawsze winna byłam ja i obcy chłopak. Zastanawiałam się, czy może
zacząć tłumaczyć dla nauczyciela o całej sprawie, ale stwierdziłam, że
to tylko pogorszy sprawę, ponieważ stwierdzi, że kłamię, czego okropnie
nienawidził. Może chociaż ten chłopak wytłumaczy to wszystko? Raczej
nie. Jeśli "nasza ofiara" wróci i powie dla dyrektora "jak było
naprawdę" to pewnie zostaniemy po lekcjach i dostaniemy uwagi, w
najgorszym wypadku poślą na jakieś prace społeczne czy coś takiego. Mnie
raz wysłali do domu starców, w którym spędziłam trzy godziny
wysłuchując historii, która swoją drogą była bardzo ciekawa. Ale
wracając do teraz; zacząć się bronić, czy przyjąć karę i spróbować dać
nauczkę temu pacanowi w odosobnionym miejscu? Wtedy bynajmniej nie
byłoby świadków, chociaż oni dla dyrektora nie są potrzebni.
- Chyba powinienem przeprosić. Jedynie pogorszyłem sytuację - usłyszałam
chłopaka o którym w tej chwili zapomniałam pochłonięta myślami. Dopiero
wtedy spojrzałam na niego i jedyne co zdążyłam zobaczyć to ogromnie
wysoki wzrost i kamienną twarz. "A może zacznę chodzić na wysokich
butach?" pomyślałam, kiedy dodał: - Chyba serio powinniśmy iść - być
może tak. Spojrzałam w kierunku mężczyzny, który oddalał się od nas
oczekując, że pójdziemy za nim i przyjmiemy swoją karę. Bynajmniej ja,
ponieważ ja już miałam na dzisiejszy dzień jedno upomnienie. Bez słowa
zaczęłam iść w tamtym kierunku chowając ręce do kieszeni.
- Jak się nazywasz? - zapytałam. Chciałam wiedzieć z kim ewentualnie mam się zemścić, albo chociaż z kim mam dzielić karę.
- Akashi Nishimura - przedstawił się i ruszył za mną. Szybko zrównał ze
mną kroku i teraz szliśmy za dyrektorem, niczym jego wierne pieski. To
głupie określenie zawsze mnie denerwowało, ale nic nie mogłam poradzić
na to, że tylko te słowa pasowały na obecnej sytuacji.
- Anna Jonson - powiedziałam i zamilkłam. W tej chwili nie zastanawiałam
się nad rozmową, raczej nam planem zniszczenia tego idioty.
W gabinecie dyrektora znowu musiałam wysłuchiwać jego narzekać na to,
jacy my to jesteśmy nieodpowiedzialni i tak dalej. Ja dostałam kolejne
upomnienie i dopiero po tym oczekiwał od nas wyjaśnień. Ja oczywiście
się nie odzywałam, wolałam posłuchać wytłumaczeń Akashiego, który starał
się uratować cała sytuację, ale dyrektor był nieugięty i twierdził, że
to kłamstwo, a za kłamanie dostaliśmy po uwadze oraz zostanie po
lekcjach. Mogło być gorzej, a gdy tylko wyszliśmy z gabinetu usłyszałam
pytanie chłopaka:
- Dlaczego nic nie mówiłaś? - czułam się, jakby mnie oskarżał i to ja
byłam temu wszystkiemu winna. Ale gdy spojrzałam na niego, miał kamienną
twarz nie wyrażającą niczego, co bym mogła rozgryźć. Lubię takich
ludzi, nigdy nie muszę wysłuchiwać ich zażaleń czy tego, jaki ten świat
jest okropny, a nauczyciele niesprawiedliwi.
- Bo wcześniej nie chciał mnie słuchać, więc teraz też by tak było. Po
za tym widziałem, jak zareagował na twoje "kłamstwa" - wzruszyłam
ramionami zakładając je na krzyż.
<Akashi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz