O nie... dzieci... to jest najgorsze zła świata! Tylko krzyczą, biegają,
pytają, brudzą, krzyczą, zabierają, robią co chcą, krzyczą, nie
szanują... mogłabym tak wymieniać godzinami, ale dyrektorowi
najwyraźniej się spieszyło, ponieważ od razu wyszliśmy z gabinetu i
ruszyliśmy za nim w stronę budynku, w którym przechowują małe potwory,
czyli do przedszkola. Moje zdanie o dzieciach było takie: zanim zajmiesz
się dzieckiem, zacznij od czegoś bezpieczniejszego, jak na przykład
krokodylem czy anakondą. Nienawidziłam dzieci pod tym względem, że były
głośne - to był najważniejszy powód. Wiecznie krzyczały, nie potrafiły
siedzieć cicho, ciągle trzeba było je uciszać, co nigdy się nie
sprawdzało. Następne powody były takie, że wciskały nos w nie swoje
sprawy i chciały wiedzieć wszystko o wszystkim, a co za tym idzie,
pytały. Bardzo dużo pytały, a czasem ich pytania były beznadziejne, jak
na przykład: Dlaczego pingwiny nie jedzą masła, albo dlaczego ptaki nie
mają uszu i nie noszą kolczyków. To jest jakiś koszmar. Nigdy nie
rozumiałam ludzi, którzy marzyli o założeniu własnej szczęśliwej rodziny
z dzieckiem, a może i nawet z dziećmi. Już wolałabym do końca życia
pracować w najcięższej pracy, jaka tylko istnieje, ale wyrzucać obornik
na farmie, zamiast opiekować się bachorami.
Pierwszy raz poczułam, że kara, jaką dyrektor nam wymyślił, może na mnie
zadziałać. Zazwyczaj było tak: on wymyśla jakąś karę, ja to wypełniam i
wszystko się powtarza. Ale teraz stwierdzam, że jednak dyrektor nie
znał litości, bynajmniej dla nas. Nie mógł nas wysłać w jakieś góry,
żeby taszczyć po pionowej ścianie wielki głaz na sam szczyt?
- Cudownie - westchnęłam. - Nienawidzę dzieci - mruknęłam chowając ręce do kieszeni, kiedy wyszliśmy z gabinetu.
- Bynajmniej się rozumiemy - mruknął najwidoczniej niezadowolony tak
samo jak ja. W sumie szkoda, że nie lubił dzieci, gdyby było odwrotnie,
ja bym sobie siedziała i czekała na koniec kary, a on by się zajął nimi
wszystkimi.
- Też masz ochotę niektórym pourywać główki? - podniosłam nieco wzrok i spojrzałam na niego kątem oka.
- Gorzej - taka odpowiedź mi wystarczyła, ponieważ w mojej głowie rodziły się gorsze myśli, że samo oderwanie głowy.
Dyrektor zaprowadził nas do pobliskiego przedszkola, które znajdowało
się po drugiej stronie ulicy. Plac zabaw był aktualnie pusty, co
oznaczało, ze pewnie wszyscy siedzą w środku. Nie byłam pewna czy uznać
to za szczęście, czy może największego pecha. Weszliśmy do środka
budynku, od razu zraziły mnie kolorowe ściany, które po prostu się do
mnie śmiały, oblepione milionem rysunków dzieci. Gdyby nie fakt, że
mogłam w coś uderzyć, szłabym z zamkniętymi oczami. Byle tego nie
oglądać.
Weszliśmy do jakiejś klasy, gdzie wszystkie dzieci siedziały spokojnie w
ławkach słuchając nauczycielki. Dyrektor podszedł do kobiety,
porozmawiał z nią chwilę, po czym podeszli do nas.
- Zajmiecie się nimi przez dwie godziny. Po tym czasie wszystkie powinny
zostać odebrane przez rodziców - powiedziała nauczycielka.
- Jesteście za nie odpowiedzialni, wiec radziłbym wam się nimi dobrze
zająć. Najmniejsza skarga będzie miała wpływ na wasze oceny - zagroził
dyrektor. Nauczycielka jeszcze przedstawiła sytuację dzieciom, po czym
oboje wyszli, pozostawiając nas samych z dzieciakami, które nagle się
poderwały i ruszyły do zabawek. Bez namysłu zajęłam sobie miejsce przy
biurku, bo tam było wygodne krzesło. Chłopak za to usiadł na biurku, bo w
sumie to było jedyne miejsce zdatne do siedzenia. Bynajmniej lepsze niż
te malutkie krzesełka.
Po paru minutach zaczęła mnie denerwować taka jedna mała dziewczynka.
Jeździła z wózkiem dla lalek po całej sali, niczym mała wyścigówka. Nie
było by w tym nic złego gdyby nie fakt, że ciągle przejeżdżała obok
mnie, a dwa razy po mojej stopie, przez co musiałam usiąść po turecku, a
na krześle były nie wygodnie przez glany.
- Ej, mała - zatrzymała dziewczynkę, która spojrzała na mnie zdziwiona. -
Jak będziesz tak dalej biegać, pogubisz wszystkie zęby - poradziłam.
Nie sądziłam, że to zadziała, raczej chciałam sprawdzić jej reakcję.
Zamiast tego dotknęła swoich zębów, a raczej pustego miejsca, w którym
owy ząb powinien być. Zostawiła wózek gdzie stał i pobiegła do klocków.
Odsunęłam ten cholern* wózek.
- Prawda, że dzieciaczki są urocze? - powiedziałam tak ironicznym
głosem, że nawet idiota by zrozumiał podtekst, czyli "Dzieciaki są
upierdliwe".
<Akashi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz