Dzwonek głośno zabrzmiał w całej szkole, przypominając wszystkim o porze
odpoczynku. Odsunęłam się cicho na krześle i wstałam z krzesła. Szybkim
krokiem i z nadzieją w głowie, podążyłam w stronę swojego ulubionego
miejsca odpoczynku - na dziedziniec. Znajdowały się tam dębowe ławki z
metalowymi okuciami, brukowany chodnik dla uczniów akademii i ścieżka
konna dla klubu jeździeckiego, do którego należałam ja. Jeszcze
dokładnie nie obejrzałam, gdzie one prowadzą i jak daleko sięgają, ale
zrobię to po lekcjach, teraz mam szansę na mały relaks dla moich palców.
Całą lekcję biologi pisaliśmy różnicę między amebą, a pantofelkiem. Na
to wspomnienie poruszyłam palcami u prawej ręki, jakby chcąc upewnić się
czy jeszcze aby na pewno nie odpadła, po takich okrutnych katuszach.
Szybko wyrwałam się jednak z zamyślenia, nie chcąc stracić miejsca na
rzecz innych kolegów i koleżanek, przyspieszyłam tempo. Dzięki temu
dotarłam na dziedziniec niemal pierwsza. Pod jabłonią, na szczęście
jeszcze nikogo nie było. Uradowana podeszłam bliżej i położyłam się pod
nią. Przymknęłam oczy i w miarę płytko zaczęłam oddychać, chcąc
uregulować oddech. Błoga cisza i lekki wiaterek owinęły mnie niczym
miękki kocyk, nie pozwalając nikomu do mnie dotrzeć. Słyszałam ptaki
(chyba skowronki ), których melodię niósł wiatr. Głodna, wyciągnęłam z
plecaka trochę sałatki i powoli konsumowałam ją, wciąż nie otwierając
powiek. Delektowałam się dopóki nie usłyszałam znajomego głosu.
- -Hej, Yelliś!- powitał mnie wesoło Michael, siadając obok mnie - Smacznego, co tam masz?
- Cześć - na mojej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech - Dzięki, dzisiaj akurat sałatkę. Chcesz trochę?
- Pełny jestem, za dużo spaghetti. Tak w ogóle, masz może czas?-
podniósł w górę kilka kartek - Wiosna przyszła, przyszła wena. Mogę Cię
narysować?
Spaliłam buraka na te słowa i spojrzałam na Misia.
- Jesteś pewny? Bo nie wydaje mi się, żebym była dobrym materiałem do rysowania - zaśmiałam się.
- Jesteś w sam raz - pokiwał głową i pokręcił ołówkiem w palcach - To co ty na to?
- Jeśli ci tak bardzo na tym zależy to czemu by nie spróbować - odparłam - Jakaś specjalna poza?
- Usiądź wygodnie na trawie, ta jabłonka jest idealna - zauważył.
W tym czasie ja wygodnie siadłam, a gdy tylko to zrobiłam Michael kilkakrotnie zmieniał położenie głowy i kręcił nią.
- Spójrz wprost w moją stronę - pomachał do mnie ręką - doskonale. Możesz tak wytrzymać?
Skinęłam twierdząco głową. Misiu również usiadł, tylko po turecku i
zaczął nanosić ołówkiem pierwsze kreski. Wkładał w to wiele skupienia i
wysiłku. Jego wzrok ślizgał się cały czas po mojej twarzy i włosach,
chcąc oddać jak najdokładniejszy kształt. Jego ręka delikatnie niczym
płatki róż przesuwały się po kartce papieru, kreśląc czarne linie.
Wiatr rozwiewał Michaelowi jasne włosy, ale on nie zwracał uwagi na to
co się działo dookoła niego. Jego karmelowe oczy patrzyły się raz na
szkic, a raz na mnie.
Po pewnym czasie, mój kark zesztywniał. Dzięki Bogu Miś był na
wykończeniu swojej pracy. Nanosił zapewne jeszcze poprawki, których nie
musiał dodawać, jest przecież w klubie artystycznym. Każdy kto tam był,
musiał posiadać jakiś niesamowity i niepowtarzalny styl.
Wreszcie, gdy karmelowooki ukończył swoje arcydzieło, wstał i posłał mi szczery uśmiech zadowolenia.
- I jak wyszło? - spytałam wstając z ziemi i otrzepałam się z brudu.
<Michael? Co ty tam naszkicowałeś? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz