Chłopak wziął mnie na ręce, a ja cicho syknęłam z bólu. Moja kostka nie
prezentowała się zbyt okazale – stopa była wygięta w niecodzienny łuk, a
jej widok od razu przyprawił mnie o mdłości.
- Hej, nie odlatuj z tego świata – czerwonowłosy chłopak spojrzał na
mnie niepewnie. Przedstawił mi się wcześniej i nawet zapytał o moje
imię, lecz bałam się otwierać usta, gdyż nie byłam pewna, czy
przypadkiem nie zwrócę śniadania. Zamiast odpowiadać oparłam głowę o
tors chłopaka i zaczęłam powoli liczyć wdechy. Loki zaklął cicho pod
nosem i zaczął krążyć po korytarzach w poszukiwaniu jakiejś żywej duszy,
która byłaby w stanie wskazać nam kierunek do gabinetu pielęgniarki.
- C-co się jej stało? – czyjś cieniutki głosik rozwiał na chwilę mgłę, która przesłoniła mi oczy.
- Cóż, zdarzył się wypadek – odpowiedział burkliwie Loki, jednak szybko
zmienił ton na bardziej naglący – Gdzie znajduje się pokój pielęgniarki?
Kątem oka przyuważyłam jak dziewczyna w dużych, prostokątnych okularach
wskazuje jakiś korytarz, wciąż niepewnie na nas patrząc. Chłopak
podziękował naprędce i udał się w tamtą stronę. Dalszej części
poszukiwań nie pamiętam zbyt dokładnie – nigdy nie należałam do osób,
które twardo wytrzymują ból, ale to głównie widok skręconej kostki
sprawił, że momentami traciłam przytomność. Kiedy moja świadomość
ostatecznie wróciła na powierzchnię, znajdowałam się w przestronnym
pokoiku, leżąc na białym łóżku, z jedną nogą zawiniętą bandażem.
Niepewnie, wciąż z zawrotami głowy, podciągnęłam się na ramionach i
dokładniej rozejrzałam się po pomieszczeniu. Połowę widoku zasłaniał mi
szmaragdowy baldachim, więc nie byłam w stanie stwierdzić, czy ktoś inny
także tutaj się znajduje. Nagle, na komódce, która znajdowała się po
mojej prawicy, zauważyłam zwitek papieru, który musiał być naprędce
wyrwany z jakiegoś zeszytu. Zadziwiająco staranne pismo przekazywało:
Ta skręcona kostka… To był wypadek. W ramach zadośćuczynienia zapraszam na kawę do Cafe Salvatore.
Mój numer: XXX-091-XXX
Zaskoczona, ale i wzruszona tą propozycją, nawet nie zauważyłam, kiedy
do pokoju weszła tęgawa pielęgniarka, by zbadać mi kostkę. Oznajmiła mi,
że zostałam zwolniona z reszty zajęć do końca dnia, co przyjęłam z
ogromną ulgą. Co i rusz napomykała także, że nigdy nie spotkała się z
przypadkiem, aby ktokolwiek reagował tak gwałtownie na skręconą kostkę.
Kobieta zaprowadziła mnie do mojego pokoju, jednocześnie instruując, jak
stosować maść na zranione miejsce. Podziękowałam uprzejmie za opiekę,
po czym, zmęczona pełnią wrażeń z dnia, położyłam się na łóżku,
zamknęłam oczy i udałam się w objęcia snu. Tuż przed całkowitym
zaśnięciem zdążyłam jeszcze sobie przypomnieć, że nie wyjawiłam Lokiemu
swojego imienia…
Loki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz