- Bo to gówniarze bez szacunku. Rzucali kamieniami w kruki – spojrzałam
na czarnego ptaka, do którego wrócił jego towarzysz. Gdybym tak mogła
być jednym z nich... z wielką chęcią bym uprzykrzała wszystkim życie
swym krakaniem, waliłabym odchody komuś na głowę, albo bym zwiastowała
czyjegoś pecha. Niektórzy mówią, że kruki pojawiają się w złych
momentach i że niby chodzą za śmiercią. Zabawne, gdybym tak było, już
dawno bym nie żyła.
- No dobrze, rozumiem – powiedział bardzo spokojnie, jakby mówił do
małego króliczka, który miał się zaraz spłoszyć. Przeszły mnie okropne
dreszcze na tą myśl, ponieważ przypomniałam sobie "słodkiego króliczka"
ostatnio w zoo. Prawie się na mnie rzucił, bynajmniej miałam takie
wrażenie. W rzeczywistości gdy chciałam mu zrobić zdjęcie odwrócił się
tyłkiem i zaczął się załatwiać, a potem mi uciekł. Jego towarzysz nie
był lepszy, chciał we mnie rzucić marchewką, gdyby nie fakt, że miał za
krótkie łapki.
- Mówisz do mnie jak do dziecka – założyłam ręce na krzyż, ponieważ moja
pidżama była pozbawiona kieszeni. Nie podobał mi się taki spokojny ton
chłopaka, tym bardziej, że poruszał się powoli, robił niewielkie kroki w
moją stronę, jakbym zaraz się miała na niego rzucić. Czy on myśli, że
ja tego nie zauważę? Naprawdę ludzie są jacyś dziwni. - Wybacz, ale
muszę iść się przebrać – powiedziałam to całkowicie bez uczuć, także
równie dobrze mogłam się obejść bez tego pierwszego słowa.
Nie czekając na jego odpowiedź odwróciłam się i ruszyłam w kierunku
drzwi. Gdy byłam blisko nich i złapałam za klamkę, ktoś mnie uprzedził,
prawie że uderzając mnie w twarz tymi ogromnymi drzwiami.
- Ku*wa! Uważaj! - warknęłam. Czy ja naprawdę jestem taka mała, że mnie
nie widać za szybą? Czy po prostu wszyscy są tak zadufani w sobie, że
nie zwracają na nikogo uwagi? Bynajmniej na mnie? Ignorując tą osobę
wróciłam do pokoju. Widząc godzinę i tę pięć minut do lekcji szybko
zrzuciłam z siebie czarna pidżamę, nałożyłam czarne jeansy i szarą
bluzę. Ponieważ już rano się ogarniałam, teraz nie musiała się ani
rozczesywać, czy malować. Szare kapcie, na które czasem mówię kapucie,
zamieniłam na swoje glany. Chwyciłam jeszcze po drodze torbę i
zarzucając ją na ramę weszłam na korytarz. Był już on pusty co
świadczyło o tym, ze wszyscy zaczęli już lekcję. Musiałam się nieco
pośpieszyć, aby nauczycielka fizyki się na mnie nie rzuciła za kolejne
spóźnienie. Podpadłam już dyrektorce, teraz zostało mi tylko słuchać i
zapamiętywać, aby mnie nie zaskoczyła jakąś jedynką, dzięki której
będzie miała wymówkę mnie zostawić w tej klasie.
Lekcje jak lekcje, tak samo nudne jak zawsze. Chociaż dzisiaj miałam
biologię, pani Brooks była moją ulubioną nauczycielką – miałam u niej
ciągle dobre oceny, a to tylko dlatego, że gdy brakowało mi punktu,
odpytywała mnie. Ponad to świetnie opowiadała, szkoda tylko, że
przeważnie o zwierzętach i ani razu nie wspomniała o krukach, ale co
zrobisz? Nie wyłączysz się, kiedy jesteś tak słuchany w jej historię.
Bynajmniej dzięki temu biologia bardzo łatwo mi wchodzi do głowy.
Na ostatniej lekcji dostałam dodatkową pracę, za uderzenie kolegi
(ciągle mi kopał krzesło, więc co miałam zrobić, skoro nauczycielka nas
ignorowała, jak i moje słowa?). Miałam zająć się plakatem mówiącym o
wojnach Francji. Nie widziałam sensu, potem się jednak okazało, że
miałam to zrobić dla młodszej klasy. Oczywiście bez książek z biblioteki
się nie obejdzie, nie dysponuje książką do drugiej klasy i nie znam
nikogo stamtąd.
Po lekcjach poszłam do biblioteki, gdzie udało mi się znaleźć książkę o
wojnach z tamtego wieku. Tylko co gorsza stało na najwyższej półce, a ja
ledwo co sięgałam do trzeciej od góry. Obecnie bibliotekarka była
zajęta, więc mnie ignorowała. Miałam zamiar wziąć krzesło, ale gdy tylko
kobieta widziała, że mam zamiar je zabrać, szybko mi to zabroniła.
Jedyne co mi pozostało to wspinanie się po palcach i być może po
regałach.
- Może ci pomóc? - usłyszałam z tyłu. Miałam zamiar to zignorować, ale
gdy weszłam na pierwszą półkę i poczułam, jak się pode mną ugina,
zgodziłam się. Osoba wyciągnęła dla mnie książkę i dopiero wtedy na nią,
a raczej na niego spojrzałam.
- To ty? - zapytałam zdziwiona widząc tego chłopaka, z którym się dzisiaj rano spotkałam.
- No tak – odparł z lekkim uśmiechem. - Lubisz historię? - oddał mi książkę.
- Nienawidzę – "nie obchodzi mnie co było" dodałam w myślach. - Taka
kara – mruknęłam i wyszłam spomiędzy regałów, aby odłożyć książkę na
stoliku. Nie miałam zamiaru jej taszczyć do pokoju, nie będzie mi
zaśmiecać szafek.
- Za co? - zapytał idąc za mną.
- Bo uderzyłam chłopaka – fuknęłam pod nosem. Na chwilę się zatrzymał,
ale kiedy położyłam książkę na stoliku, a raczej nią rzuciłam (była tak
gruba, że sama wydała z siebie taki dźwięk) chłopak znowu pojawił się
obok.
- Może pomóc? - zapytał, na co się zaśmiałam w duchu.
- To dla drugiej klasy o wojnach Francji – powiedziałam być może
dlatego, że może będę miała szczęście i zna się na tym. Jeśli nie, to
niech mnie zostawi w spokoju, ale jeśli tak, być może będę miała mniej
pracy.
- Jestem w drugiej klasie i właśnie ta mam – powiedział jakby z siebie
dumny. Zamknęłam książkę i spojrzałam na niego zadzierając nieco głowę
do góry.
- Świetnie – bez emocji znowu to brzmiało sarkastycznie. - Masz książkę do historii? - zapytałam.
<Michael? Może pomożesz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz