- I jak?- zapytał mnie Michael kierując wzrok gdzieś na liście jabłoni
jakby nie chciał usłyszeć mojej odpowiedzi - Odnajdujesz jakieś
podobieństwo?
Moje oczy powędrowały do kartki, która falowała lekko. Ujrzałam
doskonałe odwzorowanie siebie samej, z każdym detalem uchwyconym przez
jasnowłosego chłopaka. Przejechałam palcami delikatnie po powierzchni
pracy, jakby gładząc najdroższe dzieło na świecie.
- Doskonałe Misiu - szepnęłam, wciąż delikatnie obrysowując kształt twarzy, oczu i ust.
- Jesteś niesamowity - spojrzałam na karmelowookiego - Jak... jak ty to narysowałeś w tak krótkim czasie i tak perfekcyjnie?
Na policzkach Michaela pojawił się drobny rumieniec, a na ustach zakwitł szczery uśmiech.
- Dziękuję Yelliś, wiele to dla mnie znaczy - pokazał białe zęby - Chciałbym jednak jeszcze dodać trochę kolorów.
- Ah oczywiście - odsunęłam się od niego - Dzisiaj po lekcjach chciałam
wybrać się konno na przejażdżkę... może chcesz dołączyć?
Na krótką chwilę Miś zanurzył się w myślach, zapewne przemyśleć za i
przeciw. Ostatecznie skinął głową i najwidoczniej bardzo spodobał mu się
mój pomysł, bo cały się rozpromienił niczym słońce w lecie.
Osobiście również ja ucieszyłam się bardzo, Michael zna tą szkołę, więc będzie mógł pokazać jakieś ciekawe obejrzenia szlaki.
- O 16:00 przy stajni. Oporządzimy konie i pojedziemy - posłałam uśmiech.
- Oczywiście - potwierdził - To do potem!
Pomachał ręką, zabrał teczkę z pracą i luźnym krokiem oddalił się ode mnie.
Ja również musiałam wrócić na lekcję (znowu ta biologia). Nie żebym tym
się nie interesowała, po prostu mam swoje ulubione tematy, a reszta
zajęć mnie nudzi.
Westchnęłam. Słońce paliło tak niemiłosiernie, że musiałam zasłonić dłonią oczy. Szybkim krokiem ruszyłam na zajęcia lekcyjne.
Lekcję biologii prowadzi Pani Cecille Brooks, chociaż są one ciekawe,
nie zbyt do końca potrafi mnie zainteresować. Lekcja mimo tego, że do
najciekawszych nie należała, to i tak czas minął szybko, a wręcz
zaskakująco. Chwyciłam czarny plecak i pobiegłam schodami na górę, gdzie
znajdowały się szkolne szafki. Otworzyłam ją (moja ma numer 8) i
wrzuciłam do niej wszystko za jednym zamachem. Nie miałam zamiaru tracić
czasu na składanie książek. Zgrabnym ruchem ręki zatrzasnęłam szafkę i
pobiegłem w miejsce spotkania.
Po drodze spotkałam dyrektorkę, która jak na swój wiek potrafiła szybciej chodzić niż nie jeden uczeń tej zacnej akademii.
- Młoda panno proszę nie biegać po szkolnych korytarzach - zaczęła
kazanie i załamała ręce na piersiach - Czy nie uważasz, że to bardzo nie
rozsądne z twojej strony? Możesz przecież wpaść na kogoś i zrobić mu
krzywdę...
Schyliłam głowę.
- Tak jest pani profesor - odpowiedziałam, żeby tylko jak najszybciej odczepiła się ode mnie.
- Nie mogę sobie wyobrazić jak to jest, że moi uczniowie nie przetrzegają regulaminu szkoły...
- Przepraszam pani profesor.
- Następnym razem nie będzie przepraszam, tyko szlaban po zajęciach - dodała na koniec i odeszła w stronę swojego gabinetu.
Tym razem mi się upiekło, nikt nie zdoła zniszczyć mojego dzisiejszego dnia.
Szybko omiotłam spojrzeniem teren dookoła mnie i ruszyłam dalej.
Do stajni dotarłam trochę spóźniona, a Michael już tam był, stał oparty o wejście do stajni.
- Przepraszam - zdyszana oparłam się o boks - Wpadłam na dyrektorkę, a ta zaczęła mi tłumaczyć, o tym że nie powinnam biegać.
Miś zaśmiał się melodyjnym głosem.
- Nic się nie stało, to co czyścimy zanim wyruszymy? - spytał i wskazał
na stajnię pełną koni. Każdy uczeń miał własnego konia, który
pomieszkiwał w stajni.
- Tak jasne. Bierz swojego konia na zewnątrz. Dzisiaj jest ładna pogoda, więc będzie nam wygodniej.
Podeszłam do prawie ostatniego boksu i wyciągnęłam z pobliskiego worka, marchewki.
- Cześć Hades - przywitałam się z białym koniem i podałam mu przekąskę - Najpierw czyszczenie potem bieganie.
Ogier na to zarżał radośnie i machnął długim czarnym ogonem.
Otworzyłam zamek boksu i weszłam do środka. Nałożyłam mu na tę chwilę
liliowy kantar i wyprowadziłam. Hades był siwym arabem czystej krwi o
ciemnym przenikliwym spojrzeniu i grzywą oraz ogonem czarnymi jak
węgiel. Był koniem żywiołowym o piekielnie dobrych zdolnościach do
skoków. Jednak okropnie boi on się ognia, to chyba jego trauma z życia u
wcześniejszego gospodarza. Hadesa uratowałam, gdy właściciel chciał go
uderzyć palcatem. Od tamtej pory jesteśmy nierozłączni.
Poklepałam go lekko po grzbiecie.
- Dzisiaj poznasz swojego kolegę albo koleżankę - oznajmiłam, na co potrącił mnie łbem wesoły.
Wyszłam z nim na trawę obok padoku i czekałam, aż przyłączy się jasnowłosy ze swoim przyjacielem.
<Michael? Kto jest twoim konikiem :v?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz