niedziela, 23 kwietnia 2017

Od Michaela CD Yeol

Nakładałem cienie na rysunek, co chwilę podnosząc spojrzenie na dziewczynę, najwyraźniej już nieco obolałą od siedzenia w tej samej pozycji przez dobre kilkadziesiąt minut. Z boku kartki, gdzie zostało mi jeszcze trochę miejsca, dorysowałem chowającą się za głową Yelliś gałąź uginającą się pod ciężarem kwiecia.
- I jak wyszło?- zapytała, kiedy obwieściłem zakończenie pracy.
- Jak modelka ładna, to i rysunek ładny- krytycznym okiem przyjrzałem się swojej pracy i kilkoma szybkimi pociągnięciami dorysowałem jeszcze pukiel włosów targanych przez wiatr.- Nie no, powiedzmy, że nie jest źle, czasu tylko trochę mało, bo bym tło jeszcze jakieś porządne dorobił. Zabiorę ten rysunek, to kiedyś nadrobię wszystko farbami, obiecuję!
- Nie musisz, starczy ołówkiem- zaśmiała się Yelliś.
- Daj spokój, Księżnej przyda się lekcja pokory, żeby nie było, że tylko jej portrety można malować!- zaprotestowałem żywo.- Poza tym, muszę poćwiczyć malowanie ludzi, wiesz, proporcje i te sprawy.
- W porządku. A teraz... mogę w końcu zobaczyć siebie?- pochyliła się nieco, jakby chcąc podejrzeć rysunek. Z szerokim uśmiechem zabrałem kartkę nieco dalej, poza zasięg wzroku dziewczyny. Rzuciła mi pełne wyrzutu spojrzenie. Przypominał mi się wzrok Immi, kiedy coś chciała. Nigdy nie umiałem wtedy odmówić. Podałem jej swoją pracę, przejeżdżając dłonią po karku, nieco jednak zakłopotany. Ktoś mógłby powiedzieć, że ile lat siedzę już w malarstwie, powinienem przyzwyczaić się do krytyk i oceniania tego, co stworzyłem, ale zdawało mi się, że to było jedno z tych niemożliwych zadań - i że sprawa oddawania swoich spraw pod oko innych jest rzeczą dość kłopotliwą nie tylko dla mnie, ale większości tych podążających drogą sztuki. Czułem wtedy, jakbym był poddawany wiwisekcji, jakby ktoś oglądał fragment mojej duszy pod mikroskopem. Choćby się malowało coś wziętego kompletnie z kosmosu i oddalonego o tysiące galaktyk, niedotyczącego nas w najmniejszym stopniu, przy stworzeniu tego tworzyła się więź z danym obiektem. Malarz, przelewając w to cząstkę swojej duszy, składał niewidzialny podpis swoich uczuć. Podobnie było, dajmy na to, z przedstawianiem wydarzeń z przeszłości. Matejko mógł tylko uczyć się o bitwie pod Grunwaldem, ale przedstawiając na płótnie jej losy, stał się kimś na kształt żołnierza biorącym udział w walce, również stając się jej uczestnikiem.
No a przynajmniej ja to w ten sposób odbierałem. Może były to po prostu jakieś głupoty. Ale istota malowania dla każdego artysty, nawet tego dopiero dążącego do godności noszenia owego tytułu (jak chociażby ja), była sprawą naprawdę intymną. Nie chodzi o to, że teraz miałem jakiś wielki problem z pokazaniem Yelliś jej portretu. Ale gdybym miał swoje obrazy zaprezentować swoje obrazy, zapewne chodziłbym jak na szpilkach. Odczucia jednej osoby łatwo było odczytać, dokładnie zbadać, odpytując chociażby. Kiedy jednak chodziło o wrażenia tłumu, sprawa znacznie się komplikowała, rzadko kiedy można było zapytać każdego z osobna o szczegółową opinię, tym bardziej, że zazwyczaj kończyła się ona na "Hm...jest w porządku, oby tak dalej", a kiedy próbowało się drążyć temat, głośne, nieco może zakłopotane chrząknięcie drugiej strony temat definitywnie kończyło.
Spojrzałem uważnie na dziewczynę, uważnie studiującą swój portret. Usiłowałem odczytać z jej wyrazu twarzy jakieś pierwsze odczucia, cokolwiek, ale ostatecznie odwróciłem wzrok na kwiecie jabłoni, by zająć czymś wzrok.
- I jak?- zapytałem w końcu.- Odnajdujesz jakieś podobieństwo?

< Yelliś? Wybacz, że opko takie nijakie, wena już zasypia >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt