Schowałam wszystkie książki do plecaka, gdy tylko odrobiłam to, co
miałam zadane, oraz to, co umiałam, a raczej zapamiętałam z lekcji.
Jeśli o czymś nie powiedział, to nie moja wina, to on ma mnie uczyć, nie
ja samą siebie. Położyłam czarny plecak pod ścianę i wskoczyłam na
łóżko ze słuchawkami w uszach. Z biurka po drodze zabrałam biała kartkę
oraz mały węgielek, który powoli mi się kończył. Narys szkic
niewielkiego drzewa z grubą gałęzią. Na dole kot, który przednimi łapami
opierał się o pień, a na gałęzi piękny czarny kruk. Potem jeszcze to
wszystko wypełniłam, rozmazałam, dodałam detale i tak o to ukończony
obrazek włożyłam do swojej teczki, w której była masa innych
pomalowanych kartek. Podeszłam do okna i oglądałam to, co widziałam.
Czyli duże miasto, nic więcej. Ludzie na chodniku, samochody na ulicy,
zmieniające się światła, bezpańskie sierściuchy, budynki. A co było
tłem? Nieco pokryte szarymi chmurami, które najwidoczniej miały ochotę
dać o sobie znać w postaci deszczu. Zniżyłam wzrok na ziemię, gdzie
zobaczyłam drzewa, a na jednym z nich dwa kruki. Oparłam łokieć o
parapet i z muzyką w uszach oglądałam to cudowne stworzenie, gdy nie
zobaczyłam jak w jego stronę leciał kamień. Jeden ptak się wzniósł i
zakrakał głośno. Dopiero wtedy zobaczyłam dwóch chłopaków, którzy
bezkarnie rzucali w ptaki kamieniami. Od razu wyjęłam słuchawki nie
przejmując się melodią i wybiegłam z pokoju. Nie zwracałam uwagi na
ludzi, w głowie jedynie snułam plan, jak mogłabym torturować tą dójkę.
Najpierw będzie trzeba ich mocno przywiązać, a potem wziąć nóż i
pomalutku rozcinać im skórę. Lepiej! Najpierw ostrze nadstawić nad
płomień, a potem gorącym metalem robić im krzywdę. O tak! Z takimi
właśnie wyobrażeniami dobiegłam do owego miejsca. Jeden kruk postanowił
już odlecieć, a drugi dalej krakał na nich. Widząc jak się z tego
śmieją, coś we mnie pękło. Chwyciłam byle jaki kamień i rzuciłam nim
mocno w klatkę piersiową. Zaczęłam się na nich wydzierać, wyzywać nie
wiadomo od czego, a przy okazji obrzucać kamieniami gdzie popadnie. Co
zabawniejsze, zawsze trafiałam.
- Jak jeszcze raz zobaczę coś takiego, to was pozabijam! - krzyknęłam
gdy uciekali, a po drodze jeszcze rzuciłam pociskiem trafiając jednemu w
łeb. Spojrzałam w stronę ptaka, który to wszystko obserwował. W głowie
miałam jedynie najpodlejsze wyzwiska i przekleństwa kierowane w stronę
tej dwójki, gdy nie poczułam na sobie czyjegoś wzroku. Odwróciłam głowę i
spojrzałam w kierunku osoby, która stała i najwidoczniej wszystko
widziała. - Co się gapisz? - warknęłam chowając ręce do kieszeni.
Kieszeni... zaraz... ja ich nie mam! Jestem w pidżamie! Mam na sobie
czarną dwuczęściową pidżamę, a na nogach szare kapcie. O chole*a...
<Ktoś? Ktokolwiek? Plisss>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz