- E... No można tak powiedzieć. - odparłem. - Wolę jak jest ciepło. - dodałem.
- Właśnie widzę. - uśmiechnął się ciepło. - Chodźmy szybciej to morze tak nie zmarzniesz. - dodał.
Pokiwałem głową na znak, że popieram ten pomysł. Ruszyliśmy w stronę akademika trochę żwawiej. Nadal trzymałem się dosyć blisko chłopaka, gdyż nie byłem zbyt spokojny. Był kolejny huk, tym razem bliżej, serce stanęło mi chyba, a cała krew po prostu odpłynęła, mózg zablokował ruchy. Nigdy nienawidziłem petard, nawet w nowy rok. Było to podobne do burzy, za którą również nie przepadałem. Huk powtórzył się jeszcze dwa razy, ja stanąłem i chyba zamarłem. Czułem jakbym miał zaraz stracić przytomność, nie wiem czy od zimna, od strachu czy od czegoś jeszcze innego. Evans mówił coś do mnie ale słyszałem tylko jakieś szumy i huk, odbijający się echem w mojej głowie. Straciłem chyba kontakt ze światem.
- Opowiesz mi bajkę? - zapytałem, nową siostrę.
- Oczywiście, opowiem ci bajkę, którą opowiadał śnieg, spadający delikatnie z nieba. - powiedziała siadając obok mnie na łóżku. - Wszystko działo się bardzo blisko naszego miasta. Historia ta jest również i legendą. - skupiłem się na słuchaniu siostry. - Kilkaset tysięcy lat temu, kiedy jeszcze nie było tego miasta, tylko las, łąki, polany i doliny, gdzie strumienie i rzeki z gór wylewały się do okolicznych akwenów, żyli tu pewni ludzie.
- Ludzie? Przecież tak dawno temu oni jeszcze nie żyli. - przerwałem jej.
- Wszystko się zaraz wyjaśni. - powiedziała swoim melodyjnym głosem. - Był to mały naród, bardzo konsekwentny. Nienawidzili nieposłuszeństwa. Wiele rzeczy było zakazanych a kary były straszne. Był tam jeden chłopak, który nienawidził zasad. Zawsze udawało mu się uniknąć kary, kiedy coś nabroił. Wszystko jednak się w jego życiu zmieniło, kiedy poznał swojego nowego przyjaciela. Poznali się przypadkiem i byli swoimi przeciwieństwami. Io, ten buntownik, bo tak na niego mówiono poznał spokojnego, miłego i pilnującego zasad Uriego. Na początku nie dogadywali się, ale z czasem stali się najlepszymi przyjaciółmi. Krąży pogłaska, że razem położyli kres narodowi i założyli to miasto. Więc pamiętaj, że z przyjaciółmi, wszystko jest możliwe. A teraz śpij, Ishi. - zakończyła historię i zgasiła światło, straciłem kontakt ze światem, oddając się w objęcia morfeusza.
Odzyskałem kontakt ze światem, leniwie rozchyliłem powieki, jasne światło oślepiało mnie. Gdzie byłem? Co się stało? Dlaczego powróciło wspomnienie z moją byłą przyszywaną siostrą? Gdzie jestem? Przechyliłem głowę najpierw w prawo, a potem w lewo, aby przywrócić sobie jasne myślenie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem biały sufit. Dźwięki wokół zacierały się, dochodziły jak przez głęboką wodę, albo grubą szybę. Spojrzałem na osobę stojącą obok, był to jakiś facet ubrany na biało. W powietrzu unosił się zapach chemii. Czyżby szpital? Zamrugałem kilka razy i wyostrzyłem obraz, tak, to był szpital. Ale co się stało, że tu jestem? W pamięci mam czarną dziurę, pamiętam tylko pierwszy huk, a potem pustka. Wstałem do siadu i złapałem się za głowę, bolała niemiłosiernie, z do tego była strasznie ciężka. Spojrzałem znów w stronę lekarza, stał obok kogoś, obraz cały czas mi się zamazywał. Jednak ten charakterystyczny niebieski kolor włosów i zielone oczy - Evans. Tylko co ja tu robię? Lekarz zorientowawszy się, że się obudziłem podszedł do mnie. Zapytał o coś, ale nie wiem o co. Nadal wszystko docierało jak przez szybę. Poświecił latarką mi w oczy, jednak światło nie oślepiło mnie. Słuch powracał powoli do normy.
- Nie reaguje. - usłyszałem dosyć donośny głos lekarza.
- C-co ja tu robię? C-co się st-tało? - zapytałem z trudem.
Czułem się fatalnie, jakbym miał zaraz paść tam i już nie wstać. Do łóżka podszedł Evans, spojrzałem na niego słabym wzrokiem.
- E-evans. Co-o my tu ro-obimy? - zapytałem.
Evans? Coś jest, do szpitala trafili, bo nie miałam pomysłu xd wybacz, wymyślisz coś, wierzę w ciebie ^^
- Właśnie widzę. - uśmiechnął się ciepło. - Chodźmy szybciej to morze tak nie zmarzniesz. - dodał.
Pokiwałem głową na znak, że popieram ten pomysł. Ruszyliśmy w stronę akademika trochę żwawiej. Nadal trzymałem się dosyć blisko chłopaka, gdyż nie byłem zbyt spokojny. Był kolejny huk, tym razem bliżej, serce stanęło mi chyba, a cała krew po prostu odpłynęła, mózg zablokował ruchy. Nigdy nienawidziłem petard, nawet w nowy rok. Było to podobne do burzy, za którą również nie przepadałem. Huk powtórzył się jeszcze dwa razy, ja stanąłem i chyba zamarłem. Czułem jakbym miał zaraz stracić przytomność, nie wiem czy od zimna, od strachu czy od czegoś jeszcze innego. Evans mówił coś do mnie ale słyszałem tylko jakieś szumy i huk, odbijający się echem w mojej głowie. Straciłem chyba kontakt ze światem.
- Opowiesz mi bajkę? - zapytałem, nową siostrę.
- Oczywiście, opowiem ci bajkę, którą opowiadał śnieg, spadający delikatnie z nieba. - powiedziała siadając obok mnie na łóżku. - Wszystko działo się bardzo blisko naszego miasta. Historia ta jest również i legendą. - skupiłem się na słuchaniu siostry. - Kilkaset tysięcy lat temu, kiedy jeszcze nie było tego miasta, tylko las, łąki, polany i doliny, gdzie strumienie i rzeki z gór wylewały się do okolicznych akwenów, żyli tu pewni ludzie.
- Ludzie? Przecież tak dawno temu oni jeszcze nie żyli. - przerwałem jej.
- Wszystko się zaraz wyjaśni. - powiedziała swoim melodyjnym głosem. - Był to mały naród, bardzo konsekwentny. Nienawidzili nieposłuszeństwa. Wiele rzeczy było zakazanych a kary były straszne. Był tam jeden chłopak, który nienawidził zasad. Zawsze udawało mu się uniknąć kary, kiedy coś nabroił. Wszystko jednak się w jego życiu zmieniło, kiedy poznał swojego nowego przyjaciela. Poznali się przypadkiem i byli swoimi przeciwieństwami. Io, ten buntownik, bo tak na niego mówiono poznał spokojnego, miłego i pilnującego zasad Uriego. Na początku nie dogadywali się, ale z czasem stali się najlepszymi przyjaciółmi. Krąży pogłaska, że razem położyli kres narodowi i założyli to miasto. Więc pamiętaj, że z przyjaciółmi, wszystko jest możliwe. A teraz śpij, Ishi. - zakończyła historię i zgasiła światło, straciłem kontakt ze światem, oddając się w objęcia morfeusza.
Odzyskałem kontakt ze światem, leniwie rozchyliłem powieki, jasne światło oślepiało mnie. Gdzie byłem? Co się stało? Dlaczego powróciło wspomnienie z moją byłą przyszywaną siostrą? Gdzie jestem? Przechyliłem głowę najpierw w prawo, a potem w lewo, aby przywrócić sobie jasne myślenie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem biały sufit. Dźwięki wokół zacierały się, dochodziły jak przez głęboką wodę, albo grubą szybę. Spojrzałem na osobę stojącą obok, był to jakiś facet ubrany na biało. W powietrzu unosił się zapach chemii. Czyżby szpital? Zamrugałem kilka razy i wyostrzyłem obraz, tak, to był szpital. Ale co się stało, że tu jestem? W pamięci mam czarną dziurę, pamiętam tylko pierwszy huk, a potem pustka. Wstałem do siadu i złapałem się za głowę, bolała niemiłosiernie, z do tego była strasznie ciężka. Spojrzałem znów w stronę lekarza, stał obok kogoś, obraz cały czas mi się zamazywał. Jednak ten charakterystyczny niebieski kolor włosów i zielone oczy - Evans. Tylko co ja tu robię? Lekarz zorientowawszy się, że się obudziłem podszedł do mnie. Zapytał o coś, ale nie wiem o co. Nadal wszystko docierało jak przez szybę. Poświecił latarką mi w oczy, jednak światło nie oślepiło mnie. Słuch powracał powoli do normy.
- Nie reaguje. - usłyszałem dosyć donośny głos lekarza.
- C-co ja tu robię? C-co się st-tało? - zapytałem z trudem.
Czułem się fatalnie, jakbym miał zaraz paść tam i już nie wstać. Do łóżka podszedł Evans, spojrzałem na niego słabym wzrokiem.
- E-evans. Co-o my tu ro-obimy? - zapytałem.
Evans? Coś jest, do szpitala trafili, bo nie miałam pomysłu xd wybacz, wymyślisz coś, wierzę w ciebie ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz