Stałam przez lodowiskiem zastanawiając się, czy wejść do środka.
Spojrzałam na łyżwy, które trzymałam w dłoni rozmyślając nad tym, czy
jeszcze umiem jeździć. Ostatni raz robiłam to dwa lata temu. Teraz
bynajmniej przekonam się, czy można zapomnieć czegoś takiego, jak jazdy
na łyżwach. W końcu zdecydowałam, że wejdę do środka.
-Dwie godziny wcześniej-
Obudziłam się dosyć późno i dopiero wtedy, kiedy ktoś walił w moje
drzwi. Był to jakiś mężczyzna z paczką w dłoni. Nie znałam go, wyglądał
mi na jakiegoś kuriera. Podpisałam jakąś kartkę i odebrałam przesyłkę.
Położyłam ją na stole i otworzyłam ją wtedy, gdy się ogarnęłam; ubrałam,
zjadłam i pomalował się. Wpierw przeczytałam karteczkę na samej górze.
Była to mama, która chciała o sobie dać znać i jako spóźniony prezent na
urodziny przysłała mi łyżwy. Ona przynajmniej coś mi kupiła, tata nawet
nie dął o sobie znać. Świetnie, zawsze mi okazują, że mnie kochają.
Rozpakowałam prezent i je przymierzyłam. Były idealne, ale od razu
musiała je zdjąć ze względu na podłogę. Miałam się nie pakować w
kłopoty, prawda? Moja współlokatorka już dawno wstała i postanowiła
najwidoczniej mnie opuścić. Ja także postanowiłam wyjść z pokoju, w celu
przetestowania łyżew. Ale zrobiłam to o wiele później, ponieważ
chciałam pospać jeszcze tą godzinkę.
-Teraz-
Wejść? Nie wejść. Wejść? Nie wejść. Wejść? Weszłam.
Stanęłam w kolejce na dwie minuty, po czym kupiłam sobie jeden razowy
bilet, oraz żeton do szafki, aby pochować rzeczy. Przebrałam swoje
obuwie, a gdy stanęłam, nogi mi nieco drżały. Tak, te dwa lata dawały po
sobie znać, ale tylko przez parę sekund. Gdy wykonywałam pierwsze
ruchy, coraz łatwiej mi było złapać równowagę, a moje nosi przyzwyczaiły
się do łyżew. Najwidoczniej moja matka jeszcze pamiętała, że noga
przestała mi rosnąć i został mi tylko taki numer, który nie zmieniła się
przez pięć lat.
Opierałam się o framugę i cierpliwie czekałam, aż będę mogła wejść. Za
pięć minut poprzednia grupa wyjdzie z lodowiska i przyjdzie nasza kolej.
Tylko pięć minut. Tylko chwila. A jednak mi się dłużyło i to okropnie.
Chciałam natychmiast stanąć na śliskim lodzie i sprawdzić, czy tej jazdy
się nie zapomina. Usiadłam na ławce i wyjęłam telefon. Włączyłam
internet, a następnie wattpada, na którym zaczęłam czytać książkę pod
tytułem: "Wieczna". Według mnie to świetna książka. Nawet nie
przeszkadzał mi romans w niej zawarty. Była to opowieść o "innej"
dziewczynie, która przeżyła próbę samobójstwa. Próbowali z niej zrobić
maszynę do zabijania, udało im się, ale ona zaczynała sobie wszystko
przypominać. Aktualnie byłam na wątku, w którym obmyślała z przyjacielem
plan ucieczki.
- Hej, widzę, że coś czytasz - podniosłam wzrok na jakieś bruneta, który zagląda mi w telefon. Zmarszczyłam brwi.
- Nie zaglądaj mi w ekran - fuknęłam blokując telefon i go chowając do
kieszeni. Usłyszałam raptownie ten charakterystyczny dźwięk, który
oznaczał, że nadeszła nasza kolej. Gdy wszyscy ludzie z wcześniejszej
grupy wyszli z pomieszczenia, przecisnęłam się przez ludzi i znalazłam
się na początku kolejki. Nie zwracałam uwagi na jakieś pomruki czy
uwagi. Dałam bilet dla mężczyzny i weszłam na lód. Automatycznie
złapałam się barierki, ponieważ nogi miały chęć się rozjechać na boki.
- Może pomóc? - usłyszałam ten sam niski, a zarazem radosny głos
bruneta. Pokręciłam przecząco głową odpychając się jedną nogą i próbując
jechać do przodu. Dwa lata... Czy to nie za dużo?
- Poradzę sobie - mruknęłam bardziej sama do siebie i odepchnęłam się
drugą nogą. Mogłam się puścić barierki i przez pierwsze sekundy płynnie
jechałam, gdy na mojej drodze nie pojawiła się dziewczyna. Wyglądała na
moją rówieśniczkę, jednak z tą różnicą, że była miła. Od razu mnie
przeprosiła, a ja tylko mruknęłam coś nie wyraźnie pod nosem, wstałam
szybko i nie zwracając na nią uwagi pojechałam dalej.
- Kulturą to ona nie grzeszy - usłyszałam, ale zignorowałam to. Parę
mocniejszych i szybszych pchnięć i w końcu złapałam idealnie równowagę.
Nie musiałam już trzymać się barierki, tylko swobodnie jechać. Ręce
założyłam z tyłu, wyprostowałam się nieco i spokojnie jechałam do
przodu, pomału się odpychając, ale bardzo płynnie. Zamknęłam oczy chcąc
poczuć ten cały chłód, co było moim błędem. Wpadłam na jakąś osobę, a
los znowu chciał mnie poniżyć. Był to znowu ten sam brunet, którego
spotkałam wcześniej dwa razy.
- Może jednak chcesz mojej pomocy? - zapytał miło się uśmiechając.
Ugh... jak można być takim radosnym człowiekiem? To jest okropne! Ale
przyjęłam jego dłoń, po czym pomógł mi wstać. Stałam blisko niego. Za
blisko... odepchnęłam się od niego mrucząc cicho pod nosem jakieś
podziękowania i ruszyłam do przodu, a on za mną.
- Poczekaj - usłyszałam, ale ja nie zwolniłam, raczej przyspieszyłam.
Czego on ode mnie chciał? - Jak się nazywasz? - zapytał, gdy był obok
mnie i w pewnym momencie zagrodził mi drogę. Skubaniec, szybki i zwinny.
- Anna - powiedziałam z nadzieją, że da mi spokój, ale to się nie stało.
- Ładne imię - przyznał. - Ja nazywam się Oliver - uśmiechnął się miło.
chciał złapać moją dłoń i ucałować, ale ja cofnęłam i ruszyłam przed
siebie. - Ej, co taka ponura? - zapytał jadąc tyłem na przeciwko mnie.
Dobra, tu akurat mi imponuję, to nie jest łatwe. Sama próbowałam i nawet
jeśli umiałam, to jednak ciężko było się tego nauczyć.
- A ty czemu taki wesoły?
- Korzystam z życia - uśmiechnął się. Prychnęłam wymijając go.
Męczyłam się z nim bardzo długo. Praktycznie był obok mnie ciągle, nawet
jeśli próbowałam od niego uciec, on mnie doganiał. Gdy się
zatrzymywałam, robił to w tym samym momencie. Denerwował mnie, bo
próbował na chama nawiązać ze mną rozmowę. Udało mu to się dopiero
wtedy, kiedy dowiedziałam się, że także czytał "Wieczną". Nie sądziłam,
że trawię na osobę, która także korzysta z wattpada i jeszcze czyta to
samo, co ja. Byłem wręcz w stu procentach pewna, że to z powodu romansu,
ale gdy powiedział, że lubi walkę, krew i morderstwa, aż przestałam go
wyzywać i odpychać. Lepiej! Zaczęłam z nim rozmawiać. Był całkiem miły,
co mnie nieco irytowało. Po za tym ciągle się uśmiechał, ale starałam
się nie zwracać na to uwagi. Całe swoje skupienie skierowałam na
lodowisko, kiedy się ścigaliśmy. Na szczęście nie dawał mi forów,
wygrał. Stwierdził, że gdybym nie zrobiła dwuletniej przerwy, nie
poradziłby sobie ze mną.
-Następnego dnia-
Ciekawie dosyć było. Poszłam z Olivier'em do baru, aby trochę wypić.
Dałam się zaciągnąć na jeden taniec i to było tyle. Wróciłam do siebie
jakoś przed północą, bo nie miałam ochoty dłużej siedzieć wśród tylu
ludzi. Potem już się z nim nie zobaczyłam. Dlaczego? Był z Anglii.
Chyba, że kiedyś bym odwiedziła ojca, który się nie odzywa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz