Wlepiłem wzrok w ścianę, podkuliłem nogi, oplotłem je rękoma i przycisnąłem do klatki piersiowej, kładąc jednocześnie głowę na kolanach.
- Dziękuję i... przepraszam. - wymruczałem cicho.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- Za co? - zapytał.
- Zrobiłeś dla mnie dużo, przynajmniej ja tak to odbieram, a ja wciąż sprawiam same kłopoty. - powiedziałem. - Nic dziwnego więc, że każdy tak szybko się mnie pozbywa. - dodałem bardzo cicho, powiedziałem to raczej do siebie niż do chłopaka, ale mimo wszystko usłyszał to.
- Powiesz mi o tym coś więcej? Nie rozumiem zbytnio. - powiedział wlepiając we mnie pytające a za razem... zaniepokojone spojrzenie?
Przeniosłem wzrok na Evansa, patrzyłem na niego słabo przez dość długi czas. Nie wiedziałem co mówić. Pierwszy raz nie byłem w stanie wysilić się na skłamany uśmiech, który zresztą zawsze odbierany był jako szczery.
- Lekarz nie powiedział mi wszystkiego, prawda? - zapytałem momentalnie zmieniając temat. - Zresztą. Nieważne. - dodałem po chwili ciszy.
- Coś się stało? - zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.
Mocniej przycisnąłem nogi i zamknąłem oczy. Czy coś się stało? Wszystko. Stało się to, że się tu pojawiłem. Nie w szpitalu. Na świecie. Stało się to, że żyję. Stało się to, że zawsze sprawiam kłopoty, same kłopoty. Stało się to, że mam tego wszystkiego dosyć...
- Nie. Nic. - odparłem, wysilając się na lekki uśmiech i otworzyłem oczy, spoglądając na chłopaka. - Czyli co? Z wypadów do kawiarni nici? - zapytałem, śmiejąc się lekko.
- Najpierw wyzdrowiej. - uśmiechnął się.
Standard. Nie był to szczery uśmiech, widziałem w jego oczach coś, jakby zmartwienie? Chyba w mojej wyobraźni. Nie wiedziałem, czy zorientował się, że udaję. Nie wiem tego. Nigdy, nikt nie zauważył. Nikt. Nigdy. Więc teraz było zapewne identycznie. //Na ustach uśmiech, a w sercu ból... to jedna z najtrudniejszych życiowych ról...//
- Kazuma? - dotarł do mnie głos chłopaka.
- T-tak? - zapytałem, "wracając" na ziemię.
- Powtórzę pytanie. Czy powiesz mi coś więcej o tym, o czym wspomniałeś wcześniej? - zapytał, cały czas się we mnie wpatrując.
- Nie ma tu co mówić. - powiedziałem ze słabym uśmiechem. - Myślisz, że z jakiego powodu tu trafiłem? - zapytałem retorycznie. - Kiedy znów zacznę sprawiać problemy, szkoła na pewno odeśle mnie tam. - powiedziałem, powstrzymując się od krzyku.
- Tam? - zapytał, jakoś ostrożnie?
- Znowu będę odsyłany. Jak zwykle, pozbędą się mnie, jak tylko zaczną się kłopoty. Które ściągam na siebie jak magnes. - wymruczałem. - Tam. Czyli... znowu... do domu dziecka. Jakby nie mogli dać mi już świętego spokoju. - schowałem głowę w kolana. - Jakby nie mogli tego zakończyć. - głos mi się załamał.
Nienawidziłem tego. Problemy. Zawsze je ściągałem. A kiedy pojawiały się problemy, szukano mi nowej "rodzinki". Chciałem krzyczeć, płakać i wreszcie dać wypłynąć emocjom, które się kumulowały. Ale nie mogłem. Starałem się powstrzymać od szlochu. Kiedy Evans stąd tylko wyjdzie, z pewnością się rozpłaczę. Ale nie chciałem płakać przy nim. To byłoby zbyt wiele. Jak znów będę musiał wyjechać, najlepiej by było, gdyby nikt tutaj nawet nie myślał o mnie, po moim "zniknięciu"...
Evans? Drama trochę (bardzoo) no ale cóż. Dłuższego nic nie napisze oprócz dramy (tylko dramy wychodzą mi dłuższe xdd) Spokojnie, niedługo będę zwalać na ciebie i na innych ściany tekstu xdd
- Dziękuję i... przepraszam. - wymruczałem cicho.
Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
- Za co? - zapytał.
- Zrobiłeś dla mnie dużo, przynajmniej ja tak to odbieram, a ja wciąż sprawiam same kłopoty. - powiedziałem. - Nic dziwnego więc, że każdy tak szybko się mnie pozbywa. - dodałem bardzo cicho, powiedziałem to raczej do siebie niż do chłopaka, ale mimo wszystko usłyszał to.
- Powiesz mi o tym coś więcej? Nie rozumiem zbytnio. - powiedział wlepiając we mnie pytające a za razem... zaniepokojone spojrzenie?
Przeniosłem wzrok na Evansa, patrzyłem na niego słabo przez dość długi czas. Nie wiedziałem co mówić. Pierwszy raz nie byłem w stanie wysilić się na skłamany uśmiech, który zresztą zawsze odbierany był jako szczery.
- Lekarz nie powiedział mi wszystkiego, prawda? - zapytałem momentalnie zmieniając temat. - Zresztą. Nieważne. - dodałem po chwili ciszy.
- Coś się stało? - zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.
Mocniej przycisnąłem nogi i zamknąłem oczy. Czy coś się stało? Wszystko. Stało się to, że się tu pojawiłem. Nie w szpitalu. Na świecie. Stało się to, że żyję. Stało się to, że zawsze sprawiam kłopoty, same kłopoty. Stało się to, że mam tego wszystkiego dosyć...
- Nie. Nic. - odparłem, wysilając się na lekki uśmiech i otworzyłem oczy, spoglądając na chłopaka. - Czyli co? Z wypadów do kawiarni nici? - zapytałem, śmiejąc się lekko.
- Najpierw wyzdrowiej. - uśmiechnął się.
Standard. Nie był to szczery uśmiech, widziałem w jego oczach coś, jakby zmartwienie? Chyba w mojej wyobraźni. Nie wiedziałem, czy zorientował się, że udaję. Nie wiem tego. Nigdy, nikt nie zauważył. Nikt. Nigdy. Więc teraz było zapewne identycznie. //Na ustach uśmiech, a w sercu ból... to jedna z najtrudniejszych życiowych ról...//
- Kazuma? - dotarł do mnie głos chłopaka.
- T-tak? - zapytałem, "wracając" na ziemię.
- Powtórzę pytanie. Czy powiesz mi coś więcej o tym, o czym wspomniałeś wcześniej? - zapytał, cały czas się we mnie wpatrując.
- Nie ma tu co mówić. - powiedziałem ze słabym uśmiechem. - Myślisz, że z jakiego powodu tu trafiłem? - zapytałem retorycznie. - Kiedy znów zacznę sprawiać problemy, szkoła na pewno odeśle mnie tam. - powiedziałem, powstrzymując się od krzyku.
- Tam? - zapytał, jakoś ostrożnie?
- Znowu będę odsyłany. Jak zwykle, pozbędą się mnie, jak tylko zaczną się kłopoty. Które ściągam na siebie jak magnes. - wymruczałem. - Tam. Czyli... znowu... do domu dziecka. Jakby nie mogli dać mi już świętego spokoju. - schowałem głowę w kolana. - Jakby nie mogli tego zakończyć. - głos mi się załamał.
Nienawidziłem tego. Problemy. Zawsze je ściągałem. A kiedy pojawiały się problemy, szukano mi nowej "rodzinki". Chciałem krzyczeć, płakać i wreszcie dać wypłynąć emocjom, które się kumulowały. Ale nie mogłem. Starałem się powstrzymać od szlochu. Kiedy Evans stąd tylko wyjdzie, z pewnością się rozpłaczę. Ale nie chciałem płakać przy nim. To byłoby zbyt wiele. Jak znów będę musiał wyjechać, najlepiej by było, gdyby nikt tutaj nawet nie myślał o mnie, po moim "zniknięciu"...
Evans? Drama trochę (bardzoo) no ale cóż. Dłuższego nic nie napisze oprócz dramy (tylko dramy wychodzą mi dłuższe xdd) Spokojnie, niedługo będę zwalać na ciebie i na innych ściany tekstu xdd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz