Z bocznej kieszeni torebki wyjęłam mały, niepozornie wyglądający kluczyk
którego kilka dni temu dostałam od przewodniczącego samorządu
szkolnego. Po czym spojrzałam na starannie wygrawerowany trzycyfrowy
numer – dwieście pięć na drewnianych drzwiach. Zanim włożyłam klucz do
zamka upewniłam się, że nie pomyliłam pokoju, odwracając mały brelok z
ręcznie napisanym numerem na białej kartce. Dwa razy delikatnie
przekręciłam klucz i chwyciłam za zimną, metalową klamkę z nadzieję, że
miejsce w którym spędzę najbliższe trzy lata będzie równie przytulne jak
mój pokój w domu rodzinnym, w którym mieszkam od dziecka. Od razu po
wejściu moim oczom ukazało się sporych rozmiarów okno przez które
wpadały ostatnie promienie słoneczne, oświetlając przy tym całe wnętrze.
Ku moim obawom pokój świecił pustkami, co świadczyło o długiej
nieobecności kogokolwiek w środku. Oprócz starej, rozkładanej kanapy,
przedpotopowego telewizora, małego biurka i krzesła z zepsutym oparciem
nic konkretnego tutaj nie było. Z ciekawością odkrywałam coraz to nowsze
zakurzone zakamarki pokoju. Z każdą minutą dochodziłam do wniosku, że
przed moją przeprowadzką muszę wziąć się za generalne porządki i
wszystko porządnie wyczyścić. Im dłuższej tutaj siedziałam, tym bardziej
nie docierało do mnie, że już za pięć dni ten mały, niepozornie
wyglądający pokoik stanie się moim drugim domem. Zmęczona dzisiejszym
dniem rzuciłam torbę w kąt i runęłam na kanapę, przykrywając nogi kocem w
ozdobne, afrykańskie wzory. W mojej głowie rodziły się przeróżne
pomysły na wprowadzenie kilku gruntownych zmian i ożywienie nowego
lokum. Z pewnością na półce obok kanapy postawię ozdobny flakon i co
kilka dni będę zrywała do niego polne kwiaty rosnące na łące nieopodal,
bądź bez. Oprócz tego na szafce obok telewizora stanął wszystkie
porcelanowe figurki i mała szkatułka z biżuterią i ozdobami do włosów.
Poproszę też Olivera, żeby zamontował nad kanapą biblioteczkę na
wszystkie książki autorstwa Sarah J. Maas. Moje przemyślenia przerwał
głośny dźwięk dzwonka. Gwałtownie podniosłam się z pozycji leżącej i
przy towarzystwie zawrotów głowy doczołgałam się do torby. Spojrzałam na
wyświetlacz telefonu - o wilku mowa, Olinek.
- Cześć siostra, co jest z tobą? Od kilku godzin nie dajesz znaku życia,
a z tego co mi wiadomo dopiero od przyszłego tygodnia zaczynasz swoją
przygodę w akademiku. Chyba, że jakiś miły kolega przygarnie cię do
siebie na noc. Przypominam, że nie chcę zostać wujkiem w tym wieku.
Śmiech był na tyle głośny, że odsunęłam telefon dalej od ucha. Nigdy nie lubiłam jego pewności siebie i zgryźliwości.
- Kiedy po mnie przyjedziesz? Mam do ciebie ogromną prośbę, wziąłbyś ze
sobą dwa kartony z mojego pokoju? Leżą obok legowiska kociaków. W
czwartek nie będę w stanie wszystkiego zabrać .
- Nie ma sprawy Kruszynko, będę po Ciebie za pół godziny. Czekaj na mnie na placu przed szkoła, a i pamiętaj, nie rozrabiaj!
Rozłączyłam się pierwsza i zanim z powrotem odłożyłam telefon, kliknęłam
zieloną ikonkę KONTAKTY i wyszukałam w nich numer Michaela.
Po czym przeszłam do pisania wiadomości ‘’Misiu, dziękuję Ci za miło
spędzony czas, świetnie się bawiłam’’. Przed wysłaniem ponownie
spojrzałam na treść i pośpiesznie usunęłam pierwsze słowo.
‘’ Panie Michaelu Monet, dziękuję Ci za miło spędzony czas, świetnie się bawiłam ’’
Na sam koniec dodałam jedną z tych fikuśnych emotikon, co bardzo rzadko mi się zdarza.
< Miś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz