"Spotkanie z ukochaną"? No to niezła ukochana. Jeszcze do niedawna
skakaliby sobie do gardeł, jeśli mogę to tak określić. Swój do swego
ciągnie, co? Odprowadziłem zadowolonego Ayato wzrokiem do drzwi. No
trudno, jak to określił, to jego sprawa z kim się umawia i nic mi do
tego. Tu rację musiałem niestety mu przyznać. Ech, ciekaw jestem, jak
zareaguje na to Kiyoko. Wyglądało na to, że nie miała o nim złego zdania
i zdawała się go lubić jak prawdziwego kolegę. Wytarłem dokładnie ręce i
wyszedłem z toalety. Prawie wpadłem na drugą osobę, jak później okazała
się czarnowłosą, o której przed chwileczką myślałem. Ułożyłem dłonie na
wąskich ramionkach, uniosła czubek nosa w górę. Patrzyła na mnie, a
następnie zapytała się:
– Wiedziałeś o tym? – zapytała z delikatnym uśmieszkiem.
– Właściwie to przez przypadek mi powiedział przed chwilą w łazience.
– Chodzicie razem do toalety? – Posłała pytające spojrzenie, a zaraz
pokręciła szybciutko głową. – J-Jak to się stało? Myślałam, że jej nie
lubi.
Pogłaskałem ją po główce, mierzwiąc przy okazji jej włosy. Yhym,
przyjęła do całkiem dobrze, tak jak na Kiyo przystało. Westchnąłem pod
nosem, widząc szopkę Atosi. Zapytałem, czy chciałaby się przejść na
zewnątrz, skoro mamy ładną pogodę. Pokiwała głową, mówiąc, że chciałaby
wcześniej coś zrobić, jednak szybko się rozmyśliła i rzuciła cichutkie:
"Chodźmy". Zrobiłem krok w tył, by móc się obrócić, ale znów się z kimś
stuknąłem. Odwróciłem się natychmiast, po usłyszeniu huku. Na ziemi
zauważyłem chłopaka, a w powietrzu jeszcze fruwały jakieś karteczki.
Razem z Kiyoko przykucnęliśmy przy nim, żeby pomóc w zbieraniu
papierzyska. Kiedy skończyliśmy, próbował nas oślepić swoim szerokim
uśmiechem. Ma zamiar nas jakoś wyciulać czy co? Ach, jest rudy, bez
krzyża lepiej nie podchodzić...
– Przepraszam – mruknąłem.
– Powinieneś uważać, jak chodzisz! – zaśmiał się, przez co jego
wypowiedź brzmiała dość miło i sympatycznie, bez wrednego wydźwięku.
– Nic ci nie jest? – Pokręcił głową, biorąc od Kiyo swoje notatki. – Całe szczęście.
Podałem im dłoń, chcąc pomóc im wstać. Powinienem dostać order
podnoszacza ludzi, bo to już kolejny raz. Oboje otrzepali się z brudu,
który przyczepił się po kontakcie z podłogą i spojrzeli, a to na siebie,
a to na mnie.
– Skoro mnie przewróciliście, moglibyście mi pomóc to zanieść?
Nie chciało mi się tego robić, miałem ochotę przesiedzieć w spokoju
resztę przerwy i dotrwać do końca lekcji. Moja dobra przyjaciółka
zaplanowała to sobie zupełnie inaczej. Nieśmiało uniosła kąciki ust i
się zgodziła. Zamrugałem parę razy, nie rozumiejąc tej sytuacji. Nawet
nie zapytała mnie o zdanie. No nic, w takim razie nie będę nic mówił i
zachowam się tak, jakby przystało na dobrego kolegę. Wyciągnąłem ręce do
rudzielca, który obdarował mnie połową swojego "towaru" i poinstruował,
gdzie mam to zanieść.
– Z tego całego zamieszania, nie zdążyłem się przedstawić!
– My w sumie też... – odparła cichutko.
Kiyoko/Czeslav? Coś nie wyszło, ale cii...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz