Patrzyłam na dziewczynę gdy odchodziła jak na idiotkę, że niby Vitya
żałował? Mam w to uwierzyć? Po tym wszystkim? Nie....teraz było już za
późno....Prychnęłam pod nosem klnąc soczyście, wzięłam tackę z prawie
nie tkniętym jedzeniem i odniosłam je do okienka. Jakoś mi zbrzydło....
Poprawiłam bluzę i przeczesałam włosy palcami po czym wyszłam z lokalu.
Zimne, wieczorne powietrze owiało moją twarz oraz wdarło się pod nie
zapiętą bluzę. Bez zastanowienia wyjęłam paczkę papierosów i zapaliłam
jednego idąc w stronę akademika, nie miałam ochoty rozmawiać o tym co
się tam działo, bo po co rozdzierać stare rany? Mój krok z coraz większą
dawką nikotyny stawał się spokojniejszy, podobnie jak i oddech. Zanim
się zorientowałam stałam pod wejściem do pokoi akademickich. Wyrzuciłam
niedokończonego peta do kosza i weszłam do środka. Następnie po schodach
na górę i do pokoju. Cudem udało mi się zdobyć tą jedynkę i w sumie
bardzo dobrze. Jestem za bardzo aspołeczna by z kimś mieszkać, a mimo to
uwielbiam obserwować ludzi....paradoksalne co? Od kluczyłam drzwi i
weszłam do środka .Na wycieraczce były listy....znowu to samo.
Podniosłam pocztę i spojrzałam tylko na nadawce i sposób zaklejenia.
Viktor...Yuu....i Yuri? Zaciekawiona listem od Yuriego zamknęłam za sobą
drzwi i wyjmując mój nożyk szybko otworzyłam list i wyjęłam kartkę,
usiadłam na łóżku i zamarłam. Nawet on? Jedyna osoba której ufałam?
Treść listu była krótka, a jednak zabiła mnie do końca. "Viktor miał
racje....nie wiem po co cię broniłem" Yuri? Czemu jeszcze ty? Wrzuciłam
wszystkie listy do kartonu nad łóżkiem i wyjełam zdjęcie z ramki obok.
Przedstawiało ono mnie i Katsukiego. Miałam 7 lat i jeździliśmy na nim
razem na łyżwach. Wspomnienia uderzyły we mnie, a w oczach znów pojawiły
się łzy. Wyjęłam zapalniczkę i podpaliłam je. Patrząc jak zdjęcie znika pochłonięte w ognistych językach. Kiedy ogień dosięgał moich palców
wyrzuciłam skrawek za okno.
Bez sił usiadłam na ziemi. Czemu nie mogą mnie po prostu zostawić tylko gnębią dalej?
Wzięłam wcześniej odstawiony nożyk z łóżka zdjęłam bluzę i lekko nacięłam
skórę. Ręce cięłam aż do łokci i teraz trudno było znaleźć wolne
miejsce. Moje ręce znów krwawiły....ale przynajmniej pozwoliło mi na
chwile zapomnieć, owinęłam ręce bandażami i naciągnęłam czarne za łokieć
rękawiczki bez palców. Wygrzebałam z szafki obok mnie leki nasenne i
wodę. Wzięłam dwie, na efekt nie czekałam długo....zasnęłam.
~*~
Następnego dnia po zajęciach udałam sie do stołówki, wzięłam tackę i
nałożyłam sobie jedzenia na talerz, po czym zaczęłam szukać wolnego
miejsca. Trafiłam na wolny stolik, ale długo nie zostałam sama. Dosiadła się do mnie Anji. Uśmiechnęłam się wrednawo.
-Oh? Nie ma nigdzie indziej miejsca? Jaka szkoda nacierpisz się
oddychając tym samym tlenem co ja....-Podparłam głowę na ręce i zaśmiałam
się cicho.
-Wyjaśnij mi to....-Warknęła na mnie.
-Ale, że co? -Uśmiechnęłam się uroczo i bardzo sztucznie. -Jak się oddycha? To proste....-Zaczęłam ale przerwała mi.
-Nie udawaj głupiej....wiesz o co mi chodzi....
-.....-Naburmuszyłam policzki co najmniej jak Viktor gdy był zły, oraz
zmrużyłam oczy. -Nie mam obowiązku spowiadać ci się z mojego
życia....-Wzruszyłam ramionami. -Po za tym im mniej wiesz tym lepiej
śpisz. Kochana, lepiej się tym nie interesuj...-Dodałam i spokojnie
popijałam mój soczek dalej, patrząc na reakcje dziewczyny ze spokojem.
Anji? Z nią ni ma łatwo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz