Ziewając co chwilę, razem z drepczącym wesoło po mojej prawej Chesem,
szliśmy na lekcję - kiedy mijaliśmy jakiś zegar z motywem irlandzkiej
dzikiej przyrody, kątem oka spojrzałem na godzinę. Mieliśmy zapas całych
sześciu minut, na spokojnie zdążymy dotrzeć pod odpowiednią klasę:
dzisiaj dzień mieliśmy zacząć od matematyki. Dzięki notatkom
przyjaciela, lepiej ogarniałem tematy, które obecnie przerabialiśmy,
więc w miarę dziarskim krokiem, pomimo zmęczenia, pokonywałem kolejne
schody i korytarze. W myślach powtarzałem kolejne ważne informacje,
zaczynając od sposobów rozwiązywania równań logarytmicznych.
- Oby tylko dzisiaj żadnej kartkówki nie było - wypowiedziałem swoje pobożne życzenie.
- Nadal nie ogarniasz tych nierówności?
- Brat, jak coś, liczę na ciebie - mruknąłem, nieco jednak zrezygnowany.
- Wczoraj zadania nie szły ci tak źle - pocieszająco poklepał mnie po
plecach. - I jest koniec tygodnia. Raczej nie zrobi niczego...
***
- Mam dla was mały test - obwieściła na wstępnie pani Clover, stukając
kredą o swoje biurko. - Wyciągnijcie kartki, rozpiszę wam zadania na
tablicy. Macie piętnaście minut na rozwiązanie ich.
Po klasie rozległ się szmer z każdą chwilę zyskujący na głośności:
najpierw w ruch poszło szarpanie się kartkami, potem prośba o
pożyczenie, a nawet kilka przyciszonych lamentów: przeważały jednak
odgłosy szybkiego kartkowania podręczników i zeszytów. Sam zerknąłem
szybko do notatek, usiłując zapamiętać jak najwięcej informacji.
- Bracie, w tobie pokładam nadzieję - szepnąłem jeszcze, chowając książki.
- Ja też! - uśmiechnął się, wyciągając długopis. Minutę później klasa
pogrążyła się w ciszy, przerywanej tylko szuraniem nóg krzeseł czy
długopisów. Co jakiś czas komuś też coś spadło. Z ciężko bijącym sercem
zabrałem się za rozwiązywanie zadań, ale, wbrew moim obawom, pani Clover
ponownie przygotowała raczej proste zagadnienia.
***
Wyszedłem z klasy jako jeden z ostatnich, rzucając jeszcze okiem na
nauczycielkę starannie chowającą nasze kartkówki do wściekle czerwonej
teczki, która dość mocno kontrastowała ze stonowanymi barwami, w jakich
zdawała się gustować.
- Jakiś problem, chłopcy? - zapytała, rzucając nam badawcze spojrzenie. -
Michael, jeśli chcesz zapytać o swoją poprawę, to dostałeś bardzo
dobry, wpisałam już do dziennika.
- Dobrze, dziękuję - lekko skinąłem głową. - Do widzenia.
- Do widzenia - zawołał zaraz przyjaciel i obaj opuściliśmy klasę, starannie zamykając za sobą drzwi.
- Wiszę ci colę za tę poprawkę - uśmiechnąłem się, przybijając z przyjacielem żółwika. - Sam bym ich nie ogarnął.
- Nie dramatyzuj aż tak. Chociaż troszkę byś nad podręcznikiem pewnie poślęczał.
- Nie załapałem dwóch spraw - przyznałem. - Dobra, ja tylko pod automat podejdę, bo mnie suszy. Zaraz wracam.
- Możesz mi od razu wziąć colę!
- No wiem przecież!
Ruszyłem szybkim krokiem na koniec korytarza, gdzie IIC najwyraźniej
miała przed chwilą lekcję. Po chwili, nieco z boku, dostrzegłem też i
Reinę. Podszedłem do dziewczyny, siadając obok niej.
- Hejo! Co teraz mieliście?
< Reina? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz