czwartek, 10 sierpnia 2017

Od Michaela CD Anastazji

Przez dłuższy czas uważnie oglądałem szkice Anastazji, ostrożnie przewracając kolejne kartki, by przypadkiem nie uszkodzić żadnego rysunku. Uważnie przypatrywałem się wszystkim detalom, by przypadkiem niczego nie przeoczyć - uwielbiałem wyszukiwać różne szczegóły niewidoczne na pierwszy rzut oka, czy to w obrazach, czy nawet w codziennym, ulicznym życiu. Przeczytałem chyba wszystkie artykuły na temat obrazów sławnych malarzy i różnych ciekawostek, które można było w nich wypatrzeć. Ręka nienależąca do nikogo, tajemnicza postać w tle - szukanie źródła motywacji, dzięki któremu autor postanowił dodać takowe szczególiki, stanowiło dla mnie ogromną frajdę.
Do niektórych ze szkiców dziewczyny wracałem po kilka razy - szczególnie urzekła mnie sielankowa wizja przedstawiająca rodzinę - ojca, matkę i trójkę małych dzieci - siedzących na łączce przy strumyku, gdzie wokół latało mnóstwo ważek, a w tle można było dostrzec mnóstwo bajkowych stworzeń. Po dłuższej chwili dostrzegłem, że nawet ludzie nosili w sobie znamiona magii - na ten przykład, kobieta i jej córka miały długie, elfie uszy, a przy mężczyźnie leżała cienka, misternie wykonana różdżka. Zaskoczyło mnie to, jak bogato została narysowana i z jaką dbałością o szczegóły.
- Ładnie - stwierdziłem z entuzjazmem, oddając Anastazji szkicownik. - Dbasz o szczegóły i widać to naprawdę dobrze w efekcie. Brałaś może udział w jakichś konkursach?
- Rzadko - mruknęła cicho, chowając zeszyt do torby. Lekko zacisnęła dłoń na jej pasku. - Ale raczej trzymam je dla siebie.
- A szkoda, śliczne są - uznałem z szerokim uśmiechem. - Jak narysujesz coś nowego, daj koniecznie znać!
- Postaram się - obiecała, obserwując uważnie okolicę.
- Mi też się tu podoba - stwierdziłem, odgadując, co obecnie pochłaniało myśli dziewczyny. - Jest tak... spokojnie. Akademia to sympatyczne miejsce, pełne świetnych ludzi, ale czasem trzeba odpocząć w ciszy. Kiedy po raz pierwszy strasznie potrzebowałem takiego odosobnionego miejsca, znalazłem to. Szczerze mówiąc, to trochę przypadkiem, bo się zgubiłem, kiepsko u mnie z orientacją w terenie.
- Ale chyba nie żałujesz, prawda? - pokręciłem zaraz głową. - Cóż, często właśnie takie coś zmienia losy człowieka.
- "Fakt, że budzik nie zadzwonił, zmienił już wiele ludzkich przeznaczeń" - zacytowałem Christie, przytakując dziewczynie. - Tak przy okazji, chcesz może jakąś przekąskę? Wziąłem z domu jakieś ciastka, żeby to zjeść.
Zacząłem grzebać z plecaka, a po chwili wyjąłem z niego nieco spłaszczoną paczuszkę. Ostrożnie otworzyłem opakowanie, krzywiąc się na widok dość mocno pokruszonych słodkości.
- Tak też da się jeść - uznałem jednak, podsuwając ciastka dziewczynie. - Częstuj się, wszystko musimy zjeść.
- Zbieramy się powoli?
- Ano, trzeba będzie - przyznałem z ociąganiem. Ruszyliśmy polną ścieżką w ciszy, którą przerywało tylko świergotanie ptaków, odgłos naszych kroków i chrupanie ciasteczek.
***
Doszliśmy do Akademika, gdy słońce zdążyło już powoli chylić się ku zachodowi. Niebo powoli zaczynało przechodzić z czystego błękitu w ciepłe, pomarańczowe odcienie.
- Dzięki za dzisiaj - uśmiechnąłem się. - Trzeba będzie za niedługo znowu gdzieś wyjść, co ty na to?
- Czemu nie - stwierdziła z uroczym uśmiechem. - Jak coś, to się ustali w najbliższym czasie.
- Jasne, do zobaczenia! - pomachałem Anastazji na pożegnanie, gdy stanęliśmy pod drzwiami jej pokoju. Gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami, sam ruszyłem korytarzem w stronę pokoju numer 207...no, od niedawna połączonej z 208. Ciekawe, czy Ches już wrócił.

< Anastazja? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt