Przez dłuższy czas uważnie oglądałem szkice Anastazji, ostrożnie
przewracając kolejne kartki, by przypadkiem nie uszkodzić żadnego
rysunku. Uważnie przypatrywałem się wszystkim detalom, by przypadkiem
niczego nie przeoczyć - uwielbiałem wyszukiwać różne szczegóły
niewidoczne na pierwszy rzut oka, czy to w obrazach, czy nawet w
codziennym, ulicznym życiu. Przeczytałem chyba wszystkie artykuły na
temat obrazów sławnych malarzy i różnych ciekawostek, które można było w
nich wypatrzeć. Ręka nienależąca do nikogo, tajemnicza postać w tle -
szukanie źródła motywacji, dzięki któremu autor postanowił dodać takowe
szczególiki, stanowiło dla mnie ogromną frajdę.
Do niektórych ze szkiców dziewczyny wracałem po kilka razy - szczególnie
urzekła mnie sielankowa wizja przedstawiająca rodzinę - ojca, matkę i
trójkę małych dzieci - siedzących na łączce przy strumyku, gdzie wokół
latało mnóstwo ważek, a w tle można było dostrzec mnóstwo bajkowych
stworzeń. Po dłuższej chwili dostrzegłem, że nawet ludzie nosili w sobie
znamiona magii - na ten przykład, kobieta i jej córka miały długie,
elfie uszy, a przy mężczyźnie leżała cienka, misternie wykonana różdżka.
Zaskoczyło mnie to, jak bogato została narysowana i z jaką dbałością o
szczegóły.
- Ładnie - stwierdziłem z entuzjazmem, oddając Anastazji szkicownik. -
Dbasz o szczegóły i widać to naprawdę dobrze w efekcie. Brałaś może
udział w jakichś konkursach?
- Rzadko - mruknęła cicho, chowając zeszyt do torby. Lekko zacisnęła dłoń na jej pasku. - Ale raczej trzymam je dla siebie.
- A szkoda, śliczne są - uznałem z szerokim uśmiechem. - Jak narysujesz coś nowego, daj koniecznie znać!
- Postaram się - obiecała, obserwując uważnie okolicę.
- Mi też się tu podoba - stwierdziłem, odgadując, co obecnie pochłaniało
myśli dziewczyny. - Jest tak... spokojnie. Akademia to sympatyczne
miejsce, pełne świetnych ludzi, ale czasem trzeba odpocząć w ciszy.
Kiedy po raz pierwszy strasznie potrzebowałem takiego odosobnionego
miejsca, znalazłem to. Szczerze mówiąc, to trochę przypadkiem, bo się
zgubiłem, kiepsko u mnie z orientacją w terenie.
- Ale chyba nie żałujesz, prawda? - pokręciłem zaraz głową. - Cóż, często właśnie takie coś zmienia losy człowieka.
- "Fakt, że budzik nie zadzwonił, zmienił już wiele ludzkich
przeznaczeń" - zacytowałem Christie, przytakując dziewczynie. - Tak przy
okazji, chcesz może jakąś przekąskę? Wziąłem z domu jakieś ciastka,
żeby to zjeść.
Zacząłem grzebać z plecaka, a po chwili wyjąłem z niego nieco
spłaszczoną paczuszkę. Ostrożnie otworzyłem opakowanie, krzywiąc się na
widok dość mocno pokruszonych słodkości.
- Tak też da się jeść - uznałem jednak, podsuwając ciastka dziewczynie. - Częstuj się, wszystko musimy zjeść.
- Zbieramy się powoli?
- Ano, trzeba będzie - przyznałem z ociąganiem. Ruszyliśmy polną ścieżką
w ciszy, którą przerywało tylko świergotanie ptaków, odgłos naszych
kroków i chrupanie ciasteczek.
***
Doszliśmy do Akademika, gdy słońce zdążyło już powoli chylić się ku
zachodowi. Niebo powoli zaczynało przechodzić z czystego błękitu w
ciepłe, pomarańczowe odcienie.
- Dzięki za dzisiaj - uśmiechnąłem się. - Trzeba będzie za niedługo znowu gdzieś wyjść, co ty na to?
- Czemu nie - stwierdziła z uroczym uśmiechem. - Jak coś, to się ustali w najbliższym czasie.
- Jasne, do zobaczenia! - pomachałem Anastazji na pożegnanie, gdy
stanęliśmy pod drzwiami jej pokoju. Gdy dziewczyna zniknęła za drzwiami,
sam ruszyłem korytarzem w stronę pokoju numer 207...no, od niedawna
połączonej z 208. Ciekawe, czy Ches już wrócił.
< Anastazja? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz