,, Może to, że jak jej nie ma, to może umierać w jakimś kącie na serce i nie dostać odpowiedniej pomocy'' te słowa dźwięczały mi w głowie... serce, umierać, kąt, pomoc. Stałem i patrzyłem jak wryty. Przenosiłem wzrok od Xaviera, po pana Collinsa, po Tai i Oph. Co tu się wydarzyło. Wyprostowałem się, oparłem dłonie o biodra i spojrzałem na Ophelię z góry.
- Co ty sobie myślisz! - podniosłem głosem i spojrzałem na nią najgroźniej jak potrafiłem - Nie mogłaś od razu tego powiedzieć, tylko się kryłaś?! A co by było, gdybyś faktycznie zaczęła mi schodzić?! Pomyślałaś o tym w ogóle?!!!
- Nesladek uspokój się - powiedział Pan Collins kładąc rękę na moim ramieniu - Nie masz przypadkiem lekcji?
- Mam - warknąłem
- To może byś na nie wrócił? - ścisnął mnie mocniej - Pragnę Ci przypomnieć w jakiej jesteś sytuacji.
- Wiem - odgarnąłem rękę nauczyciela, na co ten spojrzał zaskoczony. Sakra... zapomniałem, że to nauczyciel - Ja już może faktycznie pójdę... Przepraszam.
Odwróciłem się i wyminąłem całą czwórkę. Sakra, co ja sobie myślałem. Dobrze, że to Collins i jest w porządku. Boże... potraktowałem go jak ucznia... ja... biedna Oph. Przyspieszyłem kroku i wyszedłem na dziedziniec przed halą. Moją twarz i włosy owiał letni wiatr. Zatrzymałem się wpatrując w dal. Co teraz? Jest sens wracać na lekcje? Zostało może z jakieś... dziesięć minut? Sięgnąłem do torby po telefon, spojrzałem na wyświetlacz. Hmmm dwanaście minut, to o wiele się nie pomyliłem. Nieeee nie ma sensu wracać. Pójdę bezpośrednio na następną lekcję. Powoli ruszyłem w kierunku wschodniego skrzydła. Wyciągnąłem portfel i zacząłem wygrzebywać drobniaki na automat. Dopiero teraz czułem jaki byłem zmęczony. W sumie po cholerę ja się tam pchałem. Sakra nigdy się nie nauczę, żeby nie mieszać się w nie swoje sprawy. Mogłem zostawić ją tam na trawie i iść komuś powiedzieć, a potem spokojnie iść na lekcje... Dobra kogo ja oszukuję. Energicznie wstrząsnąłem głową i ręką przeczesałem włosy głośno wzdychając. Nie umiałbym tak uczynić. Spojrzałem na schody przed budynkiem. Znowu one... Poprawiłem pasek od torby i zacząłem się wspinać do góry. Do mych uszu dobiegł dźwięk dzwonka, znaczy się skończyli lekcje... Po chwili przez drzwi zaczął wysypywać się tłum uczniów. Zszedłem lekko na bok, aby przepuścić całą gwardię. Oparłem się plecami o filar i patrzyłem jak to bardziej lub mniej znajome twarze przewijają się właśnie przede mną. Tyle osobowości... tyle ludzi wartych lub niewartych poznania... W sumie nawet nie wiem ile uczniów liczy nasza szkoła. Tak jakoś nikt nigdy nie wspominał. Jedyne, co wiem to to, że nasza klasa jest najliczniejsza, a mamy... szesnaście osób. Patrząc na to, że w podstawówce i w gimnazjum nigdy nie mieliśmy mniej niż dwadzieścia pięć osób w klasie, to obecna ilość jest bardzo... kameralna. Gdy tylko zrobiło się luźniej od razu wcisnąłem się do środka. Przy wewnętrznym filarze niczym strażnik teksasu jak zwykle stał Odell. Ugh, aż mnie ściskało na jego widok. Przemknąłem bez słowa i poszedłem pod salę informatyczną. Przynajmniej będzie można chwilę odpocząć...
- Gdzieś ty był? - poczułem pacnięcie w tył głowy
Odwróciłem się i nad sobą zobaczyłem Miśka
- Dumbassie, gdzieś ty znowu zwiał? - mruknął - Znowu musiałem Cię kryć.
- Dzięki... ale tym razem mam usprawiedliwienie - powiedziałem przeliczając pieniądze w dłoni
- Brateł... Jenkins już poleciał do Caroline, nawet nie wiesz jaki był wkurzony, że niedość, że nie zaliczyłeś sprawdzianu to jeszcze zwiałeś mu z lekcji.
- Doprawdy? - spojrzałem na niego z ukosa - To się zdziwi, bo tym razem nie zwiałem, chociaż pewnie jak zwykle tak to potraktuje. Idę do automatu po coś do picia, idziesz ze mną?
Michael skinął głową i ruszyliśmy ramię w ramię. W dłoni ściskałem monety. Sakra... mam nadzieję, że Collins mnie usprawiedliwi... chociaż za te zachowanie, to może jeszcze mnie bardziej dobić. Chociaż on spoko człowiekiem jest...
- Co ty taki smutny? - przerwał Misiek - Co jest bro?
- Myślę - mruknąłem - Jakoś tak ostatnio nie po mojej myśli wszystko idzie...
- Mmmm nie przejmuj się - uśmiechnął się chłopak - Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Z pewnością...
Podszedłem do automatu, wdukałem numerek odpowiadający za puszkę coli Lime... zasmakowała mi ta nowość. Jestem ciekaw, czy zostanie na dłużej... wrzuciłem monety i już po chwili, mogłem wyciągnąć ją z zapadki. Wyprostowałem się i poczułem ukłucie w bok.
- Co jest? - zwróciłem się do Michaela
- Sparks - szepnął
Odwróciłem się i faktycznie w naszą stronę zmierzała wychowawczyni. Miała dosyć nietęgą minę. Przełknąłem ślinę i schowałem colę do torby, teraz zdecydowanie jej nie wypiję.
- Nesladek, możesz powiedzieć mi, gdzie byłeś na ostatniej lekcji? - zapytała podchodząc bliżej
- Pomagałem skontuzjowanej koleżance dostać się na lekcje - odpowiedziałem bez mrugnięcia
- Dlaczego musiałeś to być, akurat ty? - Sparks potarła palcami czoło - Nie mogłeś wezwać kogoś innego? Wiesz jak to wygląda... Jenkins nie uzna, tego za dobre wytłumaczenie.
- Koleżanka, bardzo się uparła - wzruszyłem ramionami - Chciałem ją zaprowadzić do pielęgniarki, ale stwierdziła, że musi dotrzeć na WF, więc nie dyskutowałem. Pan Collins może wszystko potwierdzić, to była Ophelia z drugiej C.
- Dobrze zapytam go - powiedziała Caroline - Czeslav, proszę, staraj się nie mieszać w takie sprawy. Nie opuszczaj już żadnej lekcji.
Skinąłem głową i ruszyłem pod salę.
<oph?>
- Co ty sobie myślisz! - podniosłem głosem i spojrzałem na nią najgroźniej jak potrafiłem - Nie mogłaś od razu tego powiedzieć, tylko się kryłaś?! A co by było, gdybyś faktycznie zaczęła mi schodzić?! Pomyślałaś o tym w ogóle?!!!
- Nesladek uspokój się - powiedział Pan Collins kładąc rękę na moim ramieniu - Nie masz przypadkiem lekcji?
- Mam - warknąłem
- To może byś na nie wrócił? - ścisnął mnie mocniej - Pragnę Ci przypomnieć w jakiej jesteś sytuacji.
- Wiem - odgarnąłem rękę nauczyciela, na co ten spojrzał zaskoczony. Sakra... zapomniałem, że to nauczyciel - Ja już może faktycznie pójdę... Przepraszam.
Odwróciłem się i wyminąłem całą czwórkę. Sakra, co ja sobie myślałem. Dobrze, że to Collins i jest w porządku. Boże... potraktowałem go jak ucznia... ja... biedna Oph. Przyspieszyłem kroku i wyszedłem na dziedziniec przed halą. Moją twarz i włosy owiał letni wiatr. Zatrzymałem się wpatrując w dal. Co teraz? Jest sens wracać na lekcje? Zostało może z jakieś... dziesięć minut? Sięgnąłem do torby po telefon, spojrzałem na wyświetlacz. Hmmm dwanaście minut, to o wiele się nie pomyliłem. Nieeee nie ma sensu wracać. Pójdę bezpośrednio na następną lekcję. Powoli ruszyłem w kierunku wschodniego skrzydła. Wyciągnąłem portfel i zacząłem wygrzebywać drobniaki na automat. Dopiero teraz czułem jaki byłem zmęczony. W sumie po cholerę ja się tam pchałem. Sakra nigdy się nie nauczę, żeby nie mieszać się w nie swoje sprawy. Mogłem zostawić ją tam na trawie i iść komuś powiedzieć, a potem spokojnie iść na lekcje... Dobra kogo ja oszukuję. Energicznie wstrząsnąłem głową i ręką przeczesałem włosy głośno wzdychając. Nie umiałbym tak uczynić. Spojrzałem na schody przed budynkiem. Znowu one... Poprawiłem pasek od torby i zacząłem się wspinać do góry. Do mych uszu dobiegł dźwięk dzwonka, znaczy się skończyli lekcje... Po chwili przez drzwi zaczął wysypywać się tłum uczniów. Zszedłem lekko na bok, aby przepuścić całą gwardię. Oparłem się plecami o filar i patrzyłem jak to bardziej lub mniej znajome twarze przewijają się właśnie przede mną. Tyle osobowości... tyle ludzi wartych lub niewartych poznania... W sumie nawet nie wiem ile uczniów liczy nasza szkoła. Tak jakoś nikt nigdy nie wspominał. Jedyne, co wiem to to, że nasza klasa jest najliczniejsza, a mamy... szesnaście osób. Patrząc na to, że w podstawówce i w gimnazjum nigdy nie mieliśmy mniej niż dwadzieścia pięć osób w klasie, to obecna ilość jest bardzo... kameralna. Gdy tylko zrobiło się luźniej od razu wcisnąłem się do środka. Przy wewnętrznym filarze niczym strażnik teksasu jak zwykle stał Odell. Ugh, aż mnie ściskało na jego widok. Przemknąłem bez słowa i poszedłem pod salę informatyczną. Przynajmniej będzie można chwilę odpocząć...
- Gdzieś ty był? - poczułem pacnięcie w tył głowy
Odwróciłem się i nad sobą zobaczyłem Miśka
- Dumbassie, gdzieś ty znowu zwiał? - mruknął - Znowu musiałem Cię kryć.
- Dzięki... ale tym razem mam usprawiedliwienie - powiedziałem przeliczając pieniądze w dłoni
- Brateł... Jenkins już poleciał do Caroline, nawet nie wiesz jaki był wkurzony, że niedość, że nie zaliczyłeś sprawdzianu to jeszcze zwiałeś mu z lekcji.
- Doprawdy? - spojrzałem na niego z ukosa - To się zdziwi, bo tym razem nie zwiałem, chociaż pewnie jak zwykle tak to potraktuje. Idę do automatu po coś do picia, idziesz ze mną?
Michael skinął głową i ruszyliśmy ramię w ramię. W dłoni ściskałem monety. Sakra... mam nadzieję, że Collins mnie usprawiedliwi... chociaż za te zachowanie, to może jeszcze mnie bardziej dobić. Chociaż on spoko człowiekiem jest...
- Co ty taki smutny? - przerwał Misiek - Co jest bro?
- Myślę - mruknąłem - Jakoś tak ostatnio nie po mojej myśli wszystko idzie...
- Mmmm nie przejmuj się - uśmiechnął się chłopak - Wszystko się ułoży, zobaczysz.
- Z pewnością...
Podszedłem do automatu, wdukałem numerek odpowiadający za puszkę coli Lime... zasmakowała mi ta nowość. Jestem ciekaw, czy zostanie na dłużej... wrzuciłem monety i już po chwili, mogłem wyciągnąć ją z zapadki. Wyprostowałem się i poczułem ukłucie w bok.
- Co jest? - zwróciłem się do Michaela
- Sparks - szepnął
Odwróciłem się i faktycznie w naszą stronę zmierzała wychowawczyni. Miała dosyć nietęgą minę. Przełknąłem ślinę i schowałem colę do torby, teraz zdecydowanie jej nie wypiję.
- Nesladek, możesz powiedzieć mi, gdzie byłeś na ostatniej lekcji? - zapytała podchodząc bliżej
- Pomagałem skontuzjowanej koleżance dostać się na lekcje - odpowiedziałem bez mrugnięcia
- Dlaczego musiałeś to być, akurat ty? - Sparks potarła palcami czoło - Nie mogłeś wezwać kogoś innego? Wiesz jak to wygląda... Jenkins nie uzna, tego za dobre wytłumaczenie.
- Koleżanka, bardzo się uparła - wzruszyłem ramionami - Chciałem ją zaprowadzić do pielęgniarki, ale stwierdziła, że musi dotrzeć na WF, więc nie dyskutowałem. Pan Collins może wszystko potwierdzić, to była Ophelia z drugiej C.
- Dobrze zapytam go - powiedziała Caroline - Czeslav, proszę, staraj się nie mieszać w takie sprawy. Nie opuszczaj już żadnej lekcji.
Skinąłem głową i ruszyłem pod salę.
<oph?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz