wtorek, 1 sierpnia 2017

Od Anastazji Do Michaela

Wszelakie łąki kojarzą mi się z beztroskim dzieciństwem, bieganiem boso w zwiewnej sukience za motylami i pleceniem wianków ze śnieżnobiałych stokrotek.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Zabierzesz ze sobą farby, pędzel i sztalugę, z miłą chęcią popatrzę jak spod twoich rąk wychodzi dzieło sztuki. – uśmiechnęłam się promiennie w stronę chłopaka.
- Jakie tam znowuż dzieło sztuki? Chciałbym chociaż w jakimś stopniu dorównać poziomowi prac Claude Monet. - odpowiedział, zwalniając kroku.
- Jestem pewna, że twoje prace są równie pomysłowe i ekscentryczne. Zresztą moje komplementy nie mogą pozostać bezpodstawne, prawda?
- Oczywiście, w takim razie wstąpimy jeszcze do mojego pokoju w akademiku.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się wewnątrz długiego korytarza. Z każdej jego strony naprzeciwko siebie stała para drzwi z wygrawerowanym trzycyfrowym numerem.
- Prosto i pierwszym korytarzem w lewo. Od jakiegoś czasu dzielę pokój razem z moim bratem Czesławem, więc ostrzegę Cię z góry, abyś się nie przestraszyła.
- Przez okres remontu w naszym nowym mieszkaniu musiałam przenieść się do mojego starszego brata Olivera. Uwierz, już nic mnie nie zaskoczy po znalezieniu pod jego łóżkiem siedem lat przeterminowanej czekolady.
- To co u nas ujrzysz też nie będzie za ciekawe, szczerze powiedziawszy wstyd mi tam kogokolwiek wpuszczać. – Michael zaśmiał się głośno, a echo wyraźnie to powtórzyło.
W końcu zatrzymaliśmy się przed drzwiami z numerem dwieście siedem.
- Anastazjo, witam Cię w naszych skromnych progach. – chłopak demonstracyjnie otworzył przede mną drzwi. Przy samym wejściu głośnym miaukiem przywitała mnie śnieżnobiała kotka. Skrępowana całą sytuacją zaczęłam rozglądać się dookoła. Jak na pokój w akademiku był naprawdę bardzo przestronny, ale i jednocześnie na swój sposób przytulny. Przy ścianie obok wejścia stało mnóstwo płócien i sztalug, a na podłodze gdzieniegdzie walały się pogniecione puszki po Coli i innych napojach oraz papierki po przeróżnych słodyczach. Obok niedużego krzesła stały dwie pudrowo-różowe miseczki – jedna z wodą, a druga z mokrą karmą, której rybna woń unosiła się w powietrzu. Oprócz tego w pokoju znajdowały się dwa duże łóżka położone naprzeciwko siebie, mała skórzana kanapa i niepozorny, poręczny telewizor, który lata świetności już dawno miał za sobą.
- Mam do Ciebie ogromną prośbę, wszystkie pędzle zostawiłem w sali językowej. Dosłownie dziesięć minut i jestem z powrotem. Czuj się jak u siebie w domu, na stoliku mamy praliny bodajże z naszej poprzedniej imprezy, jak będą zjadliwe to śmiało się częstuj.
Po wyjściu chłopaka jeszcze bardziej zaczęłam przyglądać się wszystkim nieodkrytym przeze mnie zakamarkom pokoju. Po chwili usłyszałam donośne mruczenie i zobaczyłam tą samą kotkę, która właśnie ocierała się o moją nogę. Wzięłam ją na ręce i usiadłam na rogu jednego z łóżek wśród sterty poduszek.
- Cześć, śliczna. Też mam takie dwie perełki, są zupełnie jak ty. Hebanowego kocurka o imieniu Griffe i śnieżnobiałą kociczkę imieniem Neige, strasznie nieznośnie z nich szkraby. – pogładziłam kotkę po grzbiecie.
Nagle poczułam delikatny ruch pod kołdrą i natychmiast wstałam z łóżka jak oparzona. Kołdra miarowo podnosiła się w górę i w dół, ponownie zbliżyłam się do skraju łóżka i delikatnie odchyliłam pierzynę. Uśmiechnęłam się szeroko na sam widok smacznie śpiącego, rudowłosego chłopaka. To właśnie musiał być ten słynny przyszywany brat Michaela o którym tyle słyszałam.
- Jestem, nie było mnie dokładnie osiem minut i czterdzieści trzy sekundy – Michael wpadł do pokoju z mnóstwem pędzli w obu dłoniach. Uniosłam palec wskazujący i przycisnęłam go do moich ust. Chłopak powoli zbliżył się w moją stronę.
- Biedaczek, usnął po całonocnych wybrykach. Lepiej go nie budźmy, namówić go na jakikolwiek sen graniczy się z cudem. – zatroskanym wzrokiem spojrzał na miedzianowłosą, chrapiącą kulkę.
- Masz rację, ale muszę przyznać, że wygląda strasznie niewinnie i uroczo. – odpowiedziałam, cofając się w stronę wyjścia.
- Uwierz, przeważnie tylko gdy śpi. Mam już wszystkie potrzebne rzeczy, możemy ruszać.
~*~
Szliśmy już kilkadziesiąt minut przez polną ścieżkę, a ja wciąż nie mogłam wyjść z podziwu piękna otaczającego mnie dookoła. Nigdy nie sądziłabym, że kilkanaście kilometrów od naszej szkoły może istnieć tak magiczne miejsce.

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/21/82/3e/21823efba3be23c7c1aeac0cb6f5eb3e.jpg

- Coś czuję, że przez Ciebie będę tutaj stałym bywalcem. Często tutaj przychodzisz? - spytałam i spojrzałam na rozmarzoną minę chłopaka.
< Mistrzu pędzla? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt