Wszelakie łąki kojarzą mi się z beztroskim dzieciństwem, bieganiem boso w
zwiewnej sukience za motylami i pleceniem wianków ze śnieżnobiałych
stokrotek.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Zabierzesz ze sobą farby, pędzel i
sztalugę, z miłą chęcią popatrzę jak spod twoich rąk wychodzi dzieło
sztuki. – uśmiechnęłam się promiennie w stronę chłopaka.
- Jakie tam znowuż dzieło sztuki? Chciałbym chociaż w jakimś stopniu
dorównać poziomowi prac Claude Monet. - odpowiedział, zwalniając kroku.
- Jestem pewna, że twoje prace są równie pomysłowe i ekscentryczne.
Zresztą moje komplementy nie mogą pozostać bezpodstawne, prawda?
- Oczywiście, w takim razie wstąpimy jeszcze do mojego pokoju w akademiku.
Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się wewnątrz długiego korytarza. Z
każdej jego strony naprzeciwko siebie stała para drzwi z wygrawerowanym
trzycyfrowym numerem.
- Prosto i pierwszym korytarzem w lewo. Od jakiegoś czasu dzielę pokój
razem z moim bratem Czesławem, więc ostrzegę Cię z góry, abyś się nie
przestraszyła.
- Przez okres remontu w naszym nowym mieszkaniu musiałam przenieść się
do mojego starszego brata Olivera. Uwierz, już nic mnie nie zaskoczy po
znalezieniu pod jego łóżkiem siedem lat przeterminowanej czekolady.
- To co u nas ujrzysz też nie będzie za ciekawe, szczerze powiedziawszy
wstyd mi tam kogokolwiek wpuszczać. – Michael zaśmiał się głośno, a echo
wyraźnie to powtórzyło.
W końcu zatrzymaliśmy się przed drzwiami z numerem dwieście siedem.
- Anastazjo, witam Cię w naszych skromnych progach. – chłopak
demonstracyjnie otworzył przede mną drzwi. Przy samym wejściu głośnym
miaukiem przywitała mnie śnieżnobiała kotka. Skrępowana całą sytuacją
zaczęłam rozglądać się dookoła. Jak na pokój w akademiku był naprawdę
bardzo przestronny, ale i jednocześnie na swój sposób przytulny. Przy
ścianie obok wejścia stało mnóstwo płócien i sztalug, a na podłodze
gdzieniegdzie walały się pogniecione puszki po Coli i innych napojach
oraz papierki po przeróżnych słodyczach. Obok niedużego krzesła stały
dwie pudrowo-różowe miseczki – jedna z wodą, a druga z mokrą karmą,
której rybna woń unosiła się w powietrzu. Oprócz tego w pokoju
znajdowały się dwa duże łóżka położone naprzeciwko siebie, mała skórzana
kanapa i niepozorny, poręczny telewizor, który lata świetności już
dawno miał za sobą.
- Mam do Ciebie ogromną prośbę, wszystkie pędzle zostawiłem w sali
językowej. Dosłownie dziesięć minut i jestem z powrotem. Czuj się jak u
siebie w domu, na stoliku mamy praliny bodajże z naszej poprzedniej
imprezy, jak będą zjadliwe to śmiało się częstuj.
Po wyjściu chłopaka jeszcze bardziej zaczęłam przyglądać się wszystkim
nieodkrytym przeze mnie zakamarkom pokoju. Po chwili usłyszałam donośne
mruczenie i zobaczyłam tą samą kotkę, która właśnie ocierała się o moją
nogę. Wzięłam ją na ręce i usiadłam na rogu jednego z łóżek wśród sterty
poduszek.
- Cześć, śliczna. Też mam takie dwie perełki, są zupełnie jak ty.
Hebanowego kocurka o imieniu Griffe i śnieżnobiałą kociczkę imieniem
Neige, strasznie nieznośnie z nich szkraby. – pogładziłam kotkę po
grzbiecie.
Nagle poczułam delikatny ruch pod kołdrą i natychmiast wstałam z łóżka
jak oparzona. Kołdra miarowo podnosiła się w górę i w dół, ponownie
zbliżyłam się do skraju łóżka i delikatnie odchyliłam pierzynę.
Uśmiechnęłam się szeroko na sam widok smacznie śpiącego, rudowłosego
chłopaka. To właśnie musiał być ten słynny przyszywany brat Michaela o
którym tyle słyszałam.
- Jestem, nie było mnie dokładnie osiem minut i czterdzieści trzy
sekundy – Michael wpadł do pokoju z mnóstwem pędzli w obu dłoniach.
Uniosłam palec wskazujący i przycisnęłam go do moich ust. Chłopak powoli
zbliżył się w moją stronę.
- Biedaczek, usnął po całonocnych wybrykach. Lepiej go nie budźmy,
namówić go na jakikolwiek sen graniczy się z cudem. – zatroskanym
wzrokiem spojrzał na miedzianowłosą, chrapiącą kulkę.
- Masz rację, ale muszę przyznać, że wygląda strasznie niewinnie i uroczo. – odpowiedziałam, cofając się w stronę wyjścia.
- Uwierz, przeważnie tylko gdy śpi. Mam już wszystkie potrzebne rzeczy, możemy ruszać.
~*~
Szliśmy już kilkadziesiąt minut przez polną ścieżkę, a ja wciąż nie
mogłam wyjść z podziwu piękna otaczającego mnie dookoła. Nigdy nie
sądziłabym, że kilkanaście kilometrów od naszej szkoły może istnieć tak
magiczne miejsce.
- Coś czuję, że przez Ciebie będę tutaj stałym bywalcem. Często tutaj
przychodzisz? - spytałam i spojrzałam na rozmarzoną minę chłopaka.
< Mistrzu pędzla? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz