Tęsknie spojrzałem na zieleń rozciągającą się wszędzie dookoła mnie,
niknącą gdzieś za horyzontem. Czyste, błękitne niebo, po którym
przemykały się leniwie co jakiś czas puszyste, białe chmury. Rozkoszny
zapach bujnie rosnącego tu polnego kwiecia. Świergot ptaków, skrytych
gdzieś między trawami. Nie znałem tutejszych gatunków, ale ich śpiew był
słodki i rozbrzmiewał jakby tysiące dzwonków.
- Coś czuję, że przez Ciebie będę tutaj stałym bywalcem. Często tutaj
przychodzisz? - spytała Anastazja, rozglądając się z zachwytem po
okolicy.
- Jeśli mam tylko czas - potaknąłem, siadając na rozgrzanej lipcowym
słońcem ziemi. Gestem pokazałem dziewczynie, by zrobiła to samo i po
chwili przykucnęła obok mnie, obracając w palcach maleńki, różowy
kwiatek o nieznanej mi nazwie. - Mój dom jest bardzo daleko stąd, ale
mieszkam na wsi i tutejszy krajobraz sprawia, że mam wrażenie, jakbym
zabrał jednak jego cząstkę ze sobą. Zwłaszcza gdy spóźniają się listy od
rodziny!
- Takie papierowe? Ludzie już chyba rzadko komunikują się w ten sposób.
- Cóż - westchnąłem z krzywym uśmiechem. - Dziadzio preferuje tradycyjne
metody, a wujek to jego istna kopia. Mama ma zawsze dużo obowiązków i
jak już ma czas, żeby przeczytać i napisać, to woli to w dłuższej formie
zrobić, no i ma średnią cierpliwość do pisania na telefonie. A moja
młodsza siostra, Mariś, stwierdziła, że sposób jakby wyjęty z baśni i
będzie sobie wyobrażać, że jestem rycerzem w jakiejś średniowiecznej
twierdzy. Mówię ci, pisarka z niej będzie, jakie ona mi czasem historie
wysyła! - zakończyłem, nie mogąc powstrzymać krótkiego śmiechu.
- Masz z nimi dobry kontakt - zauważyła. - U ciebie w rodzinie ktoś jeszcze maluje?
Wskazała podbródkiem na sztalugę i płótno, które stały obok nas, rzucając podłużny cień za siebie.
- Dziadzio - potaknąłem. - Po nim mam imię, po nim mam pasję. We
wczesnych latach młodości miał podobno sporo sukcesów, ale potem
wybuchła wojna i poszedł na front. A jak wrócił, powrócił do tego, ale
już tylko dla siebie. Pokazał mi kiedyś swoje obrazy. Większość nie
została skończona i pewnie nigdy się tego nie doczeka, ale były...
genialne.
- To chyba miło, kiedy tak pokolenia przejmują po sobie pasje - stwierdziła, wystawiając twarz w stronę słońca.
- Zdecydowanie! - zgodziłem się. - No, to zaraz zabierzemy się może za
malowanie, co? Wziąłem dwa płótna, to najpierw namalowałbym to wszystko
,a potem razem jeszcze coś spróbujemy, co powiesz?
- Nie wiem, cóż...
- Oj, będzie dobrze! - machnąłem niedbale ręką. - O właśnie, może
staniesz nieco dalej, jak będę malował, to i ciebie ujmę? Tylko wianek
ci zrobimy!
Z tymi słowy, zabrałem się za zbieranie kwiatów. Dziewczyna po chwili
również do mnie dołączyła i kiedy uzbieraliśmy już mały stosik,
zabraliśmy się za wiązanie.
- Mało męskie zajęcie - stwierdziłem, wplatając stokrotkę. - Ale Mariś kocha wianki, to i mnie musiała nauczyć.
- Twoja siostra musi być urocza.
- To najbardziej kochane stworzenie na tej planecie! - zapaliłem się. - No proszę, gotowe.
Z tymi słowami, włożyłem wianek na głowę dziewczyny i cofnąłem się do
sztalug, otwierając farby i zanurzając pędzel w jednej z nich. Zacząłem
kreślić linię horyzontu, chmury, słońce i inne najważniejsze obiekty. Po
chwili dorysowałem też zarys sylwetki Anastazji, która stanęła nieco
dalej. Jej włosy rozwiewał przyjemny, lipcowy wiatr, który przeganiał
duchotę, jaka zwykła panować w lato.
***
- Gotowe! - zawołałem po dłuższym czasie, ocierając poplamioną ręką i
tak zachlapane farbą czoło. Kiedy Anastazja podeszła, odwróciłem w jej
stronę sztalugi. - I jak się podoba? Zabieramy się teraz za twoje?
Możemy je też namalować w nieco innym stylu!
< Anastazja? Wybacz, że takie nieco nudne, wena powoli przestaje współpracować >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz