Po wróceniu na zajęcia wyszły na jaw dwie rzeczy. Pierwsza była taka, że
nie mieliśmy dzisiaj normalnych zajęć, a spotkanie z psychologiem na
temat asertywności, a druga... Druga jest taka, że pracą domową jest
odpowiedzenie na pierwsze pytanie, które się usłyszy trzeba odpowiedzieć
"tak". Miało to pomóc nam zrozumieć, dlaczego asertywność jest taka
ważna. Tak spoko, tylko, że... Tylko, że... Pierwsze pytanie zadał on!!!
Ten palant, który oblał moją bluzkę! Stałam właśnie na dziedzińcu,
przede mną klęczał on, a ludzie wokół się śmiali. Gorzej, k#rwa być nie
mogło! Kątem oka dostrzegłam telefon Michaela. Czyli ten palant się
założył. Jak dzieci, k#rwa jak dzieci! Chwyciłam zażenowanego
"narzeczonego" za koszulkę i ruszyłam w stronę szkoły. Usłyszałam
gwizdy, które ucichły kiedy to samo zrobiłam z Michaelem. Trzymając ich w
jednej ręce wparowałam do jakiejś pustej klasy i rzuciłam ich na ławki.
Chwyciłam telefon Michaela i usunęłam filmik. Po czym się odwróciłam i
warknęłam:
- Co wy sobie w ogóle myślicie?! - Czeslav uniósł ręce w obronnym geście. Wskazał na drugiego chłopaka i powiedział:
- On mi kazał.- walnęłam nogą w stół, na którym siedział.
- CISZA! Czy ty zdajesz sobie sprawę co ty właśnie zrobiłeś?! - dźgnęłam
go palcem w brzuch. Jęknął. Michael uniósł rękę i spytał słabym tonem:
- Czy to oznacza nie? - na te słowa jęknęłam i walnęłam głową w ścianę.
Dlaczego. Właśnie. Mnie. To. Spotkało. Z każdym kolejnym słowem waliłam
coraz mocniej. W końcu Czeslav chwycił mnie za ramię i powstrzymał przed
kolejnym uderzeniem. Spojrzałam na niego wściekła.
- Anja, czekaj. Nie rozumiem. Nic nie mówisz, a zachowujesz się...
Cóż... Ta ściana chyba poczuła się urażona. - zaczął. Odepchnęłam go i
usiadłam na pobliskim krześle. Położyłam głowę na stole i spytałam
słabo:
- Kiedy mieliście wizytę psychologa? - Czeslav zmarszczył brwi.
- Nie wiem. Chyba wtedy jeszcze mnie nie było. - skierował na Michaela
pytający wzrok. Wtedy, ten zaczął się śmiać. Wskazywał to na mnie, to na
pajaca. W końcu wykrztusił:
- Czyli ty... I Czesiek... O Boże... - otarł łzę z oka - O Boże. -
warknęłam cicho. Niziołek w końcu pomógł Michaelowi się odkrztusić i
zapytał:
- Czy ktoś wreszcie mi wytłumaczy o co chodzi? - założyłam ręce i warknęłam:
- Wiesz jaka jest praca domowa? Na pierwsze zadane pytanie mam
odpowiedzieć przeklęte, głupie TAK!!! - zapadła cisza. Po chwili Czeslav
powiedział słabym tonem.
- Czyli my... Sakra. - odwróciłam się i kopnęłam Michaela z całej siły.
- Aj! To za co?
- To ty się z nim założyłeś! - z tymi słowami kopnęłam go jeszcze raz. I
jeszcze jeden. Wtedy z jego plecaka coś wypadło. Była to butelka coli.
Chwyciłam ją i rzuciłam ją Czeslavowi. Złapał ją i zaskoczony spytał:
- Cola? Ale... - spojrzałam na niego wściekła i przerwał.
- Nic mi nie obiecywałeś, więc co gały wytrzeszczasz? Nadal cię
nienawidzę. I radzę coś szybko wymyślić. Nie mam ochoty przebywać z tobą
w jednym pomieszczeniu. Michael poda ci mój numer. - warknęłam i
wybiegłam z klasy. K#rwa, jak ja ich nie cierpię!
< Czesiek? Narzeczony ty mój?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz