Przez sen dobijała się do mnie wkurzająca melodyjka alarmu ustawionego
poprzedniego dnia na godzinę piątą. Uchyliłam niechętnie powieki i nie
minęła chwila, jak zdałam sobie sprawę, że to dziś. Dzisiaj wyjeżdżam do
Akademii. Całkiem już rozbudzona wstałam, po czym wzięłam ubrania i
poszłam do łazienki w celu ogólnego ogarnięcia się. Po zrobieniu tego
poszłam do kuchni i nasypałam sobie do miski trochę musli, które
następnie zalałam mlekiem. Delikatnie odsunęłam krzesło, aby na nim
usiąść, i zaczęłam powoli jeść. Czeka mnie ciężki dzień.
Westchnęłam cicho i zmyłam naczynie. Narzuciłam na siebie ciemnoszarą
bluzę, po czym wzięłam dużą walizkę z całym mnóstwem potrzebnych rzeczy,
oraz drugą, zawierającą tą część sprzętu jeździeckiego, którą trzymałam
w domu. Większość rzeczy polegiwała jednak jeszcze w stajni..
Chwyciłam obie walizki za rączki i rzuciłam ostatnie spojrzenie na
mieszkanie. Mój wzrok zatrzymał się na ciemnych drzwiach, prowadzących
do sypialni mojej rodzicielki. Nie żegnałam się z nią, zrobiłam to
wczoraj. I tak nie wyglądała na specjalnie zainteresowaną moim wyjazdem.
Bolało mnie to, ale cóż… nie wszystko może być idealne.
Przeczesałam dłonią włosy, w mojej głowie kłębiło się mnóstwo pytań,
wątpliwości. Cały czas rozważałam wyjazd do Akademii, było to moje
marzenie, ale perspektywa znalezienia się nagle w nowym miejscu z
całkiem obcymi ludźmi…
-Dobra, dość rozmyślania. Podjęłaś już decyzję.-szepnęłam do siebie. Tak. Dobrą decyzję.
Włożyłam słuchawki do uszu, a mój telefon wylądował w kieszeni. Z muzyką
rozbrzmiewającą w uszach zabrałam wszystko, otworzyłam drzwi i wyszłam.
Kierowałam się do stajni, w której stał Hauru. To tam za półtorej
godziny miał przyjechać koniowóz, który zabierze mnie i mojego
towarzysza do nowego rozdziału w życiu. Do Akademii Greek Heels.
Stajnia nie była daleko-już po kilkunastu minutach marszu byłam na
miejscu. Odłożyłam walizki na niewielki parking mieszczący się przed
budynkiem, po czym weszłam do stajni. Na początku zabrałam wszystkie
moje rzeczy, zostawiając sobie tylko kantar, uwiąz i szczotki. Gdy cały
sprzęt leżał już obok walizek, wyjęłam z uszu słuchawki i ruszyłam do
boksu Hauru. Korytarze stajni były puste, w sumie nie dziwiłam się-była
dopiero 6:31. miałam pół godziny na ogarnięcie mojego konia, czekając,
aż przyjedzie koniowóz. Otworzyłam jasne drzwi boksu karosrokatego
„kucyka”.
-Hej, mały. Dzisiaj wyjeżdżamy.-pogładziłam wałacha po różowych chrapach i założyłam mu kantar, do którego przypięłam uwiąz.
Wyprowadziłam konia z boksu i wyczyściłam go. Gdy skończyłam czyszczenie
ośmiolatka schowałam szczotki do skrzynki, którą wzięłam do ręki, i
wyszłam ze stajni. Odłożyłam skrzynkę i, prowadząc Hauru, weszłam na
zieloną trawę. Podczas, gdy ośmiolatek pasł się, ja wypatrywałam
koniowozu. Przez moją głowę przebiegały spłoszone myśli. Czułam stres
związany ze zmianą… właściwie wszystkiego! Sama, w całkiem nieznanym mi
miejscu, wśród obcych osób… otuchy dodawał mi jedynie widok srokacza
pasącego się spokojnie tuż przy mnie. Przynajmniej ty będziesz ze
mną~pomyślałam i pogłaskałam konia po silnej szyi.
W tym momencie na parking wjechał koniowóz. Zatrzymał się i po chwili wysiadła z niego starsza już kobieta.
-Pani Hideyoshi, tak?-zapytała beznamiętnym tonem.-Proszę zapakować rzeczy do bagażnika, drogie drzwi.
-Tak. Dobrze.-odparłam cicho i chwilę stałam w miejscu niezdecydowana.-To… potrzyma pani Hauru?-zapytałam niepewnie.
Kobieta pokiwała głową i wzięła ode mnie uwiąz, a ja schowałam szybko
walizki i nawał sprzętu do bagażnika. Odebrałam Hauru i wprowadziłam go
do przyczepy, przynajmniej przydało się długie oswajanie go z tymi jakże
strasznymi potworami. Usiadłam do tyłu i włożyłam słuchawki do uszu,
już po chwili zatonęłam w słowach piosenki.
***
Pojazd zatrzymał się delikatnie, a ja oprzytomniałam i wyjęłam słuchawki
uszu. Czyli jesteśmy na miejscu. Wysiadłam i rozejrzałam się-teren był
ogromny. Widać było stajnie, padoki, kilka budynków, a wszystko usłane
było zielenią. O Boże. To już zaraz.
-Niech pani weźmie rzeczy i konia, ja jadę.-burknęła kobieta.
Spłoszona w pośpiechu wyciągnęłam graty z bagażnika, zaraz potem weszłam do Hauru.
-Cześć, mały, jak minęła podróż? Jesteśmy na miejscu, wiesz?-szepnęłam i pogłaskałam go po pyszczku.
Odwiązałam go i wyprowadziłam z przyczepy, od razu rozejrzał się,
ciekawsko strzygąc uszami. Kobieta upewniwszy się, że wszystko wzięłam,
odjechała. Westchnęłam cicho i nagle poczułam się taka… zagubiona.
-No dobra… to teraz odprowadzę cię do stajni, chociaż nie… na padok.
Wybiegasz się po podróży. Później pójdę do dyrektorki, zaniosę rzeczy do
pokoju, wrócę do stajni, a potem na obiad.-powiedziałam, wciąż nie
czując się pewnie.
Zostawiłam rzeczy i poprowadziłam konia w kierunku stajni, po kilku
minutach byliśmy przy budynku, naprzeciw którego były padoki. Wpuściłam
go na pusty, a sama poszłam po rzeczy. Niedługo potem targałam prawie
wysypujące mi się z rąk graty w stronę gabinetu dyrektorki. Jeden z
kantarów trzymałam jednym palcem, miałam wrażenie, że ta część ciała
zaraz mi odpadnie.
-Nie…-jęknęłam cicho, kiedy kantar i skrzynka ze szczotkami wypadły mi
na ziemię. Podniosłam rzeczy i jakimś cudem dotarłam pod drzwi. Z
westchnięciem odłożyłam rzeczy przed nie i zapukałam niepewnie. Po
usłyszeniu głosu przyzwalającego mi na wejście do pokoju, nacisnęłam na
klamkę. Zobaczyłam starszą, miło wyglądającą kobietę o krótkich włosach.
Uśmiechnęła się promiennie i gestem zaprosiła mnie bliżej.
-Dzień dobry.-powiedziałam z nieśmiałym uśmiechem.-Nazywam się…
-Nikiyame Hideyoshi?-przerwała mi ciepło kobieta.-Spodziewałam się
ciebie. Twój koń ma swój boks w stajni, widziałaś, prawda? Będziesz
chodziła do klasy 2b, zresztą to sama wybrałaś. W stajni masz też
przydzieloną szafkę. Będziesz mieszkać w pokoju numer 223, oto klucz.
-podała mi srebrny przedmiot.-To chyba wszystko. A, żeby dojść do pokoju
idziesz po schodach na górę, a potem w lewo.
-Dziękuję.-odwróciłam się w stronę drzwi.-Do widzenia.
-Do widzenia.-odparła dyrektorka.
Wyszłam z pokoju i od razu skierowałam się w stronę schodów. Spojrzałam na górę rzeczy.
-Trzeba będzie wnieść na dwa razy.-westchnęłam i zaczęłam taszczenie walizek i sprzętu na górę.
Po kilkunastu minutach stałam naprzeciw drzwi, na których napisany był
ich numer. 223. Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka. Zastały
mnie tam ściany pomalowane na miętowo-szaro, biurko, komoda, szafa, no i
łóżko wyglądające na wygodne. Łazienka była raczej przeciętna.
Zostawiłam rzeczy w kącie, wzięłam ze sobą siodło, czaprak i ogłowie,
książkę, telefon i słuchawki, po czym wyszłam z pokoju. Kierowałam się
do stajni. Od razu włożyłam czarne słuchawki do uszu. Muzyka zawsze mnie
uspokajała.
Weszłam do stajni, odłożyłam sprzęt do szafki i usiadłam na beli siana.
Otworzyłam książkę i… zatonęłam w tekście. Po około godzinie z żalem
zamknęłam lekturę i zajrzałam do Hauru. Wałach tarzał się radośnie,
uśmiechnęłam się na ten widok, wyglądał uroczo. Odłożyłam książkę do
szafki, po czym poszłam na obiad, nie rozstając się ze słuchawkami.
Weszłam na stołówce, tyle ludzi… rozmawiali wesoło, śmiejąc się. Wzięłam
sobie zupę pomidorową i usiadłam przy pustym stole. Z zamyślenia wyrwał
mnie głos.
-Hey, mogę się dosiąść?-uśmiechnął się blondyn.
Skinęłam lekko głową, a chłopak usiadł naprzeciw mnie. Kiedy zauważyłam, że mi się przygląda, uciekłam pospiesznie wzrokiem.
-Nathaniel jestem, a tobie jak na imię?-chłopak uśmiechnął się promiennie, a ja ściągnęłam szybko słuchawki.
-Nikiyame.-odparłam cicho starając się być uprzejma.
-A więc… jeździsz konno?-zapytał.
-Tak. Mam konia.-powiedziałam niepewnie, zerkając na Nathaniela. Właśnie, Hauru… przydałoby się ściągnąć go z padoku~pomyślałam.
Chłopak pokiwał głową.
-Ja też. Stoi w akademickiej stajni, tak? Długo jeździsz?-zasypał mnie pytaniami, wpatrując się we mnie z zainteresowaniem.
-Tak. Jeżdżę 10 lat.-moja odpowiedź nie należała ani do najpewniejszych, ani do najdłuższych.
-To pewnie jeszcze kiedyś się spotkamy.-na twarzy blondyna znów pojawił się lekki uśmiech.-Ale teraz muszę iść, pa.
W momencie, gdy Nathaniel wstawał od stołu, przebiegł obok niego jakiś chłopak, zahaczając o jego ramię.
-Uważa…-zaczął Nath, ale nie dane było mu skończyć.
Zachwiał się pod wpływem siły, z jaką wbiegł w niego chłopak, a talerz z
resztką sałatki owocowej przekręcił się niebezpiecznie, aby po chwili z
bezceremonialnym hukiem upaść na podłogę.
Na stołówce ucichły rozmowy, wzrok wszystkich zwrócony był na nasz
stolik. Odwróciłam wzrok, nagle interesując się ścianą. Wszystko, tylko
nie bycie w centrum uwagi.
Po chwili wszystko wróciło do normy, rozmowy znów rozbrzmiewały w
najlepsze. Nathaniel poszedł gdzieś, zaraz potem wrócił ze szczotką,
śmietniczką i ręcznikami papierowymi. Spojrzałam na chłopaka. Chyba
wypadałoby pomóc…
-Emh… pomóc ci?-wyszeptałam. No brawo, Niki. Miałaś powiedzieć to głośno.
-Co? A, nie. Nie trzeba.-dopiero teraz zauważyłam, jaki był wysoki.
-Ok., to ja… ja już pójdę.-wahałam się chwilę, w końcu wyminęłam chłopaka i pospiesznie oddałam naczynia.
Wyszłam ze stołówki i w towarzystwie muzyki płynącej ze słuchawek,
udałam się w kierunku padoków. Szłam powoli, pochłaniając wzrokiem teren
Akademii, aby zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Gdy w końcu dotarłam
przed stajnię, wzięłam uwiąż i podeszłam do ogrodzenia padoku, na
którym stał Hauru. No może „stał” to złe określenie… Koń po prostu
szalał. Galopował od barierki do barierki, brykając i zarzucając łbem.
Kochane dziecko. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam mu zdjęcie.
-Hauru…!-powiedziałam, na co wałach zwolnił i pokłusował do barierki.-No co, podoba ci się tu?
Pogłaskałam konia po pyszczku i przypięłam uwiąż do kantara. Chwilę
później prowadziłam go do stajni. Były tam dwa wolne boksy, ten po lewej
był chyba jego… wpuściłam go do boksu, poklepałam i wyszłam. Zamykając
drzwi wpadłam na wysokiego chłopaka. Rozpoznałam w nim Nathaniela, który
prowadził siwego konia.
-To jest boks Mystify.-zauważył, a ja szybko przeczytałam tabliczkę na
boksie, do którego przed chwilą wprowadziłam Hauru. Rzeczywiście,
zdecydowanie nie było tam jego imienia.
-Przepraszam, już go biorę, myślałam, że… pomyliło mi się…-plątałam się,
w końcu po prostu weszłam i wyprowadziłam srokacza, który zaczął jeść
siano z beli stojącej obok. Gładziłam nerwowo jego sierść, czekając na
reakcję chłopaka.
Nath?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz