Energicznie otworzyłem drzwi do mojego. Do nosa dotarł zapach płynu do
mycia podłóg i Domestosu. Potarłem nos i wszedłem dalej. W środku były
dwa duże łóżka, kanapa, kilka krzeseł, stół, mały telewizor... żyć nie
umierać. Rzuciłem Juniora na łóżko i wróciłem się po plecak.
Przyciągnąłem go i postawiłem koło szafy, a sam energicznie skoczyłem na
łóżko. Uch żyć nie umierać... Czy ja już to powtarzałem? W sumie nie
ważne. To sama prawda! Wolność! Z daleka od wszystkich starych wrednych
znajomych, od Petra, a przede wszystkim od ciotki Aleny.Odwróciłem się
na plecy i spojrzałem na sufit. Znajdował się na nim malutki wiatraczek i
jakaś lampa. Zamknąłem oczy i westchnąłem. Dzisiaj jest sobota, czyli
jutro mamy jeszcze wolne i dopiero w poniedziałek do szkoły. IDEALNIE.
Podniosłem się i usiadłem na krawędzi łóżka. Podniosłem rękę do góry i powąchałem. Ugh, aż mną wzdrygnęło. No w sumie czego się dziwić po tak
długiej podróży i jeszcze dźwiganiu tej torby... Wstałem i zacząłem
grzebać w torbie w celu znalezienia ręcznika, żelu i jakiś ciuchów na
przebranie. Powoli zacząłem wyciągać sterty koszulek, spodni, skarpetek,
majtek, piżamę.... i w końcu ręcznik! Uradowany zgarnąłem nowy komplet
ciuchów i poszedłem się wykąpać.
Po wzięciu odświeżającej kąpieli rozpocząłem rozpakowywanie. Woda
skapywała mi z dopiero co umytej głowy. Pobieżnie wytarłem ją ręcznikiem
i ruszyłem do pokoju. W sumie prawie wszystko było już wyciągnięte,
wystarczyło tylko powkładać do szafy. Ale najpierw zacząłem szukać
suszarki do włosów. Po przerzuceniu torby do góry nogami usiadłem
zrezygnowany... No cóż suszarka chyba została w Ricanach.... Wzruszyłem
ramionami i powkładałem ciuchy do szafy. Ręcznik przewiesiłem przez
oparcie krzesła, ubrałem koszulkę i wyszedłem na zewnątrz. Dopiero teraz
zacząłem rozglądać się po korytarzu. Na jego końcu przy oknie stało
kilka roślinek, jakiś stoli, kanapa oraz dwa fotele... Wyglądały na
dosyć wygodne. Obowiązkowo poszedłem je przetestować. Usiadłem na
fotelu, był tak mięciutki, że zatopiłem się w nim. Dodatkowo przez
otwarte okno wpadały promienie słońca, które przyjemnie grzały. Oparłem
się plecami, odchyliłem głowę i zamknąłem oczy. Napawałem się chwilą.
Sam nie wiem ile tam leżałem, ale wystarczająco, aby zapaść w lekki
letarg, ale jeszcze nie zasnąć. Nagle słońce zniknęło. Nie możliwe, aby
przysłoniła je chmura. Mruknąłem tylko i machnąłem ręką
- Petr prdele.
- Petr? - powiedział głos, który nie należał do mojego kuzyna.
Poderwałem się i zobaczyłem przed sobą Michaela.
- Przepraszam - powiedziałem - Zapomniałem się, myślałem, że to mój
zasrany kuzyn stoi i zasłania mi Słońce. On jest taką wredotą, że to
wszystko możliwe, i no nie chciałem - zacząłem się plątać - SAKRA! - przekląłem
<Michael?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz