Boże jak gorąco... Zaraz się ugotuję w tej klasie... Westchnąłem i przyłożyłem czoło do blatu stołu. On też był gorący... Przechyliłem głowę i dotknąłem policzkiem blatu. Przymknąłem oczy, by po chwili ponownie je otworzyć i spojrzeć w stronę zegara... Jeszcze trzy minuty, długie trzy minuty...
- Que hora es? - dobiegł do mnie głos nauczycielki - Czeslav?
Zerwałem się szybko. Zacząłem szybko trybić o co chodzi... Que hora es?... Która jest godzina?....
- Emmmm - spojrzałem na zegar - El tiempo es... niño.
- niño? - Nauczycielka uważnie na mnie spojrzała - Jesteś pewien?
Spojrzałem jeszcze raz. Jak byk była godzina dziewiąta.
- niño - powtórzyłem - El es niño...
- niño to dziecko - uśmeichnęła się - Co najwyżej nueve, czyli dziewiąta, ale to i tak by się nie zgadzało. Która jest godzina?
- Dziewiąta dziesięć... A nie! Trzynasta czterdzieści pięć!
- Rozumiem, że jest tengo calor i wszystkim nam doskwiera upał, ale trzeba się skupić. To jeszcze raz, Que hora es?
W tym momencie zadzwonił dzwonek. Spojrzałem na Carolinę błagalnym wzrokiem. Wychowawczyni lekko się uśmiechnęła
- Jesteście wolni, proszę na jutro ładnie nauczyć się dzisiejszego materiału!
Podniosłem się z ławki, chwyciłem Juniora i wyszedłem. Było naprawdę gorąco, a ja byłem mocno spragniony. Wygrzebałem z plecaka ostatnią puszkę coli. Otworzyłem ją z głośnym syknięciem. Przyłożyłem krawędź do ust i wypiłem wszystko za jednym razem. Wytarłem ręką usta, a drugą zgniotłem puszkę. Rozejrzałem się za śmietnikiem. W końcu go znalazłem, był piętro niżej. Podrzuciłem puszkę w dłoni, szybkie kalkulacje i stwierdziłem, że nie opłaca mi się schodzić. Wycelowałem i po prostu rzuciłem. Patrzyłem jak puszka się wznosi, a potem po torze paraboli zaczyna opadać w dół idealnie do śmietnika! Wpadłaby, gdyby nie jedna rzecz... Nagle zza filaru wyłoniła się jakaś dziewczyna, która przecięła tor mojej paraboli. Puszka wylądowała idealnie na środku jej pleców, zostawiając elegancką plamę w mało apetycznym kolorze... Po czym upadła z głośnym brzęknięciem. Dziewczyna momentalnie się odwróciła. Gdy zobaczyłem wyraz jej twarzy skuliłem się w sobie, gdy jej wzrok spotkał się z moim, wiedziałem, że to pokojowo się nie skończy.
- Ty tam pierwszak! - krzyknęła - Chodź tutaj!
Powoli zacząłem schodzić do niej. Podszedłem podniosłem puszkę i wyrzuciłem do śmietnika. Dziewczyna nadal wyglądała przerażająco... uśmeichnąłem się delikatnie.
- Jak się nazywasz? - zapytała
- Czeslav Nesladek - powiedziałem
- Rusek? - zapytała, a jej ton zrobił się jakby odrobinę cieplejszy
- Czech - odpowiedziałem
- Czy ty jesteś normalny! Rzucać tak puszką?! - Jej ton znowu był taki sam - W dodatku zniszczyłeś moją ulubioną bluzkę! Pożałujesz tego dzieciaku!
Cofnąłem się o kilka kroków.
<Anja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz