Nowa szkoła.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Stałam właśnie przed głównym wejściem z
plecakiem przerzuconym przez jedno ramię. No ciekawe jak to będzie tym
razem. Właściwie, to zostałam tu przyjęta tylko ze względu na znajomości
rodziców, jak i ich dość sporą zawartość kieszeni. Nigdy nie mogłam
pochwalić się wysokimi wynikami w nauce. Można powiedzieć, że są one
ledwo zadowalające. No ale nie o tym. Przywdziałam pewny siebie uśmiech i
wkroczyłam do tak wychwalanej pod niebiosa placówki edukacyjnej.
Klasa,
jak klasa, żadnych fajerwerków. Ponieważ dołączyłam w środku semestru,
zostałam przedstawiona przez nauczycielkę na środku, po czym usiadłam w
ławce. Po tym zaczęła się normalna lekcja, jednak jakoś nie mogłam się
skupić. Obróciłam więc głowę w stronę okna i podparłam ją o dłoń.
***
***
Gdy
już nałożyłam sobie jedzenie na tackę, ruszyłam szukać jakiegoś wolnego
miejsca. Było to wyjątkowo utrudnione, przez straszny tłum na stołówce.
Poprawiłam tylko wpadające mi do oczu włosy i dziarsko sunęłam naprzód.
Z uśmiechem wypatrzyłam puste krzesło przy jednym stoliku i gdy już
prawie do niego doszłam, poczułam, jak coś we mnie uderza, bardziej
ktoś. Jednocześnie coś ciepłego zaczęło spływać mi po policzku i moczyć
koszulkę. Rozgorączkowana gwałtownie odwróciłam się. Zobaczyłam przed sobą ciemny t-shirt, poprawka, ciemny i brudny t-shirt, więc zadarłam głowę do góry. Ściągnęłam brwi.
- Chodzisz jak łajza - warknęłam zła. Cała zawartość jego talerza znajdowała się na moich włosach, za to mój posiłek wylądował na chłopaku. Westchnęłam cicho, wspominając niedoszły obiad, ja naprawdę byłam głodna. Wcisnęłam zaskoczonemu chłopakowi swoją tackę z resztą lunchu, bym mogła się wytrzeć zgarniętą z pobliskiego stolika serwetką. Mocno tarłam plamę z sosu pomidorowego na ramieniu, przy okazji rzucając zirytowane spojrzenia. Efekty były marne, gdyż zamiast pozbywać się brudu, rozcierałam go tylko. Chłopak z resztą też próbował się wyczyścić. Z obrzydzeniem strzepywał jedzenie z koszulki.
- Widzisz? To wszystko przez ciebie! Gdybyś nie był taką ofermą, nie wyglądałabym teraz jak ofiara losu! - w tej chwili byliśmy w centrum zainteresowania. Wokół nas utworzyło się kółeczko gapiów. Niepotrzebnych gapiów.
- Hola, dziewczyno. Uspokój się. To przecież nie moja wina, nie zrobiłem tego celowo - niby spokojnie, jednak brew mu drgnęła. Czyli że nie jest taki opanowany, jakby się na początku wydawało.
- Po pierwsze - wystawiłam wskazujący palec i stuknęłam nim w klatkę piersiową - nie uspokoję się, a po drugie - kolejne stuknięcie - to jest tylko i wyłącznie twoja wina. I po trzecie. Nie ma na co się gapić. Zmiatać mi stąd. A ty pójdziesz ze mną - jednak zanim się ruszyliśmy, z tłumu wyszła blondyna. Już z daleka było widać, że uważa się za księżniczkę. Cóż… wątpię, żebyśmy się polubiły. Jakby tego wszystkiego było mało, to było bardziej niż pewne, że zaraz będziemy mieć szansę odbyć z nią „przyjemną” pogawędkę. A właściwie ja odbędę, bo patrząc na sylwetkę mojego towarzysza, jakoś wątpiłam, że się jakkolwiek odezwie.
- Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy. Życiowy nieudacznik i nowa, bo nie kojarzę cię jakoś - świetnie. Napuszona panienka, która myśli, że jest pępkiem świata. Zachowanie plus dwie przyboczne wskazują na jedno.
- Słuchaj pomponiaro. Nie wiem, kim jesteś, ale szczerze mówiąc, gówno mnie to obchodzi. Nie mam ochoty dyskutować z tobą o czymkolwiek. A teraz wybacz, ale śpieszy się nam - mówiąc to, zabrałam od chłopaka naczynia, wcisnęłam je oniemiałej dziewczynie i szarpiąc towarzysza za bluzę, wyszliśmy ze stołówki odprowadzani zaciekawionymi spojrzeniami.
- Serio nie chciałem, przepraszam - mruknął w końcu chłopak. Zatrzymałam się i westchnęłam.
- Zapomnij już o tym, nic się w sumie takiego nie stało - spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba myślał, że znowu zacznę po nim krzyczeć. No, w najgorszym wypadku rzucę się na niego z pięściami. Przykro mi, że zawiodłam, ale nie tym razem.
- Chodzisz jak łajza - warknęłam zła. Cała zawartość jego talerza znajdowała się na moich włosach, za to mój posiłek wylądował na chłopaku. Westchnęłam cicho, wspominając niedoszły obiad, ja naprawdę byłam głodna. Wcisnęłam zaskoczonemu chłopakowi swoją tackę z resztą lunchu, bym mogła się wytrzeć zgarniętą z pobliskiego stolika serwetką. Mocno tarłam plamę z sosu pomidorowego na ramieniu, przy okazji rzucając zirytowane spojrzenia. Efekty były marne, gdyż zamiast pozbywać się brudu, rozcierałam go tylko. Chłopak z resztą też próbował się wyczyścić. Z obrzydzeniem strzepywał jedzenie z koszulki.
- Widzisz? To wszystko przez ciebie! Gdybyś nie był taką ofermą, nie wyglądałabym teraz jak ofiara losu! - w tej chwili byliśmy w centrum zainteresowania. Wokół nas utworzyło się kółeczko gapiów. Niepotrzebnych gapiów.
- Hola, dziewczyno. Uspokój się. To przecież nie moja wina, nie zrobiłem tego celowo - niby spokojnie, jednak brew mu drgnęła. Czyli że nie jest taki opanowany, jakby się na początku wydawało.
- Po pierwsze - wystawiłam wskazujący palec i stuknęłam nim w klatkę piersiową - nie uspokoję się, a po drugie - kolejne stuknięcie - to jest tylko i wyłącznie twoja wina. I po trzecie. Nie ma na co się gapić. Zmiatać mi stąd. A ty pójdziesz ze mną - jednak zanim się ruszyliśmy, z tłumu wyszła blondyna. Już z daleka było widać, że uważa się za księżniczkę. Cóż… wątpię, żebyśmy się polubiły. Jakby tego wszystkiego było mało, to było bardziej niż pewne, że zaraz będziemy mieć szansę odbyć z nią „przyjemną” pogawędkę. A właściwie ja odbędę, bo patrząc na sylwetkę mojego towarzysza, jakoś wątpiłam, że się jakkolwiek odezwie.
- Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy. Życiowy nieudacznik i nowa, bo nie kojarzę cię jakoś - świetnie. Napuszona panienka, która myśli, że jest pępkiem świata. Zachowanie plus dwie przyboczne wskazują na jedno.
- Słuchaj pomponiaro. Nie wiem, kim jesteś, ale szczerze mówiąc, gówno mnie to obchodzi. Nie mam ochoty dyskutować z tobą o czymkolwiek. A teraz wybacz, ale śpieszy się nam - mówiąc to, zabrałam od chłopaka naczynia, wcisnęłam je oniemiałej dziewczynie i szarpiąc towarzysza za bluzę, wyszliśmy ze stołówki odprowadzani zaciekawionymi spojrzeniami.
- Serio nie chciałem, przepraszam - mruknął w końcu chłopak. Zatrzymałam się i westchnęłam.
- Zapomnij już o tym, nic się w sumie takiego nie stało - spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba myślał, że znowu zacznę po nim krzyczeć. No, w najgorszym wypadku rzucę się na niego z pięściami. Przykro mi, że zawiodłam, ale nie tym razem.
Christopher?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz