Stałem z paczką mentosów w dłoni. Nieee to nie może być możliwe, nie
zrobię tego, na pewno nie mojej kochanej coli! Na sto procent chodzi o
coś innego
- To co mam robić? - zapytałem wierząc, że nie padną te straszne słowa
-Wrzucić mentosy do coli i zwiewać -powiedziała Isil. -Włączam!
Stałem wpatrując się w gwint butelki i ze smutkiem patrząc na znajdujący
się w nim napój... już za chwilę miał zakończyć swój żywot, nie w
czyimś brzuchu sprawiając radość, ale w trawie, w parku, gdzie będzie
deptany przez jeszcze długi czas.
-No dalej! - wyrwała mnie z zamysłu Isil
-Tyle dobrej coli się zmarnuje... Tyle dobrej coli... - mruknąłem wrzucając szybko kilka cukierków.
-Zwiewaj! - te słowa wydawały się jakby dobiegać z daleka.
Nadal wpatrywałem się w gwint butelki. Płyn zaczął się energicznie
pienić. Wtedy sobie przypomniałem co właśnie ma się wydarzyć. Było już
za późno na jakikolwiek ruch. Zdążyłem tylko się wyprostować, gdy cola
chlusnęła mi prosto w twarz. Wszędzie, dosłownie wszędzie czułem bąbelki
pękające na mojej skórze. Zrobiłem krok do tyłu przypadkowo zahaczając o
butelkę i tym samym ją wywracając. Cały strumień ponownie skierował się
na mnie
- Sakra - wychrypiałem, gdy wpadłem na coś i upadłem na ziemię. Nagle to coś objęło mnie w pasie i przerzuciło na bok.
Byłem już po za zasięgiem coli, która nadal się buzowała. Podniosłem się
na czworaki i zacząłem kaszleć. Część płynu wpadła mi do ust i
sprawiła, że sie zakrztusiłem. Na plecach poczułem energiczne pacnięcie
dłonią. Kaszlnąłem gwałtownie i było już o niebo lepiej. Zaciągnąłem się
mocno powietrzem i padłem na twarz.
- Nigdy więcej tego nie zrobię - wykrztusiłem
Z oddali dobiegł do mnie chichot, podniosłem głowę i ujrzałem Isil,
która prawie dusiła się ze śmiechu. Wtedy poczułem czyjąś dłoń na moim
ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem Michaela całego ociekającego colą.
- W porządku? - zapytał uśmiechając się
- Co ty tu? - zapytałem zdezorientowany - Ano, je ok...
- Wyobraź sobie, że przechodziłem i chciałem się przywitać - powiedział -
A gdy wyszedłem zza drzewa wpadłeś na mnie wraz z fontanną coli!
- Eksperyment na fizykę... NIGDY WIĘCEJ! - powiedziałem siadając po
turecku i odgarniając mokre włosy - Boże cały się lepię, ugh...
powinniśmy ją wypić, a nie traktować w taki haniebny sposób! Sakra!
- Nie udusi się? - powiedział Misiek wskazując głową na Isil - Oddychaj!
Isil leżała już na ziemi tarzając się ze śmiechu. Próbowała złapać dech,
ale jakoś słabo jej to szło. W sumie spojrzałem na siebie, potem na
Miśka i również parsknąłem śmiechem. Ściągnąłem przemoczoną koszulkę i
wytarłem nią twarz.
- Zaraz zlecą się do nas pszczółki - uśmiechnąłem się szeroko - Jesteśmy tacy słodcy jak nigdy!
Misiek zaśmiał się i podniósł z ziemi, cały był oblepiony trawą.
Wyciągnął dłoń w moją stronę. Złapałem ją i podniosłem się z podskokiem.
- Pięknie wyglądacie - zaśmiała się Isil
- To jest hit ostatniego sezonu! Faszyn from Raszyn - powiedziałem
stając z jedną nogą z przodu, a rękę podnosząc do głowy i odrzucając ją
do tyłu
Misiek i Isil parsknęli śmiechem.
- Dobra trzeba wrócić do internatu - powiedziała Isil - Przydałaby wam się kąpiel.
- Ciekawe co sobie pomyślą inni, gdy zobaczą nas w takim stanie - powiedział Misiek
- Na pewno będą żałować tego, że nie są w klasie IIB! - powiedziałem
radośnie i klasnąłem w dłonie - Takie rzeczy mogą przytrafić się tylko
nam!
<Isil?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz