Spojrzałem uważnie na tablicę z informacją. Były na niej najrozmaitsze, najwykwintniejsze desery i człowiek, aż dostawał oczopląsu.
- Emmm - zacząłem - Ja chyba postawię na klasykę i wezmę rożek firmowy.
- Świetnie! - uśmiechnął się - to teraz idziemy zamówić.
Podeszliśmy do kasy, za ladą stała uprzejma, miła, starsza pani.
- Co dla was złociutcy? - zapytała uśmiechając się promiennie
- Ja poproszę - zaczął Michael - szarlotkę na gorąco z trzema gałkami, czekoladową, waniliową i kokosową.
- A dla Ciebie kochanieńki?
- Ja poproszę rożek firmowy z bitą śmietaną - uśmiechnąłem się
- Jakie smaki?
- Umm miętowe z czekoladą, kokosowe i słony karmel.
- Jaka polewa?
- Karmelowa
- Usiądźcie sobie i poczekajcie chwilę - kobieta obdarzyła nas tak
promiennym uśmiechem, że obaj automatycznie się wyszczerzyliśmy.
- Dobra chodź siadajmy - Misiek pociągnął mnie za rękaw
Ruszyłem za przyjacielem i wróciliśmy na te same miejsca, gdzie
siedzieliśmy przed chwilą. Obrotowe krzesła zwane hookerami idealnie
pasowały do wzrostu Michaela. Ja natomiast musiałem podskoczyć, aby na
nich usiąść. A gdy już siedziałem moje nogi zwisały w powietrzu jak u
dziecka. Zaśmiałem się na tę myśl.
- Co Cię tak bawi? - zapytał Misiek spoglądając z ukosa
- Patrz! - skinąłem głową w stronę moich nóg - Więc tak czują się małe
dzieci, gdy siadają na krześle- zacząłem machać nogami w przód i w tył -
Nic dziwnego, że robią to bez przerwy.
- Nah też bym tak chciał - powiedział Misiek gładząc się po podbródku
- To rób - powiedziałem
- Czy ty widzisz te tyczki? - podniósł nogi do góry - Jak mam nimi bujać? Za każdym razem zahaczają o podłogę.
- Uch nie denerwuj już się tak - powiedziałem
- Proszę złociutcy, oto wasze zamówienie - przerwała nam kobieta -
Szarlotka dla dużego chłopca i rożek dla braciszka. Smacznego chłopcy!
Odeszła uśmiechnięta poprawiając po drodze kwiaty na stolikach.
- Braciszka? - spytałem zdumiony - Hmmm kiedy awansowałem na braciszka?
Spojrzałem na Michaela, który krztusił się ze śmiechu.
- No no nie uduś się tylko - przewróciłem oczami, ale uśmiechnąłem się.
Chwyciłem za łyżeczkę i wbiłem ją w bitą śmietanę nabierając trochę
lodów.
- Mój mały kochany słodziutki Czesiuniu - wychrypiał płacząc ze śmiechu - Ty taki mały titititi
Palcem dotknął mojego nosa przez, co jego czubek wylądował w bitej
śmietanie. Michael zaśmiał się jeszcze bardziej. Sięgnął ręka po
serwetkę i wytarł mi go.
- Wiesz ty co! - zaśmiałem się przechwytując serwetkę - Mam rozumieć, że jednak awansowałem?
- Oczywiście! - zaśmiał się - Od dzisiaj masz starszego brata Michaela,
możesz na mnie zawsze polegać, gwarantuję Ci na moje własne imię!
- Mmm zapowiada się ciekawie - wyszczerzyłem się po czym zacząłem jeść lody
- Co masz na myśli? - spytał zatapiając łyżeczkę w cieście
- Wiesz, skoro teraz jest moim starszym bratem - przerwałem, aby polizać
smakołyk - To od teraz musi się mną opiekować, pilnować, troszczyć o
wszystko... jesteś na to gotowy? - uśmiechnąłem się z przekąsem -
Ostrzegam, że moimi drugimi imionami są wpadka, niebezpieczeństwo,
przygoda i pech.
- Myślę, że jakoś to przeżyję Młody - zmierzwił moją czuprynę
- Nah mam nadzieję, że razem to przeżyjemy - uśmiechnąłem się
- Oczywiście! - powiedział triumfalnie - Bracia M&M niczego w życiu się nie boją!
- M&M? - spytałem zdziwiony
- Misiek i Młody - wyszczerzył się i w tym momencie na spodnie spadł mu lód
Zacząłem się śmiać, przez co na moich spodniach także wylądował lód.
- Zdecydowanie razem to przeżyjemy - powiedziałem zgarniając go palcem
- Uhmmm - powiedział z pełną buzią - Amy adę, o ak ne my o ko?
- Nie mów z pełną buzią, bo się zakrztusisz - Jak na komendę chłopak zaczął kaszleć
- Tiaaa... wiesz co mi zawsze powtarzała Mariś?
- Co? - zapytałem rozbawiony
- Jak pies je to nie szczeka... - powiedział
- Bo mu z miski ucieka! - Dokończyliśmy razem
- Znasz to? - zapytał Misiek
- No pewnie! Jak pes je to ne steka, taho zarzi mu leka! - uśmiechnąłem się
Chłopak pokiwał głową wcinając pozostałą resztkę ciasta i wycierając
usta w rękach. Obrócił się na hookerze i oparł plecami o blat.
- Młody nawet nie wiesz jakie mieliśmy szczęście, że trafiliśmy na siebie - uśmiechnął się
- Albo i pecha - wystawiłem język - To się dopiero okaże!
Otrzymałem kuksańca w żebra i zacząłem się śmiać.
- Toć to jest znęcanie się nad mniejszymi! - powiedziałem prostując się i
łapiąc za bok - pamiętaj! Brata młodszego nie należy bić, lecz zawsze z
nim w zaparte wciąż iść!
- Ach tak? - Misiek wstał z krzesła i spojrzał na mnie z góry
- Tak! - zeskoczyłem z krzesła przez, co byłem jeszcze niżej. Na reakcję
długo nie trzeba było czekać. Obaj wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Wtedy nagle pojawiła się kobieta z lodziarni.
- Och jak miło widzieć takich zgranych braci - uśmiechnęła się
promiennie - Aż cieplutko się robi na serduszko. Macie jeszcze na coś
ochotę perełki?
<Misiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz