Przez chwilę odprowadzałem biegnącą Anji wzrokiem, ale zaraz sam
puściłem się w bieg, zbierając w obie resztki sił i modląc się, by klasa
jeszcze czekała przed salą. W planie mieliśmy teraz lekcję
angielskiego, a jakkolwiek łagodna by nie była pani Stewart, nie
przepadała za spóźnialskimi i takowi pechowcy zwykle na następną lekcję
przygotowywali pracę na dodatkowy temat - na przykład co sądzimy o
rządach i reformach Karola I Stuarta - chociaż równocześnie, jeśli
dobrze się przygotowało, można było sobie znacznie podwyższyć ocenę.
Cóż, tym razem jednak mi się poszczęściło - wpadłem równocześnie z
ostatnią gromadką przekraczającą próg pomieszczenia. Klapnąłem ciężko na
krzesło obok Chesa.
- Chłopie, spać- mruknąłem, opierając głowę na dłoni.
Jeny, czułem się jak jakiś stary dziadek.
***
W połowie przespane lekcje zdecydowanie pomogły - czułem się niemal jak
nowo narodzony, tym bardziej, że poprzednią lekcją była plastyka, a
głównym tematem zajęć był impresjonizm - mój ukochany kierunek w sztuce.
Teraz siedziałem na jednej z ławek na dziedzińcu, grzejąc twarz w
ciepłych promieniach słońca. Dzisiaj już miałem wolne, a zrobienie zadań
domowych odłożyłem na wieczór, tym bardziej, że materiału za dużo nie
było. Hm, wypadałoby też skończyć list do wujka Hansa, obiecałem go w
tym tygodniu wysłać.
Wstałem, postanowiwszy przejść się po mieście - grzech nie korzystać z
tak ładnego dnia. Ziewając jeszcze co jakiś czas, ruszyłem na spacer
brukowanymi uliczkami Green Heels, chłonąc wzrokiem urokliwą
architekturę miasteczka. Nie miałem jeszcze zbyt wielu okazji do
chodzenia w tych okolicach, zazwyczaj ograniczał mnie czas - dzisiaj
jednak miałem go pod dostatkiem, więc nieśpiesznie przechadzałem się
gdzie mnie nogi poniosły. Udało mi się odkryć parę kawiarenek, o których
dotąd nie miałem pojęcia, a także jedną lodziarnię i cukiernię, którą,
jako wielki amator słodkości, obiecałem sobie odwiedzić ponownie w
najbliższym czasie. Może Anji by się też zechciała wybrać?
Zszedłem na nieco bardziej zielone tereny, ze zdecydowanie mniejszą
ilością terenów zabudowanych. Cicho i spokojnie, w życiu bym nie
pomyślał, że tak blisko obojętnie jak małego miasteczka może być tak
przyjemnie, tak... swojsko. Jako wychowany na wsi, do miasta zaglądając
tylko kiedy trzeba, wyrosłem w przekonaniu, że świat "z szerokimi
drogami" jest zawsze hałaśliwy i zatłoczony, bez miejsca na pojedynczą
jednostkę jak siedemdziesięcioletnia pani Hela ze spożywczaka na ulicy
obok czy pana Klausa, męża pani Heli, który zawsze kupował bułki u żony
jak normalny klient, ale jako "napiwek za piękne oczy" dawał jej
czerwoną różę z maleńkiego straganu pani Clary, która z kolei za śliczne
kwiaty otrzymywała od niego zawsze jakieś cukierki dla dwójki dzieci.
kochanych bliźniąt w wieku przedszkolnym, Nawet Mariś często dostawała
jakieś drobiazgi od pana Klausa - a to maleńkiego fiołka za uroczy
uśmiech, a to pieniążek za pomoc w noszeniu zakupów jego żonie, pomimo
protestów ze strony mamy. Mimo wszystko, tradycja się utrwaliła - sam do
tej pory nosiłem krzyżyk zawieszony na cieniutkim, srebrnym łańcuszku,
pamiątkę z pielgrzymi pana Klausa do Ziemi Świętej - "bo jak ty zawsze
przy ołtarzu służysz, to powinieneś mieć!", nie przyjmując nawet do
wiadomości propozycji zwrócenia pieniędzy.
Nagle moją uwagę przykuł jakiś przedmiot obok drogi - podszedłem bliżej, aż w pewnej chwili usłyszałem ciche, ciekawskie:
- Miau?
***
- Anji~?- zapytałem, kiedy po kilku sygnałach z komórki usłyszałem ciche, burkliwe mruknięcie, które zapewne znaczyło "Halo".
- Michael?
- Anji?
- ...
- Słuchaj, dzwonię, jak nakazałaś! Sytuacja ekstremalna, wagi państwowej! Mogłabyś zajrzeć do mnie do pokoju? 208, sprawa pilna!
Odłożyłem szybko słuchawkę, słysząc ponownie miauczenie. Immi, wyraźnie
niezbyt zachwycona, siedziała obrażona na łóżku, przypatrując się
uważnie pudełku, z którego co jakiś czas dochodziło miauknięcie.
Zajrzałem do środka. Trójka maluchów już spała, tylko jeden urwis w
biało-czarne łaty usiłował sprowokować do braterskiej bitki spokojnego,
nieco większego kociaka o karmelowej sierści. Kurczę, niebiosa nade mną
chyba czuwały, że udało mi się je jakoś tu wnieść...
< Anji? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz