piątek, 5 maja 2017

Od Michaela CD Anny

Uśmiechnąłem się szeroko i wstałem z krzesła, drepcząc za dziewczyną.
- Nie ma za co. Ja z kolei dziękuję za muzykę. Nieźli byli ci...- przez chwilę szukałem w pamięci nazwy grupy- coś chyba raz śpiewali o legendach czy coś.
- Fall Out Boy?- mruknęła.- Pewnie o nich ci chodzi, ale lepiej wsłuchuj się w tekst na przyszłość.
- Aye, proszę pani!- w myślach zanotowałem sobie, by ich posłuchać. Całkiem ciekawe brzmienie mieli, a mi przyda się jakaś odmiana od pianina. Immi jakoś to może przeżyje, chociaż obstawiałem, że jeśli nie użyję słuchawek, swoim głośnym miauczeniem pełnym pretensji zagłuszy muzykę. Księżna z krwi i kości, gdybym wierzył w reinkarnację, bez dwóch zdań bym stwierdził, że w poprzednim cieleniu musiała żyć na dworze. Kto wie, może nawet jako cesarzowa?
Anna odwróciła lekko głowę, spoglądając na mnie.
- Poradzę sobie sama.
- Nie wątpię!- doskoczyłem do dziewczyny, równając z nią krok.- Ale wolę się upewnić, że cała zdrowa i w jednym kawałku trafisz pod właściwe drzwi!
Uśmiechnąłem się pod nosem na widok reakcji Anny, ale nie odpuściłem. Jasne, być może do granic możliwości irytowałem ją swoją osobą i w sumie nic dziwnego, Mariś często narzekała, że jestem najbardziej wnerwiającym braciszkiem na świecie. Ciekawe, jak radzi sobie w szkole, tak ogółem, strasznie się stresowała przed pierwszym dniem, ale kiedy już wróciła... na wszystkie świętości, rozgadała się jak nigdy i mówiła więcej, niż ja sam. Ale cieszyłem się z tego, z przyjemnością słuchałem siostrzyczki. To było po prostu urocze, kiedy tak z przejęciem opowiadała, jak niejaki David uśmiechał się do niej przez całą lekcję i podarował jej dużą, mleczną czekoladę z okazji jej urodzin, które przypadały właśnie na dzień rozpoczęcia roku szkolnego. "Mały romantyk, pilnuj go sobie!", skomentowała ze śmiechem mama, zajęta wtedy obieraniem ziemniaków na obiad.
Nie mogłem się już doczekać, kiedy przyjadę do domu, choć na kilka dni. Wiedziałem jednak, że jeszcze trochę sobie poczekam, w końcu niedawno przyjechałem.
Anna w końcu zatrzymała się pod jakimiś drzwiami.
- To tutaj- powiedziała.
- Rozumiem- uśmiechnąłem się szeroko.- Poczekać może na ciebie?
- Nie trzeba- energicznie zapukała po dwakroć i weszła, nie czekając na "proszę" po drugiej stronie - w sumie, mało kto tak robił, bo zazwyczaj i tak mało co było słychać. Przez kilka dobrych chwil stałem tak, oparty luźno o kremową ścianę. Taksowałem wzrokiem dyplomy na niej zawieszone. Za pierwsze miejsce w zawodach pływackich, wyróżnienie w konkursie recytatorskim, za udział w przeglądzie grup tanecznych, druga nagroda w konkursie na najlepszy pejzaż jesienny. O, to może być ciekawe. Zawiesiłem nieco dłużej wzrok na papierze i o mało nie zakrztusiłem się własną śliną. ozdobną, czarną kursywą były tam wypisane personalia laureata: "Michael Rosenthal". Hm, nazwisko mam dość rzadkie, a w żadnym konkursie udziału jeszcze nie wziąłem. Może dziadek tu chodził? W duchu obiecałem sobie wspomnieć o tym w następnym liście do niego.
Skrzypnięcie drzwi. Odwróciłem wzrok w tamtą stronę - Anna wyszła na korytarz, biorąc głęboki wdech. Zaciekawiony, odbiłem się stopą od ściany i podszedłem do niej.
- Jak poszło?

< Anna? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt