Uśmiechnąłem się szeroko i wstałem z krzesła, drepcząc za dziewczyną.
- Nie ma za co. Ja z kolei dziękuję za muzykę. Nieźli byli ci...- przez
chwilę szukałem w pamięci nazwy grupy- coś chyba raz śpiewali o
legendach czy coś.
- Fall Out Boy?- mruknęła.- Pewnie o nich ci chodzi, ale lepiej wsłuchuj się w tekst na przyszłość.
- Aye, proszę pani!- w myślach zanotowałem sobie, by ich posłuchać.
Całkiem ciekawe brzmienie mieli, a mi przyda się jakaś odmiana od
pianina. Immi jakoś to może przeżyje, chociaż obstawiałem, że jeśli nie
użyję słuchawek, swoim głośnym miauczeniem pełnym pretensji zagłuszy
muzykę. Księżna z krwi i kości, gdybym wierzył w reinkarnację, bez dwóch
zdań bym stwierdził, że w poprzednim cieleniu musiała żyć na dworze.
Kto wie, może nawet jako cesarzowa?
Anna odwróciła lekko głowę, spoglądając na mnie.
- Poradzę sobie sama.
- Nie wątpię!- doskoczyłem do dziewczyny, równając z nią krok.- Ale wolę
się upewnić, że cała zdrowa i w jednym kawałku trafisz pod właściwe
drzwi!
Uśmiechnąłem się pod nosem na widok reakcji Anny, ale nie odpuściłem.
Jasne, być może do granic możliwości irytowałem ją swoją osobą i w sumie
nic dziwnego, Mariś często narzekała, że jestem najbardziej
wnerwiającym braciszkiem na świecie. Ciekawe, jak radzi sobie w szkole,
tak ogółem, strasznie się stresowała przed pierwszym dniem, ale kiedy
już wróciła... na wszystkie świętości, rozgadała się jak nigdy i mówiła
więcej, niż ja sam. Ale cieszyłem się z tego, z przyjemnością słuchałem
siostrzyczki. To było po prostu urocze, kiedy tak z przejęciem
opowiadała, jak niejaki David uśmiechał się do niej przez całą lekcję i
podarował jej dużą, mleczną czekoladę z okazji jej urodzin, które
przypadały właśnie na dzień rozpoczęcia roku szkolnego. "Mały romantyk,
pilnuj go sobie!", skomentowała ze śmiechem mama, zajęta wtedy
obieraniem ziemniaków na obiad.
Nie mogłem się już doczekać, kiedy przyjadę do domu, choć na kilka dni.
Wiedziałem jednak, że jeszcze trochę sobie poczekam, w końcu niedawno
przyjechałem.
Anna w końcu zatrzymała się pod jakimiś drzwiami.
- To tutaj- powiedziała.
- Rozumiem- uśmiechnąłem się szeroko.- Poczekać może na ciebie?
- Nie trzeba- energicznie zapukała po dwakroć i weszła, nie czekając na
"proszę" po drugiej stronie - w sumie, mało kto tak robił, bo zazwyczaj i
tak mało co było słychać. Przez kilka dobrych chwil stałem tak, oparty
luźno o kremową ścianę. Taksowałem wzrokiem dyplomy na niej zawieszone.
Za pierwsze miejsce w zawodach pływackich, wyróżnienie w konkursie
recytatorskim, za udział w przeglądzie grup tanecznych, druga nagroda w
konkursie na najlepszy pejzaż jesienny. O, to może być ciekawe.
Zawiesiłem nieco dłużej wzrok na papierze i o mało nie zakrztusiłem się
własną śliną. ozdobną, czarną kursywą były tam wypisane personalia
laureata: "Michael Rosenthal". Hm, nazwisko mam dość rzadkie, a w żadnym
konkursie udziału jeszcze nie wziąłem. Może dziadek tu chodził? W duchu
obiecałem sobie wspomnieć o tym w następnym liście do niego.
Skrzypnięcie drzwi. Odwróciłem wzrok w tamtą stronę - Anna wyszła na
korytarz, biorąc głęboki wdech. Zaciekawiony, odbiłem się stopą od
ściany i podszedłem do niej.
- Jak poszło?
< Anna? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz