środa, 24 maja 2017

Od Michaela CD Anny

Spojrzałem jeszcze raz na znikającą za załomem korytarza Annę. Wyczułem, że woli już zostać sama, więc kiedy zbliżyliśmy się do pokojów, ruszyłem w swoją stronę. Dopiero po kilkunastu metrach uświadomiłem sobie, że właściwie nawet się nie pożegnałem jak należy. Westchnąłem cicho, przejeżdżając dłonią po włosach. Jeny, trochę niezręcznie to wyszło w sumie.
Otwierając drzwi do pokoju, przyrzekłem sobie w duchu, że następnym razem nie zapomnę. Ale dobre pytanie, kiedy w sumie się spotkamy następnym razem. Akademia była ogromna, a ja, jako osoba bynajmniej nie grzesząca zbyt dobrą pamięcią do twarzy, każdego dnia miałem wrażenie, że trzy czwartych twarzy, które mijam na korytarzu, jest zupełnie nowych. Równocześnie jednak byłem pewien, że Annę rozpoznam - w końcu nie będzie już kolejną anonimową osobą przewijającą się jak klatka filmu. Kiedyś trzeba ją będzie namówić na to, żeby godziła się pozować do obrazu. Może portretu? Miałem mnóstwo pomysłów, jak mógłbym wykorzystać moje skojarzenie drobnej dziewczyny z krukami.
Skrzyp! Zaalarmowany nagłym dźwiękiem, odwróciłem głowę w kierunku okna, skąd dobiegał hałas - na wąskim parapecie przysiadł czarnopióry ptak, wpatrując się we mnie paciorkowatymi oczami błyszczącymi inteligencją. Na oko zwierz zdawał się być nieco większy od swoich pobratymców - łebkiem sięgał niemal do połowy okna, a licząc od twardego dzioba do błyszczącego ogona, zajmował niemal cały parapet. Drapał pazurzastą łapą biały tynk, patrząc a to na mnie, a to na niebo, jakby próbował zdecydować się, co robić. Nie, to złe słowo - on wiedział doskonale, co chce zrobić. Spoglądał tylko w moją stronę z pewną wyższością. Gdyby mógł mówiąc, z pewnością byłaby to jakaś sarkastyczna uwaga. Na przykład o moich wątpliwych umiejętnościach latania.
Zgarnąłem z miski resztki bułki, jaką skubnęła wcześniej Immi. Wolno jąłem podchodzić w stronę kruka, ostrożnie stawiając kroki, by nie spłoszyć ptaka. Ten jednak, całkowicie niewzruszony, czekał na mnie. Kiedy jednak zacząłem otwierać okno, spojrzał na mnie i okruszki - dałbym sobie rękę uciąć - z pogardą i zaskrzeczał z oburzeniem, bo czym rozłożył duże, czarne jak noc skrzydła i po chwili był już tylko plamką na tle nieboskłonu. Obserwowałem go, póki całkowicie nie zniknął mi z oczu, a kotka, dotąd skryta w cieniu krzesła, teraz wspięła się na parapet po mojej stronie i razem ze mną utkwiła oczy gdzieś daleko. Mechanicznie zacząłem głaskać jej aksamitną, białą sierść, tak odmienną od kruczych skrzydeł. Mimo, że po drugiej stronie nikogo nie było, rozsypałem tam okruchy. Może potem znajdą się na mnie jakiś gołębi amatorzy.
Wyprostowałem rękę, a drugą położyłem na łokieć, przeciągając się. Może wreszcie się trochę pouczę, skoro na jutro mamy zapowiedzianą klasówkę z geografii, a ja obiecałem mamie, że w tej szkole nie będę olewał lekcji. Przynajmniej większości. Tęsknie spojrzałem na płótno i farby ułożone obok. Dziś raczej nie zrobię z nich użytku.
Zanim jednak zdążyłem wyciągnąć podręcznik, zza uchylonego okna ponownie rozległ się szum skrzydeł. Zaintrygowany, uniosłem wzrok - może to gołębi dostrzegły okruszyny? O dziwo jednak, przysiadł tam kruk. Byłem niemal pewien, że to ten sam, co wcześniej - miał dość podobne wymiary, co poprzedni. Spojrzał na kawałki bułki, ale nie sięgnął po nie. W sumie, było to do przewidzenia. Dumna bestia. Podniosłem się, odkładając podręcznik i siadając za stołek przed płótnem, po czym ująłem pędzel. Rzadko kiedy malowałem jakieś zwierzęta, oczywiście, poza Immi. Kruk nie poruszał się za dużo, jakby doskonale wiedział, o co mi chodzi. Co jakiś czas nawet zamachiwał się skrzydłami, dlatego właśnie w takiej pozie go uwieczniłem. Kiedy skończyłem, byłem cały umazany farbą, ale zadowolony z efektów. Rozmyty obraz czarnopiórego zwierzęcia wyglądającego, jakby za chwilę miał odlecieć, został utrwalony na płótnie. Usłyszałem zniecierpliwiony skrzek i ptak odleciał, pozostawiając na parapecie jedno, spore pióro, które zaraz wniosłem do pokoju. Całkiem ładne.
Zerknąłem na zegar. Pora kolacji, dziwnie szybko zleciało, a to znaczyło, że nad książką pewnie posiedzę później. Jak informował mnie burczący żołądek, chwilowo moim priorytetem było jedzenie.

< Anna? Przepraszam, że dopiero odpisuję, no i że opko takie nijakie - wena postanowiła ogłosić protest >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt