Spojrzałem jeszcze raz na znikającą za załomem korytarza Annę. Wyczułem,
że woli już zostać sama, więc kiedy zbliżyliśmy się do pokojów,
ruszyłem w swoją stronę. Dopiero po kilkunastu metrach uświadomiłem
sobie, że właściwie nawet się nie pożegnałem jak należy. Westchnąłem
cicho, przejeżdżając dłonią po włosach. Jeny, trochę niezręcznie to
wyszło w sumie.
Otwierając drzwi do pokoju, przyrzekłem sobie w duchu, że następnym
razem nie zapomnę. Ale dobre pytanie, kiedy w sumie się spotkamy
następnym razem. Akademia była ogromna, a ja, jako osoba bynajmniej nie
grzesząca zbyt dobrą pamięcią do twarzy, każdego dnia miałem wrażenie,
że trzy czwartych twarzy, które mijam na korytarzu, jest zupełnie
nowych. Równocześnie jednak byłem pewien, że Annę rozpoznam - w końcu
nie będzie już kolejną anonimową osobą przewijającą się jak klatka
filmu. Kiedyś trzeba ją będzie namówić na to, żeby godziła się pozować
do obrazu. Może portretu? Miałem mnóstwo pomysłów, jak mógłbym
wykorzystać moje skojarzenie drobnej dziewczyny z krukami.
Skrzyp! Zaalarmowany nagłym dźwiękiem, odwróciłem głowę w kierunku okna,
skąd dobiegał hałas - na wąskim parapecie przysiadł czarnopióry ptak,
wpatrując się we mnie paciorkowatymi oczami błyszczącymi inteligencją.
Na oko zwierz zdawał się być nieco większy od swoich pobratymców -
łebkiem sięgał niemal do połowy okna, a licząc od twardego dzioba do
błyszczącego ogona, zajmował niemal cały parapet. Drapał pazurzastą łapą
biały tynk, patrząc a to na mnie, a to na niebo, jakby próbował
zdecydować się, co robić. Nie, to złe słowo - on wiedział doskonale, co
chce zrobić. Spoglądał tylko w moją stronę z pewną wyższością. Gdyby
mógł mówiąc, z pewnością byłaby to jakaś sarkastyczna uwaga. Na przykład
o moich wątpliwych umiejętnościach latania.
Zgarnąłem z miski resztki bułki, jaką skubnęła wcześniej Immi. Wolno
jąłem podchodzić w stronę kruka, ostrożnie stawiając kroki, by nie
spłoszyć ptaka. Ten jednak, całkowicie niewzruszony, czekał na mnie.
Kiedy jednak zacząłem otwierać okno, spojrzał na mnie i okruszki -
dałbym sobie rękę uciąć - z pogardą i zaskrzeczał z oburzeniem, bo czym
rozłożył duże, czarne jak noc skrzydła i po chwili był już tylko plamką
na tle nieboskłonu. Obserwowałem go, póki całkowicie nie zniknął mi z
oczu, a kotka, dotąd skryta w cieniu krzesła, teraz wspięła się na
parapet po mojej stronie i razem ze mną utkwiła oczy gdzieś daleko.
Mechanicznie zacząłem głaskać jej aksamitną, białą sierść, tak odmienną
od kruczych skrzydeł. Mimo, że po drugiej stronie nikogo nie było,
rozsypałem tam okruchy. Może potem znajdą się na mnie jakiś gołębi
amatorzy.
Wyprostowałem rękę, a drugą położyłem na łokieć, przeciągając się. Może
wreszcie się trochę pouczę, skoro na jutro mamy zapowiedzianą klasówkę z
geografii, a ja obiecałem mamie, że w tej szkole nie będę olewał
lekcji. Przynajmniej większości. Tęsknie spojrzałem na płótno i farby
ułożone obok. Dziś raczej nie zrobię z nich użytku.
Zanim jednak zdążyłem wyciągnąć podręcznik, zza uchylonego okna ponownie
rozległ się szum skrzydeł. Zaintrygowany, uniosłem wzrok - może to
gołębi dostrzegły okruszyny? O dziwo jednak, przysiadł tam kruk. Byłem
niemal pewien, że to ten sam, co wcześniej - miał dość podobne wymiary,
co poprzedni. Spojrzał na kawałki bułki, ale nie sięgnął po nie. W
sumie, było to do przewidzenia. Dumna bestia. Podniosłem się, odkładając
podręcznik i siadając za stołek przed płótnem, po czym ująłem pędzel.
Rzadko kiedy malowałem jakieś zwierzęta, oczywiście, poza Immi. Kruk nie
poruszał się za dużo, jakby doskonale wiedział, o co mi chodzi. Co
jakiś czas nawet zamachiwał się skrzydłami, dlatego właśnie w takiej
pozie go uwieczniłem. Kiedy skończyłem, byłem cały umazany farbą, ale
zadowolony z efektów. Rozmyty obraz czarnopiórego zwierzęcia
wyglądającego, jakby za chwilę miał odlecieć, został utrwalony na
płótnie. Usłyszałem zniecierpliwiony skrzek i ptak odleciał,
pozostawiając na parapecie jedno, spore pióro, które zaraz wniosłem do
pokoju. Całkiem ładne.
Zerknąłem na zegar. Pora kolacji, dziwnie szybko zleciało, a to
znaczyło, że nad książką pewnie posiedzę później. Jak informował mnie
burczący żołądek, chwilowo moim priorytetem było jedzenie.
< Anna? Przepraszam, że dopiero odpisuję, no i że opko takie nijakie - wena postanowiła ogłosić protest >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz