wtorek, 30 maja 2017

Od Lisabeth

Przemknęłam pustym korytarzem, dopadając do gabinetu dyrektorki. Z trudem łapiąc oddech zapukałam w drewniane drzwi. Po chwili usłyszałam życzliwe zaproszenie do środka, co momentalnie uczyniłam. Powitała mnie uśmiechnięta kobieta o siwych włosach i pomarszczonej, lecz łagodnej twarzy.
- Dzień dobry... Przepraszam za spóźnienie... - powiedziałam cicho, starając się uspokoić po szaleńczym biegu.
- Spokojnie, nic się nie stało - odparła z uśmiechem staruszka. - Lisabeth Foster, prawda? - zapytała.
Skinęłam twierdząco głową, zajmując miejsce na krześle przed biurkiem. Kobieta zaczęła szperać w jakichś dokumentach, zaglądając kolejno do każdej z czterech szuflad. Wreszcie wychyliła się znad blatu, podając mi przezroczystą teczkę.
- Proszę tylko tu podpisać i może pani iść - wyjaśniła.
Szybko zamieściłam swój podpis na kartce, podziękowałam, po czym wyszłam z pomieszczenia. Przecisnęłam się przez tłum zgromadzony na dziedzińcu, aby dotrzeć w końcu do przydzielonego mi pokoju. Opadłam z ulgą na łóżka, utkwiwszy wzrok w pustym suficie. Powinnam wynająć sobie własne mieszkanie... Niestety, nie da się tego zrobić tak od ręki. Mnóstwo formalności, sprawdzania, remontowania... Na razie zadowolę się tym, co mam.
~~~*~~~
Otworzyłam z nieplanowanym impetem drzwi klasy, gdzie od pięciu minut trwała lekcja. Wszyscy uczniowie wlepili we mnie swoje spojrzenia, natomiast najbardziej dotkliwy okazał się wręcz przerażający i mrożący krew w żyłam wzrok nauczyciela.
- Przepraszam... Nie mogłam znaleźć odpowiedniej klasy - mruknęłam, starając się odwrócić głowę od strasznego profesora.
Po sali przebiegł szmer połączony z chichotem, jednak nie przejęłam się tym za bardzo. Zajęłam miejsce w ostatniej ławce i zaczęłam wyciągać książki. To już ostatnia dzisiejsza lekcja. Powinnam się cieszyć, ale niestety trafiłam na, o zgrozo, matematykę. Poza tym szybko zdążyłam się przekonać, iż owy nauczyciel idealnie dobrał sobie przedmiot, którego chciał uczyć. Na nieszczęście wszystkich tych biednych, niewinnych uczniów, ten potwór zna się na czymś równie potwornym, przez co staje się to jeszcze bardziej potworne. Zdecydowanie zbyt wiele razy już użyłam słowa 'potworne' w odniesieniu do tej sytuacji, jednak taka prawda.
- Panno Lisabeth - usłyszałam nagle szorstki głos mężczyzny, który wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. - Liczę, że myśli pani właśnie nad rozwiązaniem zadania na tablicy, czyż nie? A więc może zechciałaby pani ujawnić wynik całej klasie? - syknął jadowicie, wywołując nieprzyjemny dreszcz na moim ciele.
Rozpaczliwie zerknęłam na tablice i w pośpiechu zaczęłam obliczać wynik tej piekielnej łamigłówki, lecz w stresie nie potrafiłam nic zrobić. Przełknęłam nerwowo ślinę, błądząc wzrokiem po sali, jakby czekając na cud. Nagle, niczym grom z jasnego nieba, z opresji wybawił mnie donośny odgłos dzwonka, zwiastującego koniec lekcji. Mimowolnie odetchnęłam z ulgą. Profesor skrzywił się z niesmakiem. Na koniec zapowiedział jutrzejszą kartkówkę, ponownie psując mi humor. Świetnie. Wyszłam z sali wraz z resztą uczniów. Na korytarzu panował istny chaos. Przedzierałam się przez tłum uczniów, kiedy w pewnym momencie poczułam mocne uderzenie. Zdezorientowana chwyciłam się parapetu, aby utrzymać równowagę, jednak na nic to się nie zdało.
- Hej! - warknęłam odruchowo, spoglądając z podłogi na osobę, przez którą znalazłam się w tak niekomfortowej pozycji.

< Ktosiek? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt