Po kilku godzinach spędzonych w samolocie, jazda autobusem była niczym
zbawienie! Cztery godziny spędzone pomiędzy rozwrzeszczanym i płaczącym
dzieckiem, a facetem, który śmierdział jak stary cap nie należały do najprzyjemniejszych... Na szczęście tylko godzina jazdy autobusem i witaj
Akademio GreenHeels! Akademio z internatem! Akademio bez ciotki Aleny i
tej wredoty Petra! Przeciągnąłem się na swoim miejscu i uśmiechnąłem
sam do siebie. W końcu miałem rozpocząć nowe życie, nowe znajomości,
nowe miejsca. Tak się rozmarzyłem, że prawie przejechałem swój
przystanek! Gdy się zorientowałem, szybko zerwałem z miejsca i rzuciłem w
stronę drzwi! Już byłem na zewnątrz, gdy nagle mocne szarpnięcie za
plecy pociągnęło mnie do tyłu, tak że prawie upadłem... Z pewnością
upadłbym, gdybym nie zawisł na plecaku, który został przytrzaśnięty
przez drzwi. Kierowca na szczęście się zorientował i już po chwili byłem
wolny. Z głuchym trzaskiem upadłem na ziemię, tak, że moje cztery
litery bolały mnie jeszcze przez tydzień.
Podniosłem się i otrzepałem spodnie i bluzkę. Zarzuciłem plecak i
wyruszyłem w stronę wielkiego budynku akademii, który było widać już z
daleka.
*godzinę później*
- Tutaj proszę masz klucze do swojego pokoju - powiedziała miła pani
recepcjonistka wręczając mi je do dłoni - Musisz iść najpierw w lewo,
potem prawymi schodami na pierwsze piętro i znowu w lewo. Potem patrz na
numerki na drzwiach, z pewnością trafisz.
Uśmiechnąłem się do niej szeroko i zarzuciłem mój wielki podróżny plecak na plecy, a Juniora chwyciłem w dłoń.
- Dasz sobie radę? - zapytała recepcjonistka - Ten plecak jest prawie Twojego wzrostu....
- Dam radę! - powiedziałem radośnie - Jestem mały, ale jary!
Nie czekając dłużej ruszyłem w lewo. Byłem tak podekscytowany, że
zapomniałem jak to szło... schody na lewo, czy na prawo... Stałem tak
przed nimi wpatrzony i drapałem się po głowie. Żeby jeszcze były jakieś
oznaczenia! Mech no to wyliczamy.
Male ruce tlesky, tlesk.
Tlesknou vzadu,
tlesknou vpredu,
Stejne rychle jako blesk,
udelaji tlesky tlesk.
Lewe. No to idziemy na lewo! Zacząłem powoli wdrapywać się schodami na
górę... Kto by pomyślał, że ten plecak może być taki ciężki, ba dwa
plecaki. Po dobrych dwudziestu minutach walki udało mi się dotrzeć na
górę. Wsadziłem dłoń do kieszeni i wyciągnąłem klucze. Widniał na nich
numer 208. Westchnąłem i rozejrzałem się wokół. Najbliższe drzwi miały
numer 100. Spojrzałem na ten korytarz. Nie możliwe, aby było tutaj 108
innych drzwi. Postanowiłem zapukać do najbliższych. Po chwili otworzyła
mi wysoka, czarnowłosa dziewczyna, która żuła gumę. Spojrzała na mnie z
góry.
- Cześć! - powiedziałem radośnie - Jestem tu nowy i chyba trochę się
zgubiłem, mam mieszkać w pokoju numer 208, ale nigdzie, go nie widzę...
- Musisz zejść na dół i iść schodami na lewo - przerwała mi
- Dzięki! - nie zdążyłem odpowiedzieć, a już zamknęła przede mną drzwi.
Westchnąłem, chwyciłem za ramię plecak i zacząłem schodzić na dół
ciągnąć torbę za sobą. Gdy już znalazłem się na dole i wyobraziłem sobie
ponowną wspinaczkę do góry, postanowiłem chwilę odpocząć. Z Juniora
wyciągnąłem butelkę coli i pociągnąłem dużego łyka. Kilka minut później
byłem już gotowy psychicznie i fizycznie, aby zacząć wchodzić do góry.
Tym razem szybko pobiegłem do góry i zostawiłem tam Juniora. Wróciłem i
zacząłem wciągać plecak stopień po stopniu. Tym razem szło jeszcze
wolniej. Obróciłem się plecami do schodów i ciągnąłem go w ten sposób,
było o wiele łatwiej, ale nadal wolno. Nagle usłyszałem czyjś głos.
- Pomóc Ci może?
Odwróciłem się i zgarnąłem ze spoconego czoła kosmyki włosów, które były
dosłownie wszędzie. Po chwili uśmiechnąłem się do chłopaka, który stał
przede mną. Był wyższy o dobre dwadzieścia centymetrów, a że stał kilka
stopni wyżej, różnica była jeszcze większa. Miał włosy podobnego
odcienia co ja i cały był upaćkany w farbie... pewnie malarz.
- Z miłą chęcią skorzystam z propozycji - powiedziałem prostując się i biorąc głęboki wdech
Chłopak zszedł dwa stopni niżej, złapał plecak jedną ręką i bez problemu
go podniósł. Nawet nie minutę później był już na górze. Plusy wyższych
osób, że mogą chodzić po dwa, trzy stopnie na raz. Gdy doczłapałem się
do góry od razu mu podziękowałem.
- Widzę jesteś nowy - uśmiechnął się - Na jaki profil idziesz?
- Lingwistyczny - powiedziałem ponownie zgarniając włosy z czoła
- O klasa B - uśmiechnął się - To Twoim wychowawcą jest Gustav Odell, ależ Ci się trafiło...
- Gustav? - spytałem zdziwiony - W recepcji mówili mi o jakiejś Caroline...
- Czekaj... - chłopak uważniej mi się przyjrzał - Ty idziesz do IB?
- Do drugiej - odpowiedziałem
- Heh trochę mnie zmyliło - uśmiechnął się - To w takim razie witam
nowego kolegę! Będziemy chodzić razem do klasy, jestem Michael Walter
Rosenthal, mów mi Misiek
- Ja jestem Czeslav Nesladek - podałem mu rękę do uściśnięcia - Mów mi Młody, Chester, Czesiek, Ches... jak chcesz.
Michael?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz