No, zdziwiłam się, kiedy wspomniała o nudzie lub zacisznym miejscu. O
wiele łatwiej byłoby mi przypisać jej właśnie miejsca pełne ludzi, ale
cóż... stwierdziłam, że nie będę już taką szmatą i nie będę jej oceniać
jak reszty pustych panienek. Każdemu trzeba dać szansę, nieprawdaż?
- Nie wiem, co lubisz... jakie miejsce mogłoby Ci się spodobać, bo pięknych miejsc mamy tu sporo.
- A macie jakieś z wodą? Jakaś rzeka? Jezioro? - zaproponowała.
- Hmm... - udałam zamyślenie – Coś się chyba znajdzie – popędziłam klacz
– Nie zostawaj w tyle – rzuciłam przez ramię i pogalopowałam na
wierzchowcu. Dziewczyna ruszyła zaraz za mną. Z radością pokonywałam
kolejne metry. Minęłam całą polaną i wjechałam do lasu. Zgrabnie
omijałam drzewa i przeskakiwałam powalone na ziemię przeszkody.
Oglądałam się co jakiś czas na dziewczynę, by sprawdzić czy nadąża. Za
każdym razem siedziała mi na ogonie. Nie martwiło mnie to jakoś. Nie
chciałam przecież, żeby się zgubiła. W końcu dotarłyśmy na polanę na
skraju lasu, nad którą znajdowało się jezioro.
Zatrzymałam klacz i przystanęłam bliżej brzegu, czekając na czarnowłosą. Ta zaraz stanęła obok mnie.
- Wow! Naprawdę macie tu piękne tereny – zachwyciła się – Można by
zapomnieć tutaj o wszystkich śmiercionośnych zanieczyszczeniach i
katastrofach ekologicznych, jak się jest w takim zielonym raju –
stwierdziła.
- Potwierdzam – odpowiedziałam. Zsiadłam z konia i opuściłam jej wodzę
na ziemie na znak, że ma zostać i poczekać. Usiadłam na brzegu wpatrując
się w piękną taflę wody. Cassandra również zeskoczyła ze swojego
wierzchowca. Ściągnęła z głowy toczek i usiadła obok mnie.
- Spuściłaś mu wodze? - zapytałam. Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
Wstałam cierpliwie, podeszłam do siwka i ściągnęłam wodze do ziemi.
- Kiedy zsiadasz z konia z naszej stajni na dłużej, spuszczaj mu wodze.
Wtedy będzie wiedział, że może dobrze wypocząć i zająć się czymś innym.
- Wasze konie mają jakieś specjalne tresury? - spytała z zaciekawieniem i zaskoczeniem dziewczyna.
- Tak. Dodatkowe. Nie każda stajnia je stosuje. Możliwe, że dzisiaj
dostaniesz listę komend. Jedną już znasz – spojrzałam na dwa konie
skubiące spokojnie trawę i ponownie wróciłam wzrokiem do wody.
- Jak długo jesteś już w akademii? - spytała, żeby jakoś zagaić rozmowę.
- Już kilka miesięcy – odpowiedziałam beznamiętnie.
- Widzę, że jesteś rozgadana – skwitowała czarnowłosa.
- Prawda – westchnęłam – Nic na to nie poradzę. Tak mam po prostu –
spojrzałam jej w twarz i wzruszyłam ramionami – Zresztą... jak się
wygląda tak... dosyć nietypowo to nie ma się wielu okazji do rozmowy z
kimkolwiek.
- Tak się wygląda...? - dopytała zdziwiona.
- Nie udawaj, że tego nie zauważyłaś.
- Czego? Tego, że figurą przypominasz chłopaka, masz męskie ubrania i
chłopięcą urodę? Owszem, zauważyłam. I co z tego? To mnie zobowiązuje do
tego, aby z Tobą nie rozmawiać? - roześmiała się, jakby opowiedziała
dobry żart. Zaskoczyła mnie i to mocno.
- No... nie, nie zobowiązuje – odpowiedziałam speszona.
- No właśnie! - uśmiechnęła się od ucha do ucha – I jak Ci się tu podoba?
- No... bardzo ładnie tutaj. Woda, drzewka, ptaszki...
- Nie, nie, nie. Jak Ci się tu podoba w sensie w akademii – poprawiła mnie dziewczyna, a ja spaliłam buraka.
- Kurde... sorry – zrobiłam facepalma załamana moim niedociumaniem umysłowym.
- Nic się nie stało – powiedziała roześmiana czarnowłosa – Nie przejmuj
się. Możliwe, że tak Cię zaskoczyłam, że aż nie zdołałaś załapać sensu
pytania – zaśmiała się szczerze. Poczułam się troszkę bardziej
rozluźniona. Wyszłam trochę na głupią.
- No... fajnie. O wiele lepiej niż w poprzednich szkołach. Wszystko jest
pod ręką, mam spoko osobę w pokoju, nauczyciele są wobec mnie w
porządku... jak na razie rajsko – uśmiechnęłam się lekko. Zapewne to
wyglądało strasznie, ale... starałam się być miła, jak tylko mogę.
Dziewczyna patrzyła się na mnie życzliwym spojrzeniem i nie wiem czemu,
ale... bardzo szybko zaczęłam czuć do niej zaufanie. Czasami tak miałam,
że po prostu... niektóre osoby samym swoim bytem dawały takie odczucie,
że są godne zaufania.
- O to super! Mam nadzieję, że mi też się tak uda – powiedziała z lekką nutką rozmarzenia – Długo jeździsz konno?
- Nie, nie długo. Od jakiegoś roku może...
- Niemożliwe! Tak dobrze trzymasz się w siodle, że dawałabym Tobie co
najmniej 10 lat praktyki – uśmiechnęła się i speszyła jednocześnie,
jakby to ona teraz myślała, że się wygłupiła.
- Dużo osób się tutaj zawiodło. Trener mi powiedział, że po prostu
musiałam się w siodle urodzić. Szczerze Ci powiem, że to niekoniecznie
fajne. Często mam wyczerpujące treningi, bo ma aspiracje na to, aby mnie
wysyłać na jakieś prestiżowe zawody – westchnęłam. Wystąpienia
publiczne wciąż były dla mnie problem, dlatego wiedziałam, że na
zawodach mogę się wiecznie mylić, odpływać, a nawet mdleć.
- Nie cieszysz się? Ja bym się ogromnie cieszyła. To ogromny zaszczyt.
- Nie wtedy, kiedy ktoś Cię zapowiada, że jesteś taki świetny, a ty
strącasz wszystkie poprzeczki, bo srasz się, że wszyscy na Ciebie patrzą
– skwitowałam.
- Naprawdę? Masz takie ostre tremy? - spytała ze smutkiem. Ja tylko pokiwałam głową.
- Wiesz... wiem coś o tym. Może... umówimy się kiedyś to pomogę Ci się
uporać z tym wstrętnym uczuciem. Co ty na to? - zaproponowała chętnie.
Zastanowiłam się chwilkę i pokiwałam twierdząco głową.
< Cassi :3 Przepraszam, że tak długo ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz