Co jak co, ale jednego mogłem być pewien: jeśli tak dalej pójdzie,
pewnego dnia komuś zrobię krzywdę. Na dobrą sprawę, ile byłem już w tej
szkole? Przez krótką chwilę usiłowałem ustalić dokładną datę, ale po
krótkiej chwili jednak musiałem uznać swoją przegraną - straciłem
rachubę, a przecież było to całkiem niedawno, podczas gdy ja już
zaliczyłem kilka kraks. Przed upadkiem uchroniła mnie delikatna,
dziewczęca dłoń, która z zaskakującą siłą chwyciła mnie za łokieć.
- Niezły refleks- zaśmiałem się, odzyskując równowagę.
- Musisz sprawić sobie lusterko, bo następnym razem za rogiem może czaić
się bazyliszek- odparła dziewczyna, wymijając mnie szybko. Wykonałem
pełny obrót wokół własnej osi, omal nie poślizgując się na szarych
kafelkach.
- Pomyślę nad tym, wszak zagrożenie realne- przyznałem z zapałem.- Teraz
jednak miałem wielkie szczęście. A jak z tobą? Wszystko w porządku?
Przystanęła w odległości kilku metrów ode mnie. Odkręciła głowę i
dopiero teraz mogłem się dokładniej przyjrzeć dziewczynie. Z twarzy
przypominała typową Słowiankę - jasne oczy, jasne, błękitne oczy, blada
cera, regularne rysy twarzy. Dość drobna postura, przecząca sile, z jaką
jej palce zacisnęły się zaledwie kilkanaście sekund temu na materiale
mojej bluzy.
- Daleko mi do kamienia, jak sądzę- stwierdziła, po czym zbiegła po
schodach. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że tak właściwie nawet nie
zapytałem o jej imię, a zdawało mi się, że pierwszy raz ją widzę - może
też przyjechała stosunkowo niedawno? Ale Akademia była przecież duża,
nic więc dziwnego ,gdybyśmy się po prostu mijali, tym bardziej, że
raczej nie grzeszyłem zbyt dobrą pamięcią do twarzy.
Może jeszcze uda się na siebie wpaść. Z tą myślą ruszyłem w przeciwną
stronę niż ta, którą odeszła blondynka. Tym razem ostrożniej pokonywałem
zakręty i dokładniej lustrowałem korytarze, nim wchodziłem przez
kolejne drzwi. Immi, głodna i śpiąca, powitała mnie pełnym wyrzutów
miauczeniem, najwyraźniej zirytowana faktem, że włóczę się tak długo,
podczas gdy przyszła pora na jej kolację. Wyciągnąłem z szafki karmę
kotki i nasypałem trochę do jej miski, od razu zmieniając też wodę.
Lekcje się już skończyły, ja zadania też już zdążyłem zrobić, więc przed
kolacją miałem trochę wolnego. Pozostały czas spędziłem na krześle,
głaszcząc aksamitną sierść Księżnej, która z zadowoleniem umościła mi
się na kolanach, ziewając co kilka chwil i mrucząc z zadowoleniem.
Dawniej pieszczoty otrzymywała głównie ze strony siostry, która wręcz
kochała ją głaskać. Podejrzewałem, że kiedy wrócę do domu, pierwsze co
zrobi Mariś, to spędzi kilka godzin z Immi, nadrabiając stracony czas.
Przy tym aniołku nawet ta dumna kocica traciła swoją królewską postawę i
po prostu się bawiła lub poddawała "zabiegom" głaskania czy ozdabiania,
jak chociażby przymierzanie nowej obróżki, plecionej własnoręcznie
przez Marianne.
Na kilka minut przed osiemnastą wstałem, uświadamiając sobie, że
właściwie przysnąłem. Jeny, przez chwilę poczułem się jak jakiś stary
dziadek. Strzeliłem kośćmi w palcach i położyłem Immi na łóżku, co
skwitowała pełnym dezaprobaty miauczeniem, ale zaraz ponownie zwinęła
się w kłębek. Ja natomiast ruszyłem wgłąb korytarza, zmierzając dobrze
znaną sobie drogą w stronę stołówki. Kiedy odebrałem swoją porcję
makaronu z serem i ruszyłem na poszukiwanie wolnego stolika, ale, jak na
złość, większość była zajęta przez grupy głodnych uczniów. Po chwili
lawirowania pomiędzy innymi, znalazłem dla siebie miejsce - obok owej
"Słowianki" z wcześniej, jak ją w myślach nazwałem. Podszedłem do niej,
ostrożnie niosąc swoją tacę.
- Hej, hej! Można się przysiąść? Prawdziwe oblężenie dzisiaj!- spytałem, wskazując podbródkiem na wolne krzesło.
< Anji? Wybacz, że dopiero odpisuję >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz