Podróż samolotem nigdy nie należała dla mnie do wygodnych. Przez długie nogi przestrzeń między fotelami stawała się mała niczym dziurka od klucza. Westchnąłem więc z ulgą, przesiadając się do irlandzkiej taksówki. Przez ostatnie lata oszczędziłem na tyle, by wykupić roczny kurs tego dziwnego języka. Na szczęście za szkołę nie muszę płacić. Co miesiąc dostaję odpowiednie stypendium, o ile utrzymam dobre wyniki w nauce. Podałem sympatycznemu taksówkarzowi adres, napisany na kartce, po czym rozsiadłem się wygodnie na skórzanych fotelach. Całe wnętrze samochodu pachniało starością. Słodko, ale nieco drażniąco. Ciekawe. Obserwowałem przemijające za oknem otoczenie, zmieniające się z każdą godziną jazdy. Z lotniska miałem spory kawałek do tajemniczej akademii dla zdolnych i utalentowanych. Czułem niewielki dreszczyk podniecenia na myśl, że udało mi się wyrwać z głośnego Petersburga, do o wiele cichszego miasteczka w Irlandii. Kiedy tylko przyszła do mnie wiadomość o stypendium, prawie spadłem ze schodów w szkole. Rodzice też byli dumni. Maya na pewno też by była... Westchnąłem, przygnębiony myślą o siostrze bliźniczce. Wczoraj kończyłaby 18 lat. Tyle co ja. Przed wylotem udało mi się wejść na cmentarz i zapalić jej znicz oraz wstawić świeże kwiaty. Jej ulubione różowe chryzantemy. Ona też chciała się wyrwać z miasta i malować pejzaże w Norwegii. Uśmiechnąłem się delikatnie na wspomnienie jej śmiechu i optymizmu. Ona zawsze była bardziej śmiała niż ja. Tak się dopełnialiśmy. W końcu bliźnięta. Odsunąłem od siebie wszystkie wspomnienia i patrzyłem tępo przed siebie, prosto w drogę. Już dano wyjechaliśmy z zatłoczonego miasta, przejechaliśmy przez wrzosowiska. Teraz pojawiały się pierwsze domy, sygnalizujące, że jesteśmy prawie u celu. 30 minut później stałem przed potężnym, białym budynkiem.
- O wow - westchnąłem, bo tylko tyle było w stanie wyjść z moich ust. Chwyciłem mocniej walizkę i ruszyłem przed siebie, w poszukiwaniu kogokolwiek. Po chwili w oczy rzucił mi się samotny chłopak, czytający książkę na ławce przy lesie. - Hej - zacząłem trochę niepewnie. Chłopak podniósł wzrok. Muszę przyznać, że był całkiem przystojny, jak na Irlandczyka, aczkolwiek liczyłem, że chociaż będzie marchewkowo-rudy. Może też przyjezdny. Chrząknąłem cicho i poszukałem w głowie odpowiednich słów. - Jestem nowy. Możesz mi jakoś pomóc się tu z wszystkim ogarnąć? - poprosiłem, dalej patrząc na chłopaka. Poprawiłem okulary i nawet zmusiłem do uśmiechu. Przez lata dopracowałem to do perfekcji, więc nie wyszło ani trochę sztucznie. - Znaleźć pokój i takie tam...
A zaryzykuję. Ktosiu płci męskiej? :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz