wtorek, 23 stycznia 2018

Od Nory CD Czeslava

Poczułam ściśnięcie w żołądku, kiedy Czesiek uścisnął mnie mocno i pocałował w policzek. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy to nieprzyjemne ściśnięcie zamieniło się w ciepło, rozchodzące się po całym ciele.  Okropnym więc było czynem oderwanie się ode mnie. To cudowne ciepło momentalnie uszło a na ustach ponownie pojawił się nieco niezręczny wyraz. I nawet szeroki uśmiech chłopaka nie pomógł.
– Napisz mi, czy bezpiecznie dotarłaś do internatu, bo jak nie, to naślę na Ciebie Miśka! A gwarantuję Ci, że ta niemiecka pierdoła nie odpuści tak łatwo, tym bardziej, gdy powiem, że się o Ciebie martwię. Wystarczy nawet jedno słowo... tylko daj znak, dobrze? – spytał i posyłając mi ciepły uśmiech spojrzał w oczy. Mięśnie mojej twarzy skurczyły się na milisekundę układając w cudny grymas. Cholera jasna, jeszcze tego brakowało - kolejnej osoby, która przejmuje się tym, co się ze mną dzieje. Mogę wymienić już trzy takie osoby i wydaje mi się, że o trzy za dużo. Nie potrzebuję kolejnej… Ches, proszę, nie baw się w to. Zmarnujesz tylko swój czas, cierpliwość i nerwy. Przełknęłam szybko ślinę i wysiliłam się na sztuczny uśmiech, kiwając głową.
– Okay – powiedziałam najkrócej jak tylko dałam radę.
Szeroki banan z lica Czeslava zniknął, gdy jego oczy wyłapali coś za mną. Od razu przez calusieńkie ciało przeszedł dreszcz. Zacisnęłam mocno powieki i usta w wąską linię, a kiedy otworzyłam ślepia, w sali była już pielęgniarka.
– To do zobaczenia, Nori – powiedział smutno.
– No cześć. Trzymaj się i wracaj do nas szybko – powiedziałam ciepło. – Do widzenia – zwróciłam się do lekarki, a kiedy nie usłyszałam odpowiedzi, rzuciłam Cześkowi ostatnie spojrzenie i zniknęłam za drzwiami sali. W głowie miałam nic innego jak same najróżniejsze przekleństwa jakie tylko znałam; norweskie - proszę bardzo, angielskie i czeskie - nie ma problemu, japońskie - ujdzie, hiszpańskie i francuskie - coś się znajdzie.
„Kurwa mać. No w mordę jebaną… Co ty wyprawiasz, dziewczyno?” – spytała podświadomość gorzkim tonem. „Jak ty się zachowujesz?”
„Nie wiem… to on mnie przytulił”
„To ty go otuliłaś”
„Ale to on mnie pocałował”
„Ale to ty nic z tym nie zrobiłaś”
„Bo to było przyjemne…”
Stanęłam krok przed głównym wyjściem szpitala. Moja dłoń zatrzymała się w połowie wyciągnięta w stronę płaskiej, prostokątnej, szarej klamki. W czarnej szybie szerokich drzwi dostrzegłam drugą osobę. Dziewczyna w krótkich, siankowatych włosach z szeroko otwartymi zielonymi oczami wpatrywała się we mnie z niedowierzaniem. Jej czerwone policzki były wyraźnie widoczne nawet w tak ciemnym szkle.
„Cholera jasna… było po prostu przyjemne…”
Dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej.
Zamrugałam kilka razy, przenosząc wzrok z powrotem na klamkę i pchając mocno drzwi. Dopiero gdy wyszłam z ciepłego budynku, fala lodowatego i ostrego wiatru buchnęła mi w rumianą twarz, rozwiewając tym samym szalik i nie zapięty płaszcz. Przymknęłam oczy i skuliłam się lekko, naciągając płaszcz i okrywając tors szczelnie. O tak, dokładnie takiego ciosu w twarz mi brakowało.
„Po prostu przestań o tym myśleć” – skarciłam się w myślach – „To tylko kolega”
Wzdychnęłam ciężko. Wyciągnęłam ze skórzanej torby paczkę papierosów. Oblizałam suche wargi i włożyłam jednego i do wilgotnych ust. Stułam wargi, a delikatna bibułka przywarła do nich. Podpaliłam końcówkę zapalniczką i ciesząc się przez dłuższą chwilę delikatnym ciepłem płomyka wypuściłem długą smugę dymu.
„Tylko kolega”
Wnętrze sklepu z rana jak zawsze świeciło pustkami. I dobrze. Mogłam bez problemu, powolnym krokiem chodzić pomiędzy regałami, szukając uważnie produktów, których potrzebowałam. Przez ciche głośniczki grała jakaś typowo irlandzka muzyczka, przy kasach co chwilę ktoś czytał kody kreskowe produktów, w tle dało się też usłyszeć kroki pojedynczych klientów. W porównaniu z popołudniowymi godzinami, aż przyjemnie się marnowało tutaj czas.
Właśnie przechodziłam obok regałów z napojami. Po mojej lewej cały rząd wód, napojów gazowanych soków i nektarów, po prawej za to ulubiony napój każdego studenta - alkohol. Podeszłam do buczącej głośno lodówki. Otworzyłam lekko drzwiczki, wypuszczając przyjemny chłodek na zewnątrz. mruknęłam na głos, ściągając usta w dziubek i wodząc wzrokiem po butelkach i puszkach. Sięgnęłam po puszkę, ale zauważyłam, że na etykiecie widnieje czerwony napis „4%”. Skrzywiłam się. Może nie był to dla mnie jakiś wielki problem, czy piwo ma w sobie więcej, czy mniej procentów, jednak im więcej, tym lepiej, prawda? Odstawiłam więc nieszczęsną puszkę na miejsce i wzięłam w dłoń butelkę z większą zawartością ukochanego etanolu, łapiąc za szyjkę. Położyłam ostrożne w koszyku, zaraz obok paczki podpasek (specjalnie dla ciebie, Czes), czekolady, losowych owoców i tygodniowego zapasu zupek chińskich.
<Cheees?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt