Nie preferuję podróży w bardzo dalekie miejsca, na dodatek samotnie.
Dlatego też nigdy nie chciałam jechać na żadną kolonię ani wycieczkę.
Rodzice byli tego świadomi, mimo wszystko wysłali mnie na cholerną
Europę, do cholernej Irlandii. Jak by chcieli mieć mnie na trochę z
głowy a mi zrobić na złość. Proszę mi powiedzieć czy to normalne?
Przecież
w Anchorage wcale nie ma takiej biedy. To duże miasto i są tu aż dwa
bardzo popularne uniwersytety. Wbrew temu, moi kochani rodzice
zdecydowali się na kraj Świętego Patryka i czterolistnej koniczyny.
Oczywiście,
że z początku kategorycznie mówiłam nie. Oni jednak nie chcieli słyszeć
ani jednego mojego słowa na ten temat. Chcieli i ja mam się z tym
pogodzić.
Wciąż nie rozumiem dlaczego tak uparcie naciskali na mnie ale się im udało. Fakt, że poległam w tej walce boli bardzo.
Rodzice
uśmiechnięci od ucha do ucha machali mi na lotnisku, ja tym czasem jak
skazany na szubienicy szłam przed siebie zastanawiając się jak zareagują
kiedy zacznę biegiem uciekać do domu.
Lot był okropny. Siedziałam w
jednym miejscu a wokół mnie tyle głośnych i irytujących ludzi. Całe
szczęście tą beznadziejną sytuację uratowały nieco słuchawki i telefon
oraz książki.
16 bitych godzin i gdzieś tak może 25 minut siedzenia w
jednym miejscu. Nienawidzę samolotów. W połowie drogi szczerze
marzyłam, żeby coś się stało i spadliśmy. Nie narzekałam bym szczerze,
może po mojej brutalnej śmierci rodzice zdali sobie sprawę jaki błąd
popełnili.
Jednak nie wydarzyło się nic takiego, jedyną aferą było
to, że brzuch pewnego starszego pana nie wytrzymał i postanowił zwrócić
wszystkie te zjedzone orzeszki ziemne. Po za tym nic.
16 godzin minęło mimo, iż wydawało się, że czas wlecze się niczym żółw.
Pierwszy
raz byłam szczęśliwa, że stoję na świeżym powietrzu a nie jakimś
miejscu zamkniętym, zabudowanym. Bo to zazwyczaj takie najbardziej
preferowałam.
Jazda pociągiem w porównaniu do lotu była jak pikuś.
Później kawałek trasy musiałam przejść pieszo. Gdyby nie ciągnięcie tej
cholernej walizki i trzymanie torby na ramieniu – ten krótki spacer
byłby nawet przyjemny.
Rodzicie zgotowali mi prawdziwe piekło. Wszak Akademia Green Heels była tym czego najbardziej się obawiałam…
Wprost
roiło się tam od ludzi, na których plułam z góry, którymi bardzo
gardziłam. Pobyt tutaj będzie piekłem. Rodzice naprawdę mnie kochają….
Ale
co mogę powiedzieć na dzisiejszy dzień? Że wciąż jest chujowo a ten
tydzień był okropny i mam większą chęć odejść z tego świata jak
najszybciej.
Ludzie tutaj…szkoda właściwie gadać ale jestem w pełni świadoma, że nikogo tutaj nie będę lubić.
Przez
owy tydzień nie wymieniłam z nikim ani jednego słówka. Ktoś mi
powiedział cześć? Zadowolił się ciszą z mojej strony. Ewentualnie osoby
bardzo upierdliwe usłyszały od mnie soczyste i mocne ,,spierdalaj’’.
Nikomu
nie dałam się podejść i nikomu tutaj nie dam. Miałam zamiar rozgrywać
tutaj sztukę taką jak w poprzedniej szkole. Cicho, odzywając się tylko
jeśli naprawdę zajdzie potrzeba.
Zazwyczaj siedziałam w swoim pokoju
i nie miałam zamiaru wychodzić. Tego jednak dnia podczas lekcji doszły
mnie słuchy, że mają tutaj coś takiego jak sala muzyczna i mają tam
fortepian.
Nie przyznaję się do tego i nie mówię też o tym każdemu
ale uwielbiam grać na fortepianie. Uczyłam się od 1 klasy podstawówki
bo tak mama chciała. Z biegiem czasu polubiłam to a nauka szła mi co raz
lepiej i tak wyszło, że polubiłam grę na tym instrumencie.
W domu gram każdego dnia, jak by nałogowo. Tutaj nie grałam tydzień i zaczęłam czuć nie dosyt.
Tak, więc stwierdziłam, iż dla mojego dobra lepiej było by to sprawdzić. Zdaję sobie sprawę, że może mi to pogorszyć humor.
Z
tego co się orientuję niektóre szkoły mają zazwyczaj klasy otwarte
luzem i uczniowie sobie mogą wchodzić do środka podczas przerw.
Zastanawiało mnie, więc czy tutaj także tak jest. Poszukałabym tej sali
muzycznej, sprawdziłabym…a gdyby nie, cóż. Znajdę inny sposób.
Muzyczny
niedosyt wypędził mnie z mojej nory, następnie kierował mną instynkt.
Gdzie dokładnie znajdowała się…cóż, nie wiedziałam. Miałam jednak w
planach się zapytać, byle kogo, ktoś to wyglądał na oczytanego i w miarę
w porządku.
Ruszyłam przed siebie w spokoju, rozglądając się za potencjalną osobą, która może mi wskazać salę muzyczną.
Szło świetnie…do czasu aż nie wpadłam na osobę wyższą od mnie…dokładnie na chłopaka.
<ktoś?>
Rezerwuję ~ Nicolay
OdpowiedzUsuń