niedziela, 28 stycznia 2018

Od Ursuli

Nie preferuję podróży w bardzo dalekie miejsca, na dodatek samotnie. Dlatego też nigdy nie chciałam jechać na żadną kolonię ani wycieczkę. Rodzice byli tego świadomi, mimo wszystko wysłali mnie na cholerną Europę, do cholernej Irlandii. Jak by chcieli mieć mnie na trochę z głowy a mi zrobić na złość. Proszę mi powiedzieć czy to normalne?
Przecież w Anchorage wcale nie ma takiej biedy. To duże miasto i są tu aż dwa bardzo popularne uniwersytety. Wbrew temu, moi kochani rodzice zdecydowali się na kraj Świętego Patryka i czterolistnej koniczyny.
Oczywiście, że z początku kategorycznie mówiłam nie. Oni jednak nie chcieli słyszeć ani jednego mojego słowa na ten temat. Chcieli i ja mam się z tym pogodzić.
Wciąż nie rozumiem dlaczego tak uparcie naciskali na mnie ale się im udało. Fakt, że poległam w tej walce boli bardzo.
Rodzice uśmiechnięci od ucha do ucha machali mi na lotnisku, ja tym czasem jak skazany na szubienicy szłam przed siebie zastanawiając się jak zareagują kiedy zacznę biegiem uciekać do domu.
Lot był okropny. Siedziałam w jednym miejscu a wokół mnie tyle głośnych i irytujących ludzi. Całe szczęście tą beznadziejną sytuację uratowały nieco słuchawki i telefon oraz książki.
16 bitych godzin i gdzieś tak może 25 minut siedzenia w jednym miejscu. Nienawidzę samolotów. W połowie drogi szczerze marzyłam, żeby coś się stało i spadliśmy. Nie narzekałam bym szczerze, może po mojej brutalnej śmierci rodzice zdali sobie sprawę jaki błąd popełnili.
Jednak nie wydarzyło się nic takiego, jedyną aferą było to, że brzuch pewnego starszego pana nie wytrzymał i postanowił zwrócić wszystkie te zjedzone orzeszki ziemne. Po za tym nic.
16 godzin minęło mimo, iż wydawało się, że czas wlecze się niczym żółw.
Pierwszy raz byłam szczęśliwa, że stoję na świeżym powietrzu a nie jakimś miejscu zamkniętym, zabudowanym. Bo to zazwyczaj takie najbardziej preferowałam.
Jazda pociągiem w porównaniu do lotu była jak pikuś. Później kawałek trasy musiałam przejść pieszo. Gdyby nie ciągnięcie tej cholernej walizki i trzymanie torby na ramieniu – ten krótki spacer byłby nawet przyjemny.
Rodzicie zgotowali mi prawdziwe piekło. Wszak Akademia Green Heels była tym czego najbardziej się obawiałam…
Wprost roiło się tam od ludzi, na których plułam z góry, którymi bardzo gardziłam. Pobyt tutaj będzie piekłem. Rodzice naprawdę mnie kochają….
Ale co mogę powiedzieć na dzisiejszy dzień? Że wciąż jest chujowo a ten tydzień był okropny i mam większą chęć odejść z tego świata jak najszybciej.
Ludzie tutaj…szkoda właściwie gadać ale jestem w pełni świadoma, że nikogo tutaj nie będę lubić.
Przez owy tydzień nie wymieniłam z nikim ani jednego słówka. Ktoś mi powiedział cześć? Zadowolił się ciszą z mojej strony. Ewentualnie osoby bardzo upierdliwe usłyszały od mnie soczyste i mocne ,,spierdalaj’’.
Nikomu nie dałam się podejść i nikomu tutaj nie dam. Miałam zamiar rozgrywać tutaj sztukę taką jak w poprzedniej szkole. Cicho, odzywając się tylko jeśli naprawdę zajdzie potrzeba.
Zazwyczaj siedziałam w swoim pokoju i nie miałam zamiaru wychodzić. Tego jednak dnia podczas lekcji doszły mnie słuchy, że mają tutaj coś takiego jak sala muzyczna i mają tam fortepian.
Nie przyznaję się do tego i nie mówię też o tym każdemu ale uwielbiam grać na fortepianie. Uczyłam się  od 1 klasy podstawówki bo tak mama chciała. Z biegiem czasu polubiłam to a nauka szła mi co raz lepiej i tak wyszło, że polubiłam grę na tym instrumencie.
W domu gram każdego dnia, jak by nałogowo. Tutaj nie grałam tydzień i zaczęłam czuć nie dosyt.
Tak, więc stwierdziłam, iż dla mojego dobra lepiej było by to sprawdzić. Zdaję sobie sprawę, że może mi to pogorszyć humor.
Z tego co się orientuję niektóre szkoły mają zazwyczaj klasy otwarte luzem i uczniowie sobie mogą wchodzić do środka podczas przerw. Zastanawiało mnie, więc czy tutaj także tak jest. Poszukałabym tej sali muzycznej, sprawdziłabym…a gdyby nie, cóż. Znajdę inny sposób.
Muzyczny niedosyt wypędził mnie z mojej nory, następnie kierował mną instynkt. Gdzie dokładnie znajdowała się…cóż, nie wiedziałam. Miałam jednak w planach się zapytać, byle kogo, ktoś to wyglądał na oczytanego i w miarę w porządku.
Ruszyłam przed siebie w spokoju, rozglądając się za potencjalną osobą, która może mi wskazać salę muzyczną.
Szło świetnie…do czasu aż nie wpadłam na osobę wyższą od mnie…dokładnie na chłopaka.

<ktoś?>

1 komentarz:

Theme by Bełt