Stałem jak słup przez dobre dwie minuty. Zamknąłem ją i otworzyłem ponownie. I jeszcze raz. I znowu. Chrup, trzask, bum Czy to moje ryby? Może jakiś ptak wali w okno? Nie.. to moje serce. Pęka na kawałeczki, umierając na widok pustej szafki i włączonej zmywarki. Jak mogłem do tego dopuścić? Gdzie podziały się moje zapasy?
- Nie martw się zaraz coś znajdziemy...-Poklepałem mój brzuszek i kucnąłem by przeszukać szufladę z talerzami. A może...? W końcu kiedyś znalazłem tam buty... Skubane, szukałem ich przez dwa tygodnie. Musiałem chodzić w zimowcach....Zacząłem błądzić wzrokiem po szklanych krawędziach. Płasko, płasko... Jest! Okrągło! Rozradowany podniosłem wymarzony kubek i podskoczyłem z radością. Za nim zdałem sobie sprawę z głupoty mojego czynu, walnąłem głową w otwartą szafkę. Syknąłem i potarłem ręką bolące miejsce. Minęło dobre pięć sekund zanim zorientowałem się, że coś było nie tak. Moja dłoń była pusta. O nie... Przełknąłem głośno ślinę i powoli spuściłem wzrok. Był tam. Żółty... I pęknięty idealnie w połowie. Poczułem łzy napływające mi do oczu.
- Misiek! -zawołałem przerażony patrząc na pękniętą niedźwiedzią mordkę. Niemal słyszałem jego krzyk bólu i ciche "Sakra!" padające z jego ust. Brzmiało to tak realnie jak nigdy...
- Misiu, przyjacielu nie rób mi tego... Błagam!- wyszeptałem patrząc na mój ukochany kubek. W końcu otrząsnąłem się i wstalem. Jest tylko jedno wyjście..
Klej, klej, klej.. O BŁOGOSŁAWIONA MAKRELO CZĘSTOCHOWSKA! Gdzie jest mój klej?! Dlaczego jak go potrzebuję to go nie ma?! Zacząłem grzebać po okolicznych półkach szukając kropelki. Niestety... Półki były puste. Jedyne co znalazłem to marne resztki leżące sobie przy makiecie, którą sklejałem dzień wcześniej.
-Nie, nie, nie NIE! - jęknąłem zrozpaczony. Dlaczego?! Po co uparłem się na tego głupiego, papierowego mamuta? Myśl, Nitzan, myśl! W końcu do głowy przyszedl mi pewien pomysł. Przecież nie mogę być jedyną osobą w ośrodku, która ma zapasy kleju... Właśnie! Mogę pobiec do Niki! Albo lepiej! Odwiedzę któregoś z sąsiadów! To może być początek pięknej kolorowej przyjaźni! Trzymając, resztki kubka wybiegłem na korytarz i zapukałem do pierwszych drzwi jakie zobaczyłem. Raz kozie śmierć! Kiedy się otworzyły usłyszałem obolały głos:
- Przepraszam jeśli byłem za głośno, uderzyłem się w brzuch i- pokręciłem głową i przez łzy zawołałem pokazując ofiarę wyżej:
- Misiek rozerwał się na pół! Blagam, pomóż!
<Misiu, kubeczku ty mój?>
- Nie martw się zaraz coś znajdziemy...-Poklepałem mój brzuszek i kucnąłem by przeszukać szufladę z talerzami. A może...? W końcu kiedyś znalazłem tam buty... Skubane, szukałem ich przez dwa tygodnie. Musiałem chodzić w zimowcach....Zacząłem błądzić wzrokiem po szklanych krawędziach. Płasko, płasko... Jest! Okrągło! Rozradowany podniosłem wymarzony kubek i podskoczyłem z radością. Za nim zdałem sobie sprawę z głupoty mojego czynu, walnąłem głową w otwartą szafkę. Syknąłem i potarłem ręką bolące miejsce. Minęło dobre pięć sekund zanim zorientowałem się, że coś było nie tak. Moja dłoń była pusta. O nie... Przełknąłem głośno ślinę i powoli spuściłem wzrok. Był tam. Żółty... I pęknięty idealnie w połowie. Poczułem łzy napływające mi do oczu.
- Misiek! -zawołałem przerażony patrząc na pękniętą niedźwiedzią mordkę. Niemal słyszałem jego krzyk bólu i ciche "Sakra!" padające z jego ust. Brzmiało to tak realnie jak nigdy...
- Misiu, przyjacielu nie rób mi tego... Błagam!- wyszeptałem patrząc na mój ukochany kubek. W końcu otrząsnąłem się i wstalem. Jest tylko jedno wyjście..
Klej, klej, klej.. O BŁOGOSŁAWIONA MAKRELO CZĘSTOCHOWSKA! Gdzie jest mój klej?! Dlaczego jak go potrzebuję to go nie ma?! Zacząłem grzebać po okolicznych półkach szukając kropelki. Niestety... Półki były puste. Jedyne co znalazłem to marne resztki leżące sobie przy makiecie, którą sklejałem dzień wcześniej.
-Nie, nie, nie NIE! - jęknąłem zrozpaczony. Dlaczego?! Po co uparłem się na tego głupiego, papierowego mamuta? Myśl, Nitzan, myśl! W końcu do głowy przyszedl mi pewien pomysł. Przecież nie mogę być jedyną osobą w ośrodku, która ma zapasy kleju... Właśnie! Mogę pobiec do Niki! Albo lepiej! Odwiedzę któregoś z sąsiadów! To może być początek pięknej kolorowej przyjaźni! Trzymając, resztki kubka wybiegłem na korytarz i zapukałem do pierwszych drzwi jakie zobaczyłem. Raz kozie śmierć! Kiedy się otworzyły usłyszałem obolały głos:
- Przepraszam jeśli byłem za głośno, uderzyłem się w brzuch i- pokręciłem głową i przez łzy zawołałem pokazując ofiarę wyżej:
- Misiek rozerwał się na pół! Blagam, pomóż!
<Misiu, kubeczku ty mój?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz