środa, 3 stycznia 2018

Od Czeslava CD Nory

Sakra - wyraża więcej, niż tysiąc słów. A zwłaszcza, w takich momentach, jak ten. Czego ten przebrzydły niemiec znowu chce... Przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się niemrawo. Misiek lekko mnie szturchnął.
- Posuń się rudzielcu
Zrobiłem krok w bok, a ten zgrabnie wskoczył na miejsce obok Nory i objął ją ramieniem. Podniósł drugą rękę do góry i kiwnął głową w moją stronę. Ehem... ja wiem, o co ci chodzi zafajdańcu jeden. Przewróciłem oczami, westchnąłem i klapnąłem obok.
- Noooo to, co tam słychać? - zapytał ściskając nas mocno
- Bro, daruj sobie - powiedziałem błagalnie
- Ale to dlaczego? - uśmiechnął się perfidnie - Ja tutaj, tylko grzecznie pytam, co u was słychać, a ty od razu jakieś niecne plany masz w głowie. Wstydziłbyś się.
- Po prostu Cię znam - mruknąłem i dodałem szeptem - Proszę...
- Oj ja też Cię znam Czes - wyszczerzył się - dlatego tutaj jestem! To Nora, powiedz mi, nie wykorzystał Cię wczoraj za bardzo ten Czech niewyżyty?
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę.... Jak on mógł... Co za... CO ZA... CO ZA ČURAK! Schowałem twarz w dłoniach i poczułem, jak krew powoli napływa mi do policzków i na czoło. Boże matrymonialny tylko tego, jeszcze brakowało... Spojrzałem spomiędzy palców na Norę. Dziewczyna wyglądała na lekko zmieszaną... nic dziwnego w sumie.
- Emmm - na jej twarzy pojawił się lekki rumieniec - Nie wykorzystał...
Dziewczyna zamknęła usta na kwintę. Ponownie ukryłem twarz w dłoniach. Czego ten człowiek jeszcze nie wymyśli...
- Uff, bo ten rudzielec różne ma odpały, jak coś, to wiesz, z petardy! - szturchnął lekko Norę.
Teraz to dopiero moja twarz płonęła żywym ogniem. Zabiję go... Obiecuję, że go zabiję i uduszę.
- Uhuuummm - wydusiła ledwo ledwo z siebie dziewczyna. 
On nas wykończy. W ogóle... dlaczego, tak bardzo się rumienię? Boże, może jestem chory? Znowu się jakieś cholerstwo do mnie przyczepiło... Misiek zaczął kręcić głową raz w prawo, raz w lewo przenosząc, co rusz wzrok na jednego z nas. Pokręcił głową i zacmokał głośno
- No jak z dziećmi, sznycle drogie... - zaśmiał się - Hej, bo zaczniemy się bawić jak w przedszkolu. Buraczku Czesiu? Różyczko Noro? Spokojnie, wujek Misio was nie zje, da wam zaraz cukierka, co?
- Misiek - wykrztusiłem słabym głosem - Czego, ty tak właściwie chcesz?
- Trochę życia, ludzie, trochę życia, przestańcie się bawić w tego chowanego, ciuciubabkę czy innego kręćka - wyszczerzył się zadowolony z siebie. Potwór. Po prostu potwór -  Ściana ciszy gruba jak patelnia, przerwa na sznycla? Ech, powiedzcie, coś po prostu, cokolwiek, firanka, curak, ekran, głupi Misiek, deska, co wam tylko w duszy gra. Ze słowami sobie poradzimy, z ciszą już różnie bywa, wiecie?
Podniosłem lekko głowę do góry i spojrzałem na tę jego wyszczerzoną twarz. Ależ on był z siebie zadowolony...
- Bro... proszę przestań - mruknąłem - Nie wiem, co ty chcesz usłyszeć? Co robiliśmy wczoraj, czy jak? Stary zlituj się...
- Ech, nie piszę waszej biografii, spokojnie. To przede wszystkim wasza sprawa, ale przecież możemy pogadać o czymś... no, czymś, czymkolwiek innym, nie? - pokiwał głową i zacmokał
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem najpierw na Norę, a potem na Miśka... Czy, eee przeoczyłem coś? Czegoś nie zrozumiałem?... 
- Grałeś dzisiaj jak ciota - mruknął- Wiem, ty też, brat. Myślałem, że kapitan każe nam wyszorować halę własnymi kudłami.
- ŻE JA?! - fuknąłem na niego - Ja grałem rewelacyjnie, z resztą jak zawsze, i to nie ja potknąłem  się o własne sznurowadła.
- Wmawiaj sobie, wmawiaj, nasza ciapo droga. A te sznurowadła były w zmowie przeciwko mnie!
- HA! Chciałbyś - wybuchnąłem śmiechem - po prostu przyznaj, żeś jest ułom i tyle.
- Żebyś się w tym nie czuł osamotniony, bracie drogi - burknął
- Tak, tak - rzuciłem okiem na dziewczynę, która dalej siedziała lekko czerwona - Wiesz, co bro. My będziemy lecieć, mamy jeszcze pewną sprawę do załatwienia. Widzimy się na lekcji!
Szybko zerwałem się i złapałem Norę za ramię ciągnąc do siebie. Uśmiechnąłem się do Michaela i pomachałem mu ręką.
- Pfff pamiętaj, że wiem, gdzie mieszkasz - mruknął
- Wyobraź sobie, że ja też wiem - zaśmiałem się - Dobra lecimy, bo niewiele czasu nam zostało!
Złapałem Norę za przedramię i pociągnąłem za sobą. Dziewczyna gładko za mną poszła.
- Wybacz, za niego - mruknąłem - Jeden wścibski niemiec.
- Nic nie szkodzi - odpowiedziała - Gdzie mnie ciągniesz?
- Gdziekolwiek, byle jak najdalej stąd. Możemy iść już powoli pod klasę.
Dziewczyna pokiwała lekko głową. Zwolniłem tempa i puściłem ją, wzdychając lekko. Nooo tutaj powinien być już spokój.
- Czes, jak wy się poznaliście? - zapytała spokojnie
- My? W sensie...?
- Ty i Misiek - powiedziała
- Aaaa - uśmiechnąłem się - Prawdziwym przypadkiem, wiesz? Przyjechałem tutaj z całym bagażem i już pierwszego dnia wszedłem do damskiej części akademika. Oczywiście przez pomyłkę... Zszedłem na dół i natrafiłem na tego wysokiego jegomościa, który zaoferował mi pomoc z bagażem. Po prostu nie mogłem nie skorzystać - uśmiechnąłem się - Jeszcze się okazało, że mieszkamy obok siebie, i chodzimy do tej samej klasy. Chociaż pominę już fakt, że wziął mnie za pierwszaka pfff. Ogólnie to tak jakoś się zaprzyjaźniliśmy od pierwszego wejrzenia.
Nora zaśmiała się lekko. Uśmiechnąłem się do niej szeroko. 
- Pax
- Słucham? - zmarszczyłem brwi. Czy ja na pewno dobrze usłyszałem?
- Mam imię dla drugiej myszki - powiedziała cicho - Pax.
- Bardzo ładne - uśmiechnąłem się szeroko - Nitro i Pax, dwa szalone i kochane myszory.
Norka uśmiechnęła się lekko. Kuksnąłem ją łokciem w bok
- Uśmiechnij się szeroko - powiedziałem i sam to zrobiłem - Z uśmiechem od razu ładniej Ci do twarzy.
Zaśmiała się cicho i uśmiechnęła troszkę mocniej.
- Od razu lepiej - poczochrałem ją krótko po głowie - A skąd w ogóle pomysł na takie imię?
- Och - uśmiechnęła się - Czytałam, kiedyś taką książkę, gdzie był lis o takim imieniu. Wiesz, to jest silver fox, więc też pasuje... tu lisek i tu lisek.
- No pewnie - uśmiechnąłem się ciepło - A o czym jest ta książka?
- Mmmm tak ogólnie to jest książka dla dzieci... Opowiada o małym chłopcu Peterze i jego lisie - szedłem w ciszy słuchając jej uważnie - Mama Petera zmarła, gdy chłopiec miał 7 lat. To była dla niego wielka tragedia, z którą nie potrafił sobie poradzić. Pewnego dnia Peter wybrał się na spacer do lasu i znalazł norę, w której leżał mały, zmarznięty lisek i jego już martwe rodzeństwo. Chłopiec bez namysłu wziął zwierzę do domu i zaopiekował się nim. Dał mu na imię Pax. Każdego dnia, kiedy Peter szedł do szkoły, czekał tylko na dzwonek kończący lekcje, aby wrócić do domu i pobawić się z kochanym Paxem. Lisek obdarzył swojego pana bezgranicznym zaufaniem, tak samo jak chłopiec lisa. Nadszedł jednak dzień, w którym do ojca chłopaka dotarła wiadomość o tym, że zbliża się wojna. Mężczyzna postanowił bronić ojczyzny, a syna oddać na ten czas pod opiekę  dziadka. Dziadek jednak nie tolerował Paxa, więc chłopiec musiał zostawić zwierzę w lesie. Nie chciał tego, ale ojciec nie pozostawił mu wyboru. Peter, kiedy już bez swego przyjaciela dojechał do dziadka, poczuł wielką pustkę w sercu. Zrozumiał, że brakuje mu Paxa. Nie chciał po raz drugi straci kogoś ważnego w swoim życiu, więc postanowił walczyć o lisa. Spakował plecak, drobny ekwipunek i ruszył pieszo kilkaset kilometrów do lasu, w którym zostawił przyjaciela. Naprawdę bardzo fajna książka - uśmiechnęła się lekko - Myślę, że by Ci się spodobała.
- Z pewnością przeczytam - zmrużyłem oczy, gdy Słońce mnie oślepiło 
- Jak chcesz to mogę Ci pożyczyć - dodała - Mam tę książkę w pokoju.
- Oooo super - uśmiechnąłem się - Z chęcią skorzystam. A ten... wybacz taką nagłą zmianę tematu...
- Hmmm? - przekrzywiła głowę w moją stronę
- Co Ci jest w serduszko? - zapytałem cicho

<Noreczku koreczku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt