W dniu dzisiejszym odpuściłam sobie zajęcia. Musiałam dopełnić wszystkie formlaności, związane z przeprowadzką do akademika. Ustaliłyśmy z mamą, że lepszym pomysłem będzie mieszkanie z innymi uczniami, przynajmniej na początku. Poza tym wiedziałam, że woli, by ktoś miał nade mną kontrolę. Do wieczora wypakowywałam popierdółki z kartonowych pudeł, znajdując im odpowiednie miejsce w pokoju. Na szczęście nie miałam tendencji do kolekcjonowania ozdóbek, roślin i innych, podobnych im rzeczy.
Po wstępnym uporządkowaniu bałaganu, opadłam na łóżko. Ech, czemu przeprowadzki muszą być tak męczące? Zostało mi jeszcze pół kartonów, a ja już byłam wyczerpana! Miałam tylko nadzieję, że żadnego z mieszkańców nie irytowało szuranie i inne, dziwne hałasy. Oczywiście, starałam się robić to jak najciszej, ale czasem, niestety, się nie da. Postanowiłam więc odpocząć, ale w trochę inny sposób, niż zwykle. Udałam się do łazienki i ogarnęłam się, by choć trochę przypominać człowieka. Następnie zmieniłam dresowe spodenki i podkoszulek na ciemnoczerwoną spódnicę i czarną bokserkę. A co! Do tego ciemne rajstopy, czarny płaszcz i botki. Zdążyłam jeszcze podkreślić oko eyeliner'em, po czym zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i opuściłam pokój, zamykając go na klucz.
Godzina nie była późna. Mimo to, na zewnątrz było już ciemno. Efekt spotęgowały także chmury, skutecznie zakrywające nocne niebo. Wydawałoby się, że lada chwila zacznie sypać śnieg. Nie przejmowałam się tym zbytnio, siedząc w prawie pustym autobusie. Czułam na sobie wzrok dwóch starszych kobiet, które dyskutowały między sobą przyciszonymi głosami. Zaraz.. Czy one trzymały w rękach różańce..? Skrywając kpiący uśmiech, odwróciłam się do szyby. Na ulicy nie było ani krzty śniegu, w przeciwieństwie do chodników. Widocznie ludzie woleli chodzić alejkami oddalonymi od ruchu ulicznego. W sumie, nie dziwiłam im się. Pewnie sama wybrałabym tę drogę, gdyby nie komunikacja miejska. Całe szczęście, że przystanek jest nieopodal akademika..
Po kilkunastu minutach wysiadłam niedaleko centrum Green Heels. Od razu skierowałam się w stronę lokalu, poleconego mi przez pewną osobę. Podobno była tam dobra atmosfera. I dobre wino. Omijając przechodniów, którzy z uporem przepychali się między sobą na chodniku, udało mi się dotrzeć do klubu. Do moich uszu od razu dobiegła głośna, skoczna muzyka. Nie przyszłam tam jednak tańczyć. Przeszłam obok parunastu osób, które były już dość zawiane i zajęłam miejsce przy barze. Założywszy nogę na nogę spokojnie czekałam, aż barman obsłuży grupę przede mną. Miałam czas, aż zanadto. Jednak, nim to nastąpiło, miejsce obok mnie zajęła pewna osoba. Przez moment przyglądałam się chłopakowi, przyznaję. Ale był odwrócony do mnie tyłem. Dopiero później mnie zauważył.
– Dobry wieczór, śliczna. Siedzisz tutaj sama, jak widzę. Pozwól, że zaoferuje ci drinka. Bez żadnych nielegalnych dodatków, oczywiście. Przygotowanego na twoich oczach – zaczął, i zamówił mi wino. Przez chwilę byłam w takim szoku, że nie mogłam z siebie wydusić słowa. – Jestem Alistair. Zdradzisz mi swoje imię?
– Gabriela. Miło mi – odpowiedziałam, posyłając mu skromny uśmiech.
Moją uwagę zwróciły jego oczy, kolorem przypominające fioletowe astry. Jednak nie wyglądało na to, by miał soczewki.
– Mam.. Mam coś na twarzy? – zapytał po chwili, marszcząc brwi.
– Wyjątkowo niespotykane oczy. I dziękuję za wino. Nie trzeba było – odparłam, gdy barman postawił przede mną kieliszek.
Po wstępnym uporządkowaniu bałaganu, opadłam na łóżko. Ech, czemu przeprowadzki muszą być tak męczące? Zostało mi jeszcze pół kartonów, a ja już byłam wyczerpana! Miałam tylko nadzieję, że żadnego z mieszkańców nie irytowało szuranie i inne, dziwne hałasy. Oczywiście, starałam się robić to jak najciszej, ale czasem, niestety, się nie da. Postanowiłam więc odpocząć, ale w trochę inny sposób, niż zwykle. Udałam się do łazienki i ogarnęłam się, by choć trochę przypominać człowieka. Następnie zmieniłam dresowe spodenki i podkoszulek na ciemnoczerwoną spódnicę i czarną bokserkę. A co! Do tego ciemne rajstopy, czarny płaszcz i botki. Zdążyłam jeszcze podkreślić oko eyeliner'em, po czym zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i opuściłam pokój, zamykając go na klucz.
Godzina nie była późna. Mimo to, na zewnątrz było już ciemno. Efekt spotęgowały także chmury, skutecznie zakrywające nocne niebo. Wydawałoby się, że lada chwila zacznie sypać śnieg. Nie przejmowałam się tym zbytnio, siedząc w prawie pustym autobusie. Czułam na sobie wzrok dwóch starszych kobiet, które dyskutowały między sobą przyciszonymi głosami. Zaraz.. Czy one trzymały w rękach różańce..? Skrywając kpiący uśmiech, odwróciłam się do szyby. Na ulicy nie było ani krzty śniegu, w przeciwieństwie do chodników. Widocznie ludzie woleli chodzić alejkami oddalonymi od ruchu ulicznego. W sumie, nie dziwiłam im się. Pewnie sama wybrałabym tę drogę, gdyby nie komunikacja miejska. Całe szczęście, że przystanek jest nieopodal akademika..
Po kilkunastu minutach wysiadłam niedaleko centrum Green Heels. Od razu skierowałam się w stronę lokalu, poleconego mi przez pewną osobę. Podobno była tam dobra atmosfera. I dobre wino. Omijając przechodniów, którzy z uporem przepychali się między sobą na chodniku, udało mi się dotrzeć do klubu. Do moich uszu od razu dobiegła głośna, skoczna muzyka. Nie przyszłam tam jednak tańczyć. Przeszłam obok parunastu osób, które były już dość zawiane i zajęłam miejsce przy barze. Założywszy nogę na nogę spokojnie czekałam, aż barman obsłuży grupę przede mną. Miałam czas, aż zanadto. Jednak, nim to nastąpiło, miejsce obok mnie zajęła pewna osoba. Przez moment przyglądałam się chłopakowi, przyznaję. Ale był odwrócony do mnie tyłem. Dopiero później mnie zauważył.
– Dobry wieczór, śliczna. Siedzisz tutaj sama, jak widzę. Pozwól, że zaoferuje ci drinka. Bez żadnych nielegalnych dodatków, oczywiście. Przygotowanego na twoich oczach – zaczął, i zamówił mi wino. Przez chwilę byłam w takim szoku, że nie mogłam z siebie wydusić słowa. – Jestem Alistair. Zdradzisz mi swoje imię?
– Gabriela. Miło mi – odpowiedziałam, posyłając mu skromny uśmiech.
Moją uwagę zwróciły jego oczy, kolorem przypominające fioletowe astry. Jednak nie wyglądało na to, by miał soczewki.
– Mam.. Mam coś na twarzy? – zapytał po chwili, marszcząc brwi.
– Wyjątkowo niespotykane oczy. I dziękuję za wino. Nie trzeba było – odparłam, gdy barman postawił przede mną kieliszek.
「Panie Stair? 」
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz