Kiedy Javier zaczął uderzać mnie poduszką, zacząłem szybko rozglądać się za czymś, czym mógłbym się obronić od chłosty, ale najbliższa poducha była na łóżku mojego współlokatora. Cóż, teoretycznie mógłbym mu przywalić lampą, szufladą, lub czymkolwiek innym, co miałbym pod ręką, ale z drugiej strony nie chcę mu zrobić krzywdy. Oczywiście, nadal jestem trochę… Zestresowany? Roztrzęsiony? Zaskoczony? Jakkolwiek by tego nie nazwać, to uczucie towarzyszyło mi bez przerwy od momentu, w którym obudziłem się w swoim łóżku. Nie, właściwie to od momentu, w którym się „obudziłem w swoim łóżku”, a raczej od momentu, w którym się zorientowałem, że nie jestem w nim sam.
Mimo wszystko, w obliczu „zagrożenia” momentalnie zapomniałem o tym, że chłopak, który właśnie atakuje mnie poduszką, jest dziwnym zbokiem.
Kiedy udało mi się uniknąć jednego z ciosów, wpadłem na genialny, nieco chaotyczny plan, który mógłby mi pozwolić na dostanie się do jego poduszki. Zacząłem blokować uderzenia swoim przedramieniem, po czym zbliżyłem się minimalnie do swojego łóżka.
Mój plan był taki, że szybko ściągnę kołdrę, rzucę ją na Javiera, a zanim on zdąży ją z siebie zrzucić, podczołgam się do jego łóżka, zabiorę mu poduszkę i wyrównam swoje szanse w walce.
Plan zdawał mi się idealny. Ściągnij kołdrę, rzuć, złap poduszkę. Ściągnij kołdrę, rzuć, złap poduszkę. Nic prostszego.
W pewnym momencie Javier stanął na nogach (notabene stał na moim łóżku), w tamtym momencie wiedziałem.
Wiedziałem.
Things.Get.INTENSE.
To był ten moment. Złapałem skrawek kołdry i z całej siły pociągnąłem. Wspominałem kiedyś, że w szóstej klasie miałem dwóję z fizyki? Nie? Teraz już wiecie.
Nie przewidziałem jednego. A mianowicie tego, że stojący w pionie Javier, stojący na kołdrze, po jej pociągnięciu upadnie.
Szczególnie nie przewidziałem, że upadnie NA MNIE.
A dokładnie to się stało. Javier spadł z łóżka i wylądował na mnie. Jak w jakimś yaoi. Jego twarz była jakieś 10 centymetrów od mojej. Jak w jakimś yaoi. Zarówno ja, jak i on, zrobiliśmy się czerwoni jak… Coś czerwonego. Jak w jakimś yaoi.
Leżał tak przez chwilę na mnie (Szatanie błagam dopomóż) w kompletnej ciszy. Ja tylko gapiłem się na niego w milczeniu. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe.
-KAYN? NIE WSPOMINAŁEŚ ŻE JESTEŚ POSTACIĄ Z ANIME!-Wykrzyknął nagle, podnosząc się lekko.
-C-co?-Wydukałem tylko, wciąż zszokowany tą jakże r o m a n t y c z n ą sytuacją.
-Wiesz, postaciom z anime zawsze leci krew z nosa kiedy są-nagle ściszył ton, a właściwie wyszeptał ostatnie słowo-podniecone.
-Że co?-Wymamrotałem, przejeżdżając brzegiem dłoni o nos. Zauważyłem krew. Zamrugałem parę razy, wycierając ciecz rękawem bluzy.
-Kayn, nie przejmuj się. Każdemu się zdarza, szczególnie w takiej sytuacji-odezwał się Jav i rękawem swojej bluzy starł mi odrobinkę krwi z policzka-rozumiem, mnie też ta sytuacja podnieciła, to nic złego.
Odsunąłem się od niego i warknąłem:
-To skok ciśnienia, a nie… Zboku.
Mimo wszystko, w obliczu „zagrożenia” momentalnie zapomniałem o tym, że chłopak, który właśnie atakuje mnie poduszką, jest dziwnym zbokiem.
Kiedy udało mi się uniknąć jednego z ciosów, wpadłem na genialny, nieco chaotyczny plan, który mógłby mi pozwolić na dostanie się do jego poduszki. Zacząłem blokować uderzenia swoim przedramieniem, po czym zbliżyłem się minimalnie do swojego łóżka.
Mój plan był taki, że szybko ściągnę kołdrę, rzucę ją na Javiera, a zanim on zdąży ją z siebie zrzucić, podczołgam się do jego łóżka, zabiorę mu poduszkę i wyrównam swoje szanse w walce.
Plan zdawał mi się idealny. Ściągnij kołdrę, rzuć, złap poduszkę. Ściągnij kołdrę, rzuć, złap poduszkę. Nic prostszego.
W pewnym momencie Javier stanął na nogach (notabene stał na moim łóżku), w tamtym momencie wiedziałem.
Wiedziałem.
Things.Get.INTENSE.
To był ten moment. Złapałem skrawek kołdry i z całej siły pociągnąłem. Wspominałem kiedyś, że w szóstej klasie miałem dwóję z fizyki? Nie? Teraz już wiecie.
Nie przewidziałem jednego. A mianowicie tego, że stojący w pionie Javier, stojący na kołdrze, po jej pociągnięciu upadnie.
Szczególnie nie przewidziałem, że upadnie NA MNIE.
A dokładnie to się stało. Javier spadł z łóżka i wylądował na mnie. Jak w jakimś yaoi. Jego twarz była jakieś 10 centymetrów od mojej. Jak w jakimś yaoi. Zarówno ja, jak i on, zrobiliśmy się czerwoni jak… Coś czerwonego. Jak w jakimś yaoi.
Leżał tak przez chwilę na mnie (Szatanie błagam dopomóż) w kompletnej ciszy. Ja tylko gapiłem się na niego w milczeniu. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe.
-KAYN? NIE WSPOMINAŁEŚ ŻE JESTEŚ POSTACIĄ Z ANIME!-Wykrzyknął nagle, podnosząc się lekko.
-C-co?-Wydukałem tylko, wciąż zszokowany tą jakże r o m a n t y c z n ą sytuacją.
-Wiesz, postaciom z anime zawsze leci krew z nosa kiedy są-nagle ściszył ton, a właściwie wyszeptał ostatnie słowo-podniecone.
-Że co?-Wymamrotałem, przejeżdżając brzegiem dłoni o nos. Zauważyłem krew. Zamrugałem parę razy, wycierając ciecz rękawem bluzy.
-Kayn, nie przejmuj się. Każdemu się zdarza, szczególnie w takiej sytuacji-odezwał się Jav i rękawem swojej bluzy starł mi odrobinkę krwi z policzka-rozumiem, mnie też ta sytuacja podnieciła, to nic złego.
Odsunąłem się od niego i warknąłem:
-To skok ciśnienia, a nie… Zboku.
<Javier? Chciałbym mieć tyle odwagi żeby pisać na matmie XDD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz