3 dni, 3 przeklęte dni. Boże opuszczałem to miejsce z wielką przyjemnością. Nie byłbym w stanie dłużej usiedzieć w jednym miejscu, a tym bardziej w szpitalu i z taką pielęgniarką za jedyne towarzystwo. Na oddziale oprócz mnie owszem było kilka innych osób, ale wszystkie w przedziale 50+. Zdecydowanie nie moje towarzystwo, a dodatkowo jeden z gościów, zdecydowanie mnie nie polubił... cały czas jęczał coś, że to rudzi są odpowiedzialni, za upadek komunizmu... WTF... Wstrząsnąłem głową na samo wspomnienie i wsadziłem telefon do tylnej kieszeni jeansów. Nieeee, zdecydowanie nie byłbym w stanie dłużej tutaj usiedzieć, złe miejsce, źli ludzie i złe rzeczy. A i jeszcze ta pielęgniarka... Jezu jak ona mnie wkurzała, specjalnie robiła wszystko, żeby dodatkowo mnie zdenerwować i udawała, że to wszystko dzieje się przypadkiem. O nie nie nie, ja nie dam tak łatwo się podpuścić, tym bardziej, że sam przez ten czas jej dokuczałem jak się tylko dało. Uśmiechnąłem się drapiąc się zawzięcie po udzie. Najpiękniejsze było podmienienie pudełeczka z cukrem, na takie z cukrem i środkiem przeczyszczającym. A jeszcze piękniejsze było jak, co chwilę ją wołałem, bo ,,muszę do toalety Pani Złota!''. Zaśmiałem się w myślach i westchnąłem rozglądając się wokoło. Tak, chyba wszystko. Chociaż... Zajrzałem jeszcze do szafek, które świeciły pustkami. No nic, jeśli coś zostało to przepadnie już na zawsze, ale trudno, jakoś sobie poradzimy. Zarzuciłem plecak na ramię i wyszedłem dziarskim krokiem z sali. Podszedłem od razu do blatu przy pokoju pielęgniarek i zapukałem głośno w marmur. Tradycyjnie zero odezwu. Oparłem się plecami, o kamień i zacząłem przeglądać telefon. Odpaliłem czat z Miśkiem i szybko napisałem
< Bro, wychodzę z więzienia.
Na odpowiedź nie musiałem długo czekać, mmmm pewnie siedzi na kiblu.
> Jakiego więzienia? Brat, gdzie ty jesteś? Co się stało?!
No waaaay... serio? Jezu ten znowu nie ogarnia życia. Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się pod nosem.
< To ty nic nie wiesz?
> Nie...
< Trafiłem do więzienia
> Ale jak to? Co się stało? Mów mi natychmiast!!!
< A jak myślisz? Za co mogli mnie zamknąć?
> Zabiłeś kogoś? Ukradłeś coś? Brat naprawdę nie wiem, mów co się stało!
< Zamknęli mnie, za bycie nieziemsko seksownym
>..................
> Idiota
Zaśmiałem się lekko i od razu wystukałem odpowiedź
< Idiotą to jesteś ty, ze szpitala mnie wypuszczają
> OOOO super! Wracasz już do domu?
< Czekam na wypis, ale zaraz będę wracać.
> Idziesz dzisiaj na lekcje?
< Nieee, mam zwolnienie na tydzień, mam odpoczywać w ciszy i spokoju. Wiesz, co to oznacza?
> Nie pijesz przez tydzień?
< To znaczy, że Immi wylatuje z pokoju :)
> No wiesz ty co brat... W życiu! Prędzej ty wylecisz z pokoju, niż Immi
< HAHAHAHAHAHA po moim trupie, a raczej tego kota
> Oj przyjdziesz ty jeszcze do mnie ;_;
< Dobra dobra, lepiej powiedz mi, czy kupić coś po drodze jak będę wracać?
> Mmmm, możesz ogarnąć coś do przekąszenia, jakieś chipsy, kabanosy, mleko dla Immi, może jakieś owoce, nie wiem, jak coś chcesz to możesz sobie wziąć, aaaaaa i coś słodkiego.
< Coś słodkiego? Co ty okres masz?
> A pffff, wiesz ty co!
< No też Cię kocham bro
> Ta jasne, ty sznyclu od siedmiu boleści
< Dobra, już dobra stary. Idę się dobijać do tej piguły, bo raczej nie ma zamiaru się do mnie wybrać, ech... do zo
Wyłaczyłem telefon i wsadziłem z powrotem do kieszeni. Odwróciłem się w stronę pokoju piguł i powoli przestąpiłem za próg drzwi, pukając w ramę. Przy stole, wraz z kawą i gazetą w dłoni siedziała główna matrona, nooo tak, mogłem się tego spodziewać.
- Dzień dobry - powiedziałem spokojnie stając w progu - Czy mógłbym Panią prosić na chwilę?
Pielęgniarka wyglądała jakby, w ogóle nie zarejestrowała mojej obecności, dalej czytała coś w jednym z brukowców i popijała kawusię. Westchnąłem cicho i kontynuowałem dalej.
- Czy może mi Pani podpisać wypis, ze szpitala?
Pelęgniarka przeniosła wzrok z gazety na mnie i zacmokała cicho
- A jakieś magiczne słowo chłopcze? - uśmiechnęła się ironicznie
- Magiczne słowo? - uniosłem brwi - Proszę? Pięknie proszę?
Hokus pokus, czary mary, wypierdalaj pierdlu stary - dodałem w myślach. Pielęgniarka powoli się podniosła i podeszła do jednej z szafek. Zgarnęła jakiś papierek i ruszyła w moją stronę, zgrabnie wymijając mnie i podchodząc do blatu. Odwróciłem się za nią i stanąłem z drugiej strony. Piguła coś tam zaczęła pisać długopisem i podbiła pieczątką, następnie wydrukowała jakiś kwitek i przyczepiła go za pomocą zszywacza. Wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Dowód - rzuciła krótko
Szybko zacząłem grzebać w kieszeni plecaka i zgarnąłem pokrowiec z dokumentami. Sprawnie wyciągnąłem dowód i podałem matronie. Ta bez słowa wzięła go i zaczęła coś spisywać. Po chwili oddała mi go wraz z wypisem.
- Dziękuję - powiedziałem chowając dokumenty, pielęgniarka spojrzała na mnie z ukosa i powróciła do swojego pokoju. Pokręciłem głową i szybko opuściłem oddział, a następnie budynek szpitala. Od razu w moją twarz uderzył podmuch wiatru, a wraz z nim płatki śniegu. Zmrużyłem oczy i bardziej opatuliłem się szalem.... Taaaa nie miałem na sobie szala od jakiś pięciu lat jak nie więcej, ale teraz ubrałem go sam z siebie. Ech dziadziejesz Ches, dziadziejesz. Zawinąłem go szczelnie wokół szyi i głowy i ruszyłem hardo do przodu. Na zewnatrz panowała właśnie jakaś sakrnięta zadymka, że nie było widać nic powyżej stu metrów. Przyspieszyłem kroku i wbiłem do najbliższego sklepu. Otrzepałem się ze śniegu tuż przy wejściu i powoli wszedłem na salę. Ech, co ta miało być? Jakieś mięsko, chipsy, mleko... no i oczywiście czekolada. Taaaa, rozejrzałem się wzrokiem po tabliczkach wiszących nad regałami i odnalazłem interesujący mnie dział. Nucąc pod nosem jakąś bliżej nieokreśloną melodyjkę zgarnąłem wszystkie produkty i skierowałem się do działu z alkoholem. Odpoczynek, odpoczynkiem, ale najlepiej to się chilluje właśnie przy jakiś drooooooobnych procencikach. Kiwając głową na boki wszedłem w najlepszy przedział w sklepie. Szybko zacząłem wodzić wzrokiem po półkach w poszukiwaniu ukochanego Jacka. Zacząłem od dolnych półek i powoli przenosiłem się coraz wyżej. Jak na złość nigdzie, go nie było. Nadzieja jeszcze w drugiej części. Szybko przeniosłem się tam i ujrzałem między regałami znajomą postać. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem. Puknąłem dziewczynę w plecy czekoladą, którą trzymałem w dłoni. Odwróciła się zaskoczona. Wyszczerzyłem się szeroko i powiedziałem radośnie
- Hej Norka! Nawet nie wiesz, jak miło Cię widzieć!
- Cześć Ches - uśmiechnęła się lekko - Wypuścili Cię już?
- Tak i to dosłownie przed chwilą - uśmiechnałem się - Jak się czujesz?
- Dobrze - odpowiedziała
- A co tam u chłopaków? Nie dokuczają za bardzo? Nie gryzą się? - zajrzałem jej do koszyka i wykonałem ruch głową w jego stronę - ooo też masz okres?
Dziewczyna zamrugała kilka razy i spojrzała pytająco. Zorietnowałem się jakie głupstwo palnąłem i szybko się poprawiłem
- Nie, nie spokojnie, ja nie mam okresu. To bardziej o Miśka chodziło - ummm chyba niewiele lepiej, bo jej wzrok i uniesione brwi, były wręcz komiksowe - Dobraaaa, nie było tematu. Ale widzę alko, jakiś miły wieczorek się szykuje?
<Nora?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz