wtorek, 9 stycznia 2018

Od Nory CD Czeslava

Uważnie obserwowałam każdy, najdrobniejszy ruch Czeslava. Jego stan był tak niepokojący, że ze strachu nie spuszczałam z niego oczu ani na sekundę. Starałam się niczym nie rozpraszać, być jak nadopiekuńcza matka… moja matka. Przynajmniej do czasu. Chwila nieuwagi, kilka straconych sekund. Straciłam czujność tylko na moment, rozpoczynając tym samym tragedię (tak, tragedie).
Chłopak nagle, od tak, stracił połączenie ze światem. Kątem oka dostrzegłam jak osunął się z krzesła. Zlękłam się momentalnie, zmuszając swoje mięśnie do działania.
– Kurwa, Czes! – zdołałam wykrztusić z przerażeniem, kiedy grzmotnął porządnie o posadzkę, a huk poniósł się po całym, pustym korytarzu. Ledwo zdążyłam zareagować. Dałabym sobie rękę uciąć, że w tamtym momencie serce podeszło mi do gardła, a czy o mały włos nie wyszły z orbit i, co dziwne, powoli zaczynały napływać łzami. Przykucnęłam migiem obok niego, ujmując jego głowę i kładąc ją na swoich udach. Bogowie, jak on huknął o tą podłogę! Jeszcze brakuje, żeby przeze mnie miał wstrząśnienie mózgu czy inną dysfunkcję... – Czes? – potrząsnęłam nim lekko, starając się go wybudzić.
„Skup się dziewczyno, co się robiło w przypadku omdlenia?” – pytałam siebie w myślach, jednak nic, zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy. Cała wiedza zdobyta zaledwie rok temu, ba, nawet kilka  l a t  temu została w całości zjedzona przez stres i panikę. Kompletna pustka. Takie proste… a kiedy przychodzi co do czego, to człowieka paraliżuje strach.
Jęknęłam z coraz większą presją na sercu, rozglądając się po korytarzu w poszukiwaniu kogokolwiek do pomocy, a w szczególności pielęgniarki, która dalej się nie pojawiła.
„Nosz do kurwy nędzy! Gdzie są wszyscy, kiedy ich potrzebuję?”
– Nora…? – usłyszałam nagle. Spojrzałam szybko na Czesa, cała przerażona. Ten tylko obserwował mnie spod przymrużonych oczu. – Czemu leżę na ziemi? – mruknął cicho. – I… czemu masz taką.. minę? Zobaczyłaś  ducha?
– Prawie… – odetchnęłam z ulgą, widząc, że fizycznie nie  jest z nim najgorzej. Gorzej psychicznie, to było widać od razu w tych złotawych oczętach. – Padłeś mi jak długi… głupku...
Chłopak chwycił się za głowę i spróbował podnieść. Wzdrygnęłam sie, przypominając w myślach, czy aby na pewno to dobry pomysł by się podnosił, ale przecież nie przycisnę go do swoich ud i nie każę leżeć…
– Coś ty taka czerwona? – zaśmiał się słabo i przyłożył dłoń gdzieś w okolicach potylicy. Prawdopodobnie w miejsce, gdzie głowa pierwsza zderzyła się z podłogą.
– Boli? – wypaliłem nagle.
„Uh, bogowie! Co ja wyprawiam? Oczywiście że boli!”
– Nie… – zaczął zaprzeczać i wtedy ją zobaczyłam.
Podniosłam się szybko, że aż czarne plamy przysłoniły mi pole widzenia. Zacisnęłam powieki na chwilę.
– P-proszę pani – zawołałam, a zauważając naszą dwójkę, młoda kobieta przyśpieszyła.
– Co się stało? – zapytała przejęta widokiem półleżącego Czecha.
– Kolega bardzo źle się poczuł – wyjaśniłam, stając przy rudzielcu. – Przed chwilą… – urwałam, kiedy pklepnął mnie w kostkę. Spojrzeliśmy na siebie. On z błagalnym spojrzeniem, ja z pytającym. Eh, i tak bym nie dostała odpowiedzi. – Przed chwilą, się źle poczuł – poprawiłam niechętnie.
– Możesz sam wstać, chłopcze? – spytała, kucając przy nim i kładąc dłoń na ramieniu. Zauważyłam, że chłopak wzdrygnął się i napiął wszystkie mięśnie. Tik prawie niewidoczny.
– Umm, tak, tak – powiedział pewnie i spróbował się dźwignąć. Zachwiał się kilka razy, jednak pielęgniarka dobrze go asekurowała.
No i wraz z moją pomocą jakoś udało się nam w trójkę dojść do gabinetu. Przeszliśmy przez jedno pomieszczenie do drugiego, gdzie tam kobieta kazała Cześkowi położyć się na łóżku pod oknem, a sama usiadła na sekundę przy biurku obok. Ja stanęłam gdzieś pod ścianą, nie narzucając się. Mnie tam po prostu nie było.
– Czeslav, klasa druga B, prawda? – spytała, zapisując coś w notesie. Zerknęłam ukradkiem na chłopaka. Patrzył się pusto w sufit z zaciśniętymi ustami; widziałam jak lata mu szczęka przez ciągłe zaciskanie zębów. Tak, zdecydowanie nie chciał tu być. A może czegoś się bał? – Dobrze, przebadamy cie kontrolnie, a ty mi w między czasie odpowiesz na kilka pytań i powiesz co się stało – pielęgniarka podeszła do niego, po czym obróciła się w moim kierunku. – Zaczekaj, proszę, w pierwszym pomieszczeniu – powiedziała spokojnie, na co skinęłam szybko głową.
Usiadłam na krześle pod ścianą i podkurczyłam nogi, przyciągając je mocno do piersi. Wyciągnęłam telefon i sprawdziłam godzinę, w momencie, w którym zadzwonił dzwonek na lekcję.
„Wrócić czy zostać?” – spytałam sama siebie.
Oparłam brodę o kolana i odblokowałam telefon, klikając w dobrze znaną mi ikonkę oraz pierwszą z góry osobę.
Isac dalej był zły, ale opowiadając mu sytuację w której właśnie się znalazłam, oboje zapomnieliśmy o porannym zgrzycie. Znaczy on pewnie zapomniał, ja, wręcz przeciwnie. Dalej pisałam z tym klasycznym dystansem, kiedy coś zjebię. Krótko, na temat, bez większych emocji. W końcu nie wybaczę sobie takiego błędu tak szybko.
Zlękłam się, kiedy pielęgniarka wyszła z głównego pomieszczenia i wyszła z gabinetu. Odprowadziłam ją wzrokiem, zastanawiając się, po co takiego poszła, a kiedy zniknęła za drzwiami wstałam i powoli przeszłam do sali obok. Zajrzałam do środka. Czesiek leżał z przedramieniem opartym o czoło i patrzył się w okno. Jego klatka piersiowa ledwo się unosiła. Oddychał zbyt płytko jak na osobę, która powinna odpoczywać. Weszłam do środka i usiadłam obok niego, na samym skraju łóżka.
– Nienawidze tego – szepnął cicho. – Tego dotykania... sprawdzania… – mruczał dalej pod nosem.
– Hm? – przechyliłam łebek, nie do końca rozumiejąc o czym mówi.
Ten westchnął głośno i podniósł się do siadu, po czym spojrzał na mnie z grobową miną. Aż mnie zmroziło. Przełknęłam ślinę i odsunęłam się o milimetry.
– Chcą dzwonić do szpitala – powiedział i schował twarz w dłoniach, podpierając ciężar głowy na łokciach, opartych o kolana. – Sakra… gorzej już być nie może…
Westchnęłam cicho. Spuściłam głowę, zaciskając ze sobą dłonie, ale nie na długo, bo już po chwili podniosłam wzrok, rozluźniłam dłonie i położyłam mu rękę na ramieniu. Uśmiechnęłam się łagodnie, lecz widząc i czując napinające się mięśnie, cofnęłam dłoń, chowając ją gdzieś w swoich włosach, tym samym przerywając kontakt.
– Jest aż tak źle…? – spytałam ostrożnie.
– Nie no, co ty – chłopak opuścił łapki, obrócił głowę i uśmiechnął się szeroko. – Wszystko w porząsiu – pokazał białe zęby, które zlały się z trupio bladą twarzą. – Tylko wiesz, to są właśnie nauczyciele. Nie mogą sobie pozwolić na to, by ktoś im zdechł w szkole. Działają według narzuconego im wzoru – wzruszył ramionami.
Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Spuściłam głowę, pozwalając by włosy opadły mi na część twarzy i ponownie ścisnęłam ze sobą dłonie zaciśnięte w piąstki.
– Heeej. – Poczułam lekkie tyknięcie w bok. – ale co to za smutas?
Zacisnęłam usta w wąska linię i przymknęłam oczy, starając się zignorować to narastające w piersi zmartwienie. Cholera jasna, Czes, martwię się o ciebie… Nawet cie nie znam, a sie martwię… jak jasna cholera.
– Hej, hej, no Nori – zamruczał. – Zmuszasz mnie do powiedzenia żartu. Hm? Żadnych protestów?
– Czes…
– Jaki będzie magik bez magii? – spytał, a kiedy spojrzałam mu w oczy, powiedział: – Rozczarowany.
Zaśmiałam się cicho, zasłaniając usta dłonią. Chłopak zaśmiał się ze mną, co tylko spotęgowało mój chichot.
– No – mruknął, patrząc się na mnie – od razu lepiej – wyszczerzył się. I ja wysiliłam się na większy uśmiech, który i tak szybko stracił na sile. Podobnie jak jego, kiedy spojrzał na coś za mną.
Obróciłam głowę i zobaczyłam pielęgniarkę w towarzystwie Sparks. Zerknęłam z powrotem na Cześka, który zacisnął usta, a szczęka znowu zaczęła mu drgać.

<Czes?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt