Czwartek. Jeszcze jeden dzień do weekendu. Tymczasem lekcja chemii płynęła swoim tempem. Nie wsłuchiwałem się jakoś szczególnie w to, co mówi nauczyciel. Był tak roztargniony jak zawsze, ale lekcje jakoś poprowadzić umiał. Ta, jakoś… Nie licząc nieudanych eksperymentów, które miały na celu nas czegoś nauczyć. Obejrzałem się na to co się działo za oknem. To jest bardziej interesujące niż to co mówi Jenkins. Liście latały wokół łysych drzew, tak jakby chciały się do nich doczepić, a gałęzie i trawa kołysała dzięki podmuchom wiatru. Zobaczyłem jak wiewiórka wychodzi z dziupli i zaczyna węszyć. Aż mną wzdrygnęło. Wiewiórki to… dosyć straszne stworzenia, nie potrafię ich rozgryźć. Jednak, mimo wszystko, najlepszym miejscem w klasie, jest ostatnia ławka obok okna. Można chwilami uciec od nudnego bełkotu nauczyciela i pooglądać to co dzieje się za oknem.
- Panie Nicolay!
Z rozmyślań wyrwał mnie poddenerwowany głos nauczyciela z końca sali. Obróciłem głowę spokojnie w jego stronę, opierając policzek na dłoni.
- Tak?
- Czy słyszał Pan właśnie, co powiedziałem? – skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
- Nie, przepraszam.
- Więc, niech Pan słucha. Zadaję Wam do domu projekt, który macie wykonać w parach. Tematem jest dzisiejsza lekcja, w podręczniku na stronie 67 macie wszystko wyjaśnione. Nie będę jeszcze raz wszystkiego tłumaczył, bo zaraz będzie dzwonek. Dobierzcie się teraz szybko w pary.
Jako, że jestem indywidualistą, wolałbym robić projekt sam. Ale nie chcę podchodzić do i tak już poddenerwowanego nauczyciela, żeby prosić o robienie projektu samodzielnie. Obejrzałem się na ludzi. Wszyscy mieli już kogoś do projektu. Zostałem sam? Nie, uwagę moją zwrócił śnieżnowłosy chłopak, siedzący samotnie w ławce. Zapewne czeka na dzwonek. Postanowiłem przełamać się i do niego podejść. Chłopak widząc moją postać, odezwał się pierwszy.
- Wygląda na to, że projekt robimy razem.
- Na to wygląda. – odparłem ze stoickim spokojem.
- Spotkajmy się po lekcjach u mnie. Pokój 124. Przedyskutujemy co i jak. Umowa stoi? – schylił się i założył plecak na plecy, wstając z krzesła.
Kiwnąłem głową.
- To super. Do zobaczenia.
Odprowadziłem go spojrzeniem na szkolny korytarz. Tymczasem ja złapałem za swoją torbę i zakładając ją niedbale na jedno ramię, wyszedłem z klasy.
Alex?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz