W drodze na lodowisko rozmawialiśmy, głównie o zwierzętach. Kiedy powiedziałem jej, że mam szczura w akademiku, wydawała się zdziwiona tym, że jakiegoś można w nim mieć.
Po dostaniu numerków szafek, założyliśmy łyżwy i weszliśmy na lód.
- Stas umiesz jeździć na łyżwach czy tak nie za bardzo? - zapytała się dziewczyna. Zastanowiłem się.
- Tak średnio, ale utrzymać się umiem - uśmiechnąłem się lekko, na co zareagowała tym samym.
I zaczęliśmy jeździć. Na początku powoli, bo trochę zapomniałem jak się to robi. Akane pomagała mi się utrzymać.
- Dzięki - powtórzyłem się po raz kolejny. Za każdym razem, kiedy ratowała mnie przed upadkiem lub pomagała mi z równowagą, mówiłem to jedno słowo.
- Mówisz to już któryś raz z kolei - zaśmiała się - ale nie ma za co.
Uśmiechnąłem się nieśmiało i zestresowany. Tak bardzo próbowałem sprawić na niej dobre wrażenie, żeby nie uważała mnie za dziwnego, że nie zdawałem sobie sprawę że jestem "zbyt miły". Odchrząknąłem niezbyt elegancko.
- Spróbujmy pojechać kilka kółek - wyprostowałem się, mówiąc te słowa. Dziewczyna kiwnęła głową i ruszyła pierwsza, a ja tuż za nią.
Na lodowisku nie mało, ani dużo osób - można było sobie z kimś tak na spokojnie pojeździć, powygłupiać się... Ach, chciałbym tak kiedyś pójść na lodowisko z kimś, kogo lubię... W ten inny, nie przyjacielski sposób... Chociaż z przyjacielem też bym chciał. Tak szczerze powygłupiać się, wyluzować. Westchnąłem, całkowicie odpływając w myślach, automatycznie posuwając się do przodu na lodzie. Prawa noga, lewa noga. I tak intensywnie myślałem, aż w końcu nie usłyszałem Akane.
- Stas? - i nagle równowaga jazdy zaczęła kwiczeć.
- Cholera - syknąłem, kiedy chwilę potem runąłem do przodu jak kłoda. Zaczepiłem czubkiem łyżew o lód. Jęknąłem z bólu, czując, jak twarz mi zamarza jednocześnie rozgrzewając się... Chyba leci mi krew z nosa.
- Stas, żyjesz? - Jakbym to gdzieś już słyszał, hah.
- Tym razem ledwo - powiedziałem drżącym głosem. Cóż, chyba za chwilę się popłaczę przez to, że uderzyłem głową o posadzkę lodowiska i krew mi leci z nosa! Na drżących rękach spróbowałem się podnieść.
- Łap się, łatwo nie wstaniesz - podała mi pomocne dłonie, z których bardzo chętnie skorzystałem. I teraz stałem naprzeciwko niej, z krwawiącym nosem, trochę przestraszony i ze łzami w oczach.
Jak jakaś totalna sierota.
(przepraszam za taki zwrot akcji)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz