Spanie na podłodze przypominało mi noce pod chmurką.
Technicznie rzecz biorąc, bardzo się od siebie różniły, ale kiedy próbowałem zasnąć, wpatrzony w jakiś punkt na suficie, a przed oczami stawały mi właśnie czasy, gdy regularnie wyprawialiśmy się z wujkiem i dziadziem na parę dni w różne miejsca - a to okoliczne lasy, a to trochę dalej, na przykład w góry. Odkąd skończyłem szósty rok życia, zabierali mnie regularnie na te wyprawy - wtedy towarzyszył nam nawet ojciec. Dziadzio, jako zawołany włóczykij i niespokojny duch, miał naprawdę niesamowitą wiedzę i umiał zrobić szałas dosłownie ze wszystkiego - swoim zamiłowaniem do takich "męskich"wypraw, jak je określał,zaraził najpierw synów, a potem i wnuka - czyli mnie. Jak na swoje siedemdziesiąt pięć wiosen, trzymał się naprawdę nieźle się trzymał. Co prawda, od dwóch lat zdrowie już mu nie pozwalało na dłuższe, piesze wycieczki, ale wciąż lubił chadzać sobie na spacery do lasu. Ciągle doglądał gospodarstwa, cokolwiek, byleby tylko nie siedzieć w miejscu - jak zresztą większość Rosenthalów. Uśmiechnąłem się krzywo - ta cecha nie zawsze przynosiła wiele dobrego. Ba, nawet wręcz przeciwnie. Zacisnąłem dłonie w pięści, naciągając koc pod samą brodę. Och, teraz było dużo cieplej, wręcz za gorąco. Nim jednak zdążyłem pomyśleć nad zmianą pozycji, odpłynąłem do krainy snów...
***
Przeciągnąłem się, ziewając szeroko niczym niedźwiedź po śnie zimowym - przetarłem dłońmi oczy, usiłując powrócić do rzeczywistości, po czym spróbowałem wymacać telefon, który powinien leżeć gdzieś pod łóżkiem.
Cholera, coś było bardzo nie tak...
Pacnąłem ręką drugą stronę legowiska, mając nadzieję, że w jakiś dziwny sposób po prostu przekręciłem się na bok czy kie licho wie, na jaką pozycję... ale trafiłem na coś ciepłego i miękkiego. Wykluczyłem od razu Immi - kocica już dawno by mnie podrapała, gdzie zresztą jej futerko? Mariś... nie, mała jest w Niemczech...
- Czesiek - mruknąłem, otwierając jedno oko. - Też bardzo cię lubię, ale możesz mi łaskawie wytłumaczyć,co robisz w moim łóżku?
Problem leżał tylko w tym, że ten kurdupel nie miał długich, czarnych włosów. I w ogóle... mieliśmy trochę inny pokój.
Zmusiłem się do zebrania myśli. Telefon wreszcie znalazłem - środa, godzina ósma... och, jak dobrze, przynajmniej nie jestem spóźniony. Nic nie piłem, a miałem wrażenie, jakbym był po paru piwach. Tak, zdecydowanie nie można określić mnie jako gościa z mocnym łbem. Ale to nie zmienia faktu, że ostatnio namówili mnie z tydzień temu.
- Michael? - usłyszałem zaspany, dziewczęcy głos. A mi wreszcie zaświtało coś w tym zakutym łbie!
- Astrid - ziewnąłem. - No tak, to twój pokój...
Wylazłem spod koców - nie przyszło mi nawet do głowy, by zapytać, co właściwie robiła na moim posłaniu, skoro ma własne łóżko...
- Zaczynasz lekcje za niecałą godzinę, tak - zapytałem, ogarniając powoli swoje rzeczy. - Poskładam tu koce i uciekam, mogę ci je wyprać albo coś, jeśli chcesz... wstań już może lepiej ogółem, za niedługo zaczynacie, ja już też uciekam. Lepiej się czujesz? Dziękuję za przenocowanie.
Miałem szczerą nadzieję, że niczego nie zapomniałem.
- Ogółem, jak coś, mogę wstąpić jeszcze po lekcjach, zobaczę, jak się będziesz czuć. Co tu jeszcze... a, pamiętaj o lekach i wszystkim. Zamierzasz ogółem iść na lekcje dziś czy jeszcze wolisz poleżeć? - gadałem dużo, usiłując ukryć lekkie poddenerwowanie. Miałem szczerą nadzieję, że nie oberwie się nam za tę noc ani nic... chociaż, po tych wszystkich ochrzanach, jakie zgarnęliśmy z Cześkiem... ale z drugiej strony... ech, popisałem się, niema co!
<Astrid? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz