- Hiszpański? - wyszeptałem prawie bezgłośnie
- Hmm? No tak - odpowiedziała dziewczyna
- Zginę.
- Co? - uniosła brwi
- Zginę i umrę - przełknąłem ślinę
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła głową.
- Jaaa... ja chyba poszukam Miśka - mruknąłem szukając chłopaka wzrokiem
- Pewnie jest już w klasie - odpowiedziała - Chyba nie chcesz zwiać, co?
- Niee... nie w tym rzecz - uśmiechnąłem się lekko - Dobra chodźmy.
Przyspieszyłem i zacząłem pokonywać schody po dwa naraz. Tuż za mną powoli wspinała się Nora. Przygryzłem policzek widząc, że pod klasą nikogo już nie ma. Pewnie wszyscy weszli już do środka. Dziewczyna stanęła obok mnie lekko zaróżowiona i pognała w stronę klasy. Puściłem się za nią biegiem i równocześnie dopadliśmy do drzwi. Otworzyłem je ciutkę za mocno i uderzyły w najbliżej stojącą ławkę... sakra.
- Hola tarde - powiedziała Caroline obdarzając nas ciepłym spojrzeniem - Que paso?
- Eeeeee - zamrugałem kilka razy
- Lo siento, no escuchamos la campana - powiedziała szybko Nora
- Entiendo, por favor siéntate - nauczycielka uśmiechnęła się
Stałem jak wryty. Że... co? Co się, co się stało?
- Algo le pasó a Czeslav? - Caroline spojrzała na mnie poprawiając okulary
- Si si s - powiedziałem szybko kiwając głową
- Que es esto? - uniosła brwi
- No no no - zaprzeczyłem szybko ruchem głowy
- Te gusta llegar tarde? - uśmiechnęła się lekko
- Eeee... Me gusta - odpowiedziałem rozumiejąc połowę zdania
- Siadajcie - nauczycielka westchnęła i pokręciła głową - Czeslav, por favor, comienza a aprender.
- Iść po pisak? - zapytałem
- Siadaj chłopcze... Wracając do tematu dzisiejszej lekcji - powiedziała poprawiając okulary - Poznamy dziś bardzo przydatne zagadnienie - tryb rozkazujący czyli Imperativo. Każda osoba ma swoją formę Imperativo. Jako, że za jego pomocą wydajemy rozkazy, logiczne jest, że nie zajmiemy się formami pierwszej osoby liczby pojedynczej - ja, tylko poznamy formy pozostałych pięciu osób. W liczbie pojedynczej są to - podeszła do tablicy i zaczęła notować.
Wyciągnąłem z plecaka kartki i zacząłem szukać długopisu.
- Wiesz, że jesteś głupi? - szepnął mi Misiek
- Taaa? A ty jesteś idiotą - uśmiechnąłem się wymacując dłonią poszukiwany obiekt
- Przynajmniej Nora ładnie odpowiedziała.
- Nie przesadzaj - burknąłem - Też ładnie jej odpowiedziałem.
- Powiedziałeś, że lubisz się spóźniać - wyszczerzył się
- Cooo? Nie prawda - dźgnąłem go w żebro
- Prawda, prawda - wytknął język i zasadził mi kciuk prosto w pachę
- Michael, Czeslav estoy pidiendo paz! No tienes cinco años, muchachos - powiedziała Caroline mierząc nas wzrokiem - Imperativo służy nam do wyrażania rozkazów, próśb, poleceń. Podajcie jakieś przykłady takich zdań używanych na co dzień.
Zanurzyłem się w kartce i zacząłem szybko przepisywać z tablicy. Sparks jak się rozpędzi to nie ma zlituj. Westchnąłem i skupiłem się na przepisywaniu szlaczków, które pojawiły się dosłownie przed sekundą. Za jakie grzechy ja zapisałem się do klasy humanistycznej... JA życiowy antypoliglota. Walnąłem czołem w stół i przymknąłem oczy. Boże matrymonialny zabierz mnie stąd... Podniosłem głowę do góry i spojrzałem na zegar... Nie... to nie jest możliwe... JAKIM CUDEM MINĘŁO DOPIERO SZEŚĆ MINUT?! Z powrotem zacisnąłem powieki i rozpłaszczyłem nos na blacie. Umrę, zginę i wszystko na raz. Westchnąłem i podparłem głowę dłońmi. Spojrzałem ukradkiem na Michaela, który notował jak szalony. Przymknąłem powieki. Nie ma szans. Ja dzisiaj odpadam. Dwa rozszerzone hiszpany... potem godzinka luzu z gegrą, rozszerzony francuz, czyli kolejna niechybna śmierć, biologia... przynajmniej coś ciekawego... i rozszerzona historia. Śmierć na miejscu. Tego dnia umrę i zakończę swój żywot. Emm... to chyba jedno i to samo... Nie? A może... OOOO MUUUUCHAAAA. Zamrugałem kilka razy. Mucha? Mucha. Muuuucha? Mucha. Ale zimą? Zimą. Muuuucho, skąd sie tu wzięłaś? Muszko powiedz mi na uszko, jak Ci bije serduszko... serduszko? Muchy mają serca? No chyba muszą mieć, skoro jakoś żyją, co nie? Chociaż... ameby też żyją, a nie mają serca, albo tacy niemcy... albo Anja. Brak serca, a żyją. Mucha przeszła właśnie na portret Federico García Lorca i zatrzymała się na jego nosie. Hehehehe facet ma muchy w nosie. Właściwie to jedną... e tam, ma muchy. O NIE!!! NIE ODLATUJ! Podniosłem głowę i zacząłem obserwować lot muchy. Biedaczka lub biedak nie wiedział, co począć i latał po całym pomieszczeniu odbijając się od lamp... Nagle wylądował/a na suficie do góry nogami. Mmmm.... jak to jest, że mucha nie spada z sufitu? Przecież ona siedzi w bezruchu... mucho, słyszałaś, o czymś takim jak grawitacja? No pewnie, że nie słyszałaś... przecież nie masz uszu. A może masz? Muchoooo, a w jaki sposób ty si...
- Czeslav - poczułem mocne ukucie w bok, i aż podskoczyłem na siedzeniu
- Ano? - powiedziałem szybko siadając wygodniej - Prominte znaczy Si, znaczy por favor Si, znaczy nie... lo siento si...
- Dobrze dobrze - Sparks pokiwała głową - Ale odpowiedz mi na pytanie.
- Jakie pani profesor?
- A co robimy od dziesięciu minut? - zapytała
- Tablica - szepnął Misiek
- Tablicę - odpowiedziałem szybko
- Tablicę? A konkretniej?
- Eeee - spojrzałem na tablicę... o sakra.... pełno szlaczków.... - Zdania psze pani.
- To odpowiedz, jak będzie brzmiało następne zdanie.
- Piąte z prawej - szepnął niemiec
- Kup mamie prezent - przeczytałem - To będzie... Comprar un regalo para mi mamá?
- Źle, nie ma być pytanie, a tryb rozkazujący. Wróć na początek lekcji i zobacz, jak tworzyło się te zdania.
Szybko zabrałem zeszyt Michaela i zacząłem wędrować wzrokiem po kartkach... Sakra, zginę.
- Eeee ,,Comprar el regalo para tu madre''
- Compra - poprawiła mnie nauczycielka - A jak byś powiedział ,,Proszę mówić trochę wolniej.''
- Por favour... - zacząłem
- Pamiętaj o szyku przestawnym. Gdzie ląduje początek zdania?
- Na końcu? - odpowiedziałem niepewnie
- Tak, na końcu. Więc jak będzie brzmiało to zdanie?
- Por favour... znaczy ,,Habla más despacio, por favor''
- Dobrze... Sayuri, jak będzie brzmiało następne zdanie?
Zsunąłem się z krzesła i rzuciłem Miśkowi zeszyt pod nos. Czułem jak serce próbuje wyskoczyć mi z klatki piersiowej, byłem cały mokry... zimny pot, i jeszcze na dodatek pewnie jestem cały blady. Wyciągnąłem telefon z kieszeni przejrzałem się... jak ściana. Sakra...
- Ches? - usłyszałem głos Miśka i spojrzałem na niego niepewnie - Mam nadzieję, że pamiętałeś o dzisiejszym sprawdzianie z francuskiego...
W tym momencie odpłynęła ze mnie cała krew i poczułem się słabo. Nie miałem nawet siły podnieść ręki... Przełknąłem ślinę i pokręciłem lekko głową.
- Ajaj...
Walnąłem czołem w stół trochę zbyt mocno, bo rozszedł się dźwięk, jakby ktoś kibel rozsadził.
- Qué está pasando? - zapytała szybko nauczycielka
- Nada de eso, profesor. Czeslav se sintió un poco débil. - usłyszałem Miśka
- Es muy malo Ve a la enfermera
- No no no - powiedziałem szybko podnosząc się - Nie ma takiej potrzeby, już jest dobrze...
- Jesteś cały blady chłopcze - autentycznie wyglądała na zmartwioną
- Naprawdę nic się nie stało - uśmiechnąłem się - Już mi lepiej.
W tym momencie zadzwonił dzwonek. Szybko zgarnąłem rzeczy do torby i wybiegłem z sali wprost do łazienki. Odkręciłem zimną wodę na maxa i chlapnąłem sobie prosto w twarz. Boże Ches ogarnij się. Spokojnie, nic złego się nie dzieje... Francuski... NIC SIĘ NIE DZIEJEEEE. Ścisnąłem się mocno za poliki i zacisnąłem powieki. Dasz radę chłopie. Poradzisz sobie. Nie ważne, że się nie uczyłeś. Dasz radę. Coś wymyślisz, coś napiszesz i będzie dobrze... Zakręciłem kurek, oparłem dłonie o zlew i spojrzałem w lustro. Patrzył na mnie przeraźliwie blady staruszek z rudymi włosami... Źle. Bardzo źle... Myślałem, że mam już to za sobą... a jednak nie. Nie może tak być. Nie mogę na to pozwolić... nie chcę powtórki... Przymknąłem powieki i pokręciłem intensywnie głową. Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem powoli z łazienki. Skierowałem się powoli z powrotem pod salę od hiszpańskiego. Czułem jak nogi zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. Oparłem się o ścianę i przymknąłem oczy. Nie dam rady... nie dam... Otworzyłem oczy i dojrzałem Norę stojącą kilka metrów dalej i patrzącą na mnie. Uśmiechnąłem się szeroko. Przecież nie pokażę jej, że wewnętrznie umieram. O sakra. Idzie tutaj. Wyprostowałem się i uśmiechnąłem jeszcze szerzej.
- Co tam? - obdarzyłem ją najbardziej promiennym uśmiechem jakim byłem w stanie
- Źle się czujesz.
- Nie prawda - powiedziałem i jeszcze raz się uśmeichnałem
- Prawda - powiedziała - Przecież widzę. Czes? Halo?
Zamrugałem kilka razy... jej głos powoli zaczął odpływać i wydawać się jakby mówiła spod wody. O nie, nie nie nie nie. Przed oczami poczerniało mi. Złapałem ją, szybko za ramię. Poczułem jak się napięła mocno...
- Proszę - powiedziałem słabo - Chodźmy do pielęgniarki...
- Och.. okey - powiedziała niepewnie i złapała mnie za ramiona powoli prowadząc przed siebie.
Przymknąłem oczy i dałem się poprowadzić dziewczynie. Walczyłem z uczuciem zawrotów głowy. To było najdłuższe przejście przez korytarz w historii mojego życia.
- Dasz radę iść po schodach? - zapytała niepewnie
- Tak... - uśmiechnałem się słabo i zacząłem powoli wchodzić. Stopień po stopniu. Sakra, że też ktokolwiek musi widzieć mnie w takim stanie... Nagle zachwiałem się i poleciałbym do tyłu, gdy nie Nora, która mnie asekurowała. Szybko powróciłem do pionu i powoli szedłem dalej. Gdy dotarliśmy na sam szczyt Nora posadziła mnie na krześle, a sama podeszła do gabinetu pielęgniarki. Odchyliłem głowę do tyłu i zasłoniłem dłońmi oczy. Nie czułem się, ani trochę lepiej...
- Musimy chwilę poczekać - powiedziała dziewczyna siadając obok mnie - Pielęgniarka musiała, gdzieś wyjść.
- Uhum - jęknąłem
- Czes, co się stało? - zapytała delikatnie
- Nic takiego - mruknąłem słabo - To przez ten francuski...
- Co? - zapytała zdezorientowana
- Nienawidzę języków - burknąłem - Mam z nich fatalne języki, nawet nie wiesz ile razy miałem poprawki z tych przedmiotów... I ile razy przez to źle się działo... - przełknąłem ślinę - Nie mogę sobie pozwolić kolejny raz na takie powtórki. Nie mogę mieć, żadnej jedynki, a jest jeszcze ta zjebana chemia - zacisnąłem mocno powieki - Bo wylecę ze szkoły i będę musiał wrócić do Czech.
- Ale przecież kochasz swój kraj... - powiedziała cicho
- Kraj tak - przechyliłem głowę na bok i spojrzałem na nią - Ale ludzi już nie. A zwłaszcza mojej rodziny. Nienawidzę ich...
- Wow... - powiedziała cicho
- Zrobię wszystko, żeby tam nie wrócić... - przełknąłem ślinę i uśmiechnąłem się słabo - żeby nie wrócić do nich...
Dziewczyna podniosła lekko rękę do góry i założyła włosy za ucho. Rękaw obsunął się jej w dół i ukazał przedramię... Na jego widok zmroziło mi krew w żyłach. Nie... to nie może być prawda... nie Nora.... wszyscy tylko nie ona. Proszę... Momentalnie przed oczami zrobiło mi się czarno i jeszcze słabiej niż było. Poczułem tylko jak sekundę później osuwam się z krzesła i padam na ziemię...
<Nori?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz