Wcisnąłem na siebie wszystkie ciuchy jakie mi przytargała. Już nawet nie chciałem wdawać się z nią w dyskusję, bo i tak postawiłaby na swoim. W tym aspekcie przypomina mi moich staruszków. Ale plusy są tego takie, że mam nowe ubrania. Jednak jakoś mi tak głupio, że za wszystko ona zapłaciła.
- Dobra, ile za to zapłaciłaś? Wiesz, że nie mam tyle kasy przy sobie, żeby Ci oddać. – powiedziałem z lekką pretensją.
- Nicolay’u Vincencie. Jako, że mam bogatą rodzinę, takie zakupy to lizaki. Więc, nie musisz mi oddawać ani grosza z tego, ile wydałam dla Ciebie, mój ukochany.
- Sayuu. Nie mów tak. Czuję się zobowiązany.
- A mam Cię palnąć w tą łepetynę, żeby dotarło? – stuknęła mnie palcem w czoło.
- Grozisz mi? – stanąłem przed nią i zatrzymałem się.
Byłem od niej o wiele wyższy, co ją lekko speszyło. Jednak dalej grała twardzielkę.
- A co jeśli tak? – wyszczerzyła się.
- Skoro tak…
W ułamku sekundy, dziewczyna znalazła się na moim ramieniu. Przełożyłem ją jak worek ziemniaków.
- Nico! – uderzyła mnie tymi chudymi pięściami w plecy. – Postaw mnie z powrotem na podłogę!
Zacząłem iść przed siebie z Blondynką na ramieniu. Dalej uderzała mnie piąstkami.
- Wiesz, nie umiesz się bić.
W końcu zmęczyła się i zawisnęła bezwładnie. Ludzie gapili się na nas i śmiali się pod nosem. Niektórzy nawet cykali fotki. Niedziwne, wyglądaliśmy jakby była to dla nas normalka.
- Niicoo… - ryknęła pod nosem.
- Słucham.
- Głoooodnaaa.
Gdy to powiedziała, poczułem jak mój brzuch zaczyna burczeć. Wygląda na to, że nawet mój organizm dostosowuje się do Sajgonki.
- To pójdziemy na sajgonki. – odpowiedziałem.
- Nie chceee, chodźmy na coś pysznego. – sposób w jakim się wypowiadała przypominał zombie.
- Pysznego? To znaczy co?
- Pizza? Ładnie proszę…
Dalej zwisała bezwładnie, jak trup.
- W sumie dawno nie jadłem. – stwierdziłem.
Wziąłem Sayuu za biodra i postawiłem na podłodze. Chwilę się chwiała łapiąc równowagę. Po chwili wzięła mnie za rękę i poprowadziła do najbliższej pizzerii. Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku i zamówiliśmy po pizzy.
Sonia? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz