Wzdrygnęłam się i zesztywniałam nieco, kiedy Czesiek zbliżył się do mnie niespodziewanie i cmoknął w policzek. Patrzyłam się na niego z niewiele bardziej otwartymi oczami niż zawsze i czując jak zasycha mi w ustach. Uśmiechnęłam się pod nosem mimowolnie. Nie mogłam zrozumieć co czułam i co w tamtym momencie mi strzeliło do głowy, ale z pewnością nie chciałam by się kończyło. Byłam dziwnie i niepokojąco zadowolona.
– Liczę, że jeszcze, kiedyś to powtórzymy. Tymczasem, śpij dobrze i widzimy się jutro w szkole!
Czeslav uśmiechnął się do mnie szeroko i po chwili zniknął za drzwiami pokoju. A ja stałam jak ten słup soli, wpatrując się w jasne drzwi. Stałam tak… i stałam… Zegar wiszący nad wyjściem tykał cicho w tym samym monotonnym rytmie, a ja nadal stałam. Aż mój uśmiech zgasł w końcu. Spuściłam łebek i oblizałam suche usta.
I znowu sama.
Oderwałam z lekka ciężkie nogi z miejsca i ruszyłam w stronę łóżka. Oj, tak bardzo chciałam się położyć i rozkoszować się przyjemnym stanem. Westchnęłam głośno i padłam na upragnione łóżko, topiąc się w poduszkach i pościeli. Zamruczałam cicho, układając się wygodnie i przymknęłam oczka, z myślą o kilkugodzinnym śnie. Ciekawość jednak sprawiła, że otworzyłam ślepka na chwilę. Przeturlałam się na bok i zaczęłam obserwować pozornie pustą klatką.
– Wszystko, co dobre, kiedyś się musi skończyć, nie? – spytałam się pochowanych myszaków. Na mój głos o dziwo jeden z nich wystawił sam nosek z domku, niuchając powietrze. Rudy łebek wychylił się bardziej, kiedy zacmokałam. – Dobry wieczór, Nitro – uśmiechnęłam się. Myszor postawił nagle oklapnięte uszka i podszedł zaspanym kroczkiem pod pręty. Dźwignął swoje ciałko i podparł się malutkimi łapkami o druty, wciskając nos między nie. – Jak się spało, myszko? – spytałam, na co zaszczebiotał cicho. – A gdzie jest twój kumpel, hm? – i kolejna fala cichego szczebiotu.
Obróciłam się na plecy i spojrzałam w sufit, a światło, które momentalnie dotarło do moich oczu zakuło nieprzyjemnie. Zakryłam ślepia przedramieniem i mruknęłam niezadowolona:
– Świaaatłooo… Nitro, idź zgaś…
Zero odpowiedzi. Żadnego popiskiwania, żadnego szelestu trocin, a światło dalej się paliło.
– Mmmmmm… No dobraaa, sama zgaszę – dźwignęłam się i spojrzałam na domek, z którego wystawała tylko ruda dupka i ogon. Burknęłam pod nosem. – Głupek… Jutro twoja kolej.
***
Nie wiem, co miał w głowie człowiek, który wymyślił dwie godziny WF-u na samym początku dnia, ale na pewno nic normalnego. „Sadysta”, powie każdy uczeń. W przeciwieństwie do mnie. Ja na szczęście byłam zwolniona z większości ćwiczeń, dlatego moja aktywność praktycznie ograniczała się do minimum. Jedyne, co robiłam nadzwyczaj często, to obserwowanie zmęczonych twarzy z ławki.
Po tych dwóch godzinach lekcji, które przeklinała w szatni każda dziewczyna, nie czekając na nikogo, wyszłam z hali w stronę szkoły. Od razu po wyjściu na ten mróz skuliłam się i zatęskniłam za przyjemnym grzaniem z wczoraj. Podciągnęłam krótko nosem i spojrzałam na serię nieodczytanych wiadomości. Znowu… Pominęłam je wszystkie, od razu przechodząc do sedna.
< Przepraszam cię za wczoraj… – napisałam do Isaca.
< Jestem idiotką ;_;
Stety, niestety nie musiałam czekać długo na odpowiedź.
> Zginiesz
> Ba, już nie żyjesz
Zablokowałam telefon po odczytaniu wiadomości i schowałam do kieszeni.
„Brawo, dziewczyno, po raz kolejny udało ci się go wkurwić.” – skarciłam się w myślach. – „Jesteś beznadziejna. Ciekawe kiedy nadejdzie czas na Cześka?”
Weszłam do budynku, mrucząc pod nosem na to ciepłe powietrze w środku. Spojrzałam na zdjęcie planu lekcji w telefonie, odnajdując dzisiejszy dzień. Rozszerzony hiszpański, i to dwie lekcje. Zaklęłam w myślach, starając przypomnieć sobie, czy było coś zapowiedziane. No nic, najwyżej napiszę to, co pamiętam z poprzednich lekcji bądź nic.
> Uduszę cię gołymi rękami – brzmiała dalsza część wiadomości od Isaca.
< Nie będę nawet przed tobą uciekać...
Zlękłam się i oderwałam szybko nos od telefonu, kiedy poczułam czyjś dotyk, i tak jak myślałam, był to Czesiek. Usiadł obok mnie, stękający i podpierając się o moje ramię, jakby był staruszkiem. Spojrzałam kątem oka na jego postać uśmiechającą się lekko.
– A ty znowu z tym telefonem. Przeszkadzam…? – spytał, świdrując ciepłym spojrzeniem mój telefon. Zablokowałam ekran.
– Nie – powiedziałam krótko i odłożyłam urządzenie do torby. – Takie tam… pogaduchy – uśmiechnęłam się sztucznie.
– W porządku. – Chłopak tylko kiwnął głową i zamrukał cicho. – Co tam u ciebie słychać, Nori? Jak mija dzień?
Spojrzałam na niego pytająco ze zmarszczonymi brwiami, a po chwili zmrużyłam lekko ślepia.
– Jaki dzień? Jest dopiero po dziesiątej… – zamilkłam, ale po sekundzie dodałam: – Rano. – uśmiechnęłam się bardziej szczerze.
– No… No tak – zaśmiał się nerwowo, a jego dłoń spoczęła na karku. Strasznie częsty gest u niego. Przyjrzałam mu się dokładniej. – Ale praktycznie nie ćwiczyłaś na WF-ie, coś się stało? A powiem ci szczerze, że jak cię zobaczyłem w tym długim rękawie, tooo… zrobiło mi się jeszcze cieplej… I wo! N-nie w tym sensie – zaśmiał się nerwowo jeszcze bardziej.
Odwróciłam głowę, by nie nękać go spojrzeniem i przy okazji nie
– Rozumiem – powiedziałam cicho. – Nie ćwiczę przez problemy z sercem, a jeśli chodzi o strój… – przełknęłam ślinę. – Nie, nie jest mi specjalnie ciepło. I tak nie ruszam się za wiele.
– Poważnie…?
– Uhum… – kiwnęłam szybko głową. – A… w ogóle gdzie masz Michaela? – zmieniłam nagle temat. Właściwie było to dziwne, że z rudzielcem nie było blondyna.
– Ah… Unikam go jak tylko mo…
– I słabo ci to wchodzi. – Usłyszałam głos Michaela i silne klepnięcie w ramię, na które Czesiek podskoczył z okrzykiem. Zupełnie jak kiedyś. Od razu podniosłam głowę, by móc spojrzeć na Niemca.
– Liczę, że jeszcze, kiedyś to powtórzymy. Tymczasem, śpij dobrze i widzimy się jutro w szkole!
Czeslav uśmiechnął się do mnie szeroko i po chwili zniknął za drzwiami pokoju. A ja stałam jak ten słup soli, wpatrując się w jasne drzwi. Stałam tak… i stałam… Zegar wiszący nad wyjściem tykał cicho w tym samym monotonnym rytmie, a ja nadal stałam. Aż mój uśmiech zgasł w końcu. Spuściłam łebek i oblizałam suche usta.
I znowu sama.
Oderwałam z lekka ciężkie nogi z miejsca i ruszyłam w stronę łóżka. Oj, tak bardzo chciałam się położyć i rozkoszować się przyjemnym stanem. Westchnęłam głośno i padłam na upragnione łóżko, topiąc się w poduszkach i pościeli. Zamruczałam cicho, układając się wygodnie i przymknęłam oczka, z myślą o kilkugodzinnym śnie. Ciekawość jednak sprawiła, że otworzyłam ślepka na chwilę. Przeturlałam się na bok i zaczęłam obserwować pozornie pustą klatką.
– Wszystko, co dobre, kiedyś się musi skończyć, nie? – spytałam się pochowanych myszaków. Na mój głos o dziwo jeden z nich wystawił sam nosek z domku, niuchając powietrze. Rudy łebek wychylił się bardziej, kiedy zacmokałam. – Dobry wieczór, Nitro – uśmiechnęłam się. Myszor postawił nagle oklapnięte uszka i podszedł zaspanym kroczkiem pod pręty. Dźwignął swoje ciałko i podparł się malutkimi łapkami o druty, wciskając nos między nie. – Jak się spało, myszko? – spytałam, na co zaszczebiotał cicho. – A gdzie jest twój kumpel, hm? – i kolejna fala cichego szczebiotu.
Obróciłam się na plecy i spojrzałam w sufit, a światło, które momentalnie dotarło do moich oczu zakuło nieprzyjemnie. Zakryłam ślepia przedramieniem i mruknęłam niezadowolona:
– Świaaatłooo… Nitro, idź zgaś…
Zero odpowiedzi. Żadnego popiskiwania, żadnego szelestu trocin, a światło dalej się paliło.
– Mmmmmm… No dobraaa, sama zgaszę – dźwignęłam się i spojrzałam na domek, z którego wystawała tylko ruda dupka i ogon. Burknęłam pod nosem. – Głupek… Jutro twoja kolej.
***
Nie wiem, co miał w głowie człowiek, który wymyślił dwie godziny WF-u na samym początku dnia, ale na pewno nic normalnego. „Sadysta”, powie każdy uczeń. W przeciwieństwie do mnie. Ja na szczęście byłam zwolniona z większości ćwiczeń, dlatego moja aktywność praktycznie ograniczała się do minimum. Jedyne, co robiłam nadzwyczaj często, to obserwowanie zmęczonych twarzy z ławki.
Po tych dwóch godzinach lekcji, które przeklinała w szatni każda dziewczyna, nie czekając na nikogo, wyszłam z hali w stronę szkoły. Od razu po wyjściu na ten mróz skuliłam się i zatęskniłam za przyjemnym grzaniem z wczoraj. Podciągnęłam krótko nosem i spojrzałam na serię nieodczytanych wiadomości. Znowu… Pominęłam je wszystkie, od razu przechodząc do sedna.
< Przepraszam cię za wczoraj… – napisałam do Isaca.
< Jestem idiotką ;_;
Stety, niestety nie musiałam czekać długo na odpowiedź.
> Zginiesz
> Ba, już nie żyjesz
Zablokowałam telefon po odczytaniu wiadomości i schowałam do kieszeni.
„Brawo, dziewczyno, po raz kolejny udało ci się go wkurwić.” – skarciłam się w myślach. – „Jesteś beznadziejna. Ciekawe kiedy nadejdzie czas na Cześka?”
Weszłam do budynku, mrucząc pod nosem na to ciepłe powietrze w środku. Spojrzałam na zdjęcie planu lekcji w telefonie, odnajdując dzisiejszy dzień. Rozszerzony hiszpański, i to dwie lekcje. Zaklęłam w myślach, starając przypomnieć sobie, czy było coś zapowiedziane. No nic, najwyżej napiszę to, co pamiętam z poprzednich lekcji bądź nic.
> Uduszę cię gołymi rękami – brzmiała dalsza część wiadomości od Isaca.
< Nie będę nawet przed tobą uciekać...
Zlękłam się i oderwałam szybko nos od telefonu, kiedy poczułam czyjś dotyk, i tak jak myślałam, był to Czesiek. Usiadł obok mnie, stękający i podpierając się o moje ramię, jakby był staruszkiem. Spojrzałam kątem oka na jego postać uśmiechającą się lekko.
– A ty znowu z tym telefonem. Przeszkadzam…? – spytał, świdrując ciepłym spojrzeniem mój telefon. Zablokowałam ekran.
– Nie – powiedziałam krótko i odłożyłam urządzenie do torby. – Takie tam… pogaduchy – uśmiechnęłam się sztucznie.
– W porządku. – Chłopak tylko kiwnął głową i zamrukał cicho. – Co tam u ciebie słychać, Nori? Jak mija dzień?
Spojrzałam na niego pytająco ze zmarszczonymi brwiami, a po chwili zmrużyłam lekko ślepia.
– Jaki dzień? Jest dopiero po dziesiątej… – zamilkłam, ale po sekundzie dodałam: – Rano. – uśmiechnęłam się bardziej szczerze.
– No… No tak – zaśmiał się nerwowo, a jego dłoń spoczęła na karku. Strasznie częsty gest u niego. Przyjrzałam mu się dokładniej. – Ale praktycznie nie ćwiczyłaś na WF-ie, coś się stało? A powiem ci szczerze, że jak cię zobaczyłem w tym długim rękawie, tooo… zrobiło mi się jeszcze cieplej… I wo! N-nie w tym sensie – zaśmiał się nerwowo jeszcze bardziej.
Odwróciłam głowę, by nie nękać go spojrzeniem i przy okazji nie
– Rozumiem – powiedziałam cicho. – Nie ćwiczę przez problemy z sercem, a jeśli chodzi o strój… – przełknęłam ślinę. – Nie, nie jest mi specjalnie ciepło. I tak nie ruszam się za wiele.
– Poważnie…?
– Uhum… – kiwnęłam szybko głową. – A… w ogóle gdzie masz Michaela? – zmieniłam nagle temat. Właściwie było to dziwne, że z rudzielcem nie było blondyna.
– Ah… Unikam go jak tylko mo…
– I słabo ci to wchodzi. – Usłyszałam głos Michaela i silne klepnięcie w ramię, na które Czesiek podskoczył z okrzykiem. Zupełnie jak kiedyś. Od razu podniosłam głowę, by móc spojrzeć na Niemca.
<Czes?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz