Moim ciałem wstrząsnęła ogromna fala bólu. Zgięłam się gwałtownie w przód z całej siły zaciskając pięści. To wcale nie boli, to wcale nie boli! – powtarzałam w myślach powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Łzy są upokorzeniem. Łzy nie są dobre. Łez wcale nie powinno być.
I nie było. Wzięłam głęboki wdech, który nieco uspokoił moje skołatane ciało. Powoli wyprostowałam się. Kolejna porcja mieszaniny gazów. 71% azotu, 21% i 1% całej palety wszystkiego co inne pozwoliła mi powrócić do pełnej świadomości. Chłopaka już nie było. Bardzo dobrze. Upokorzył mnie a to było niewybaczalne.
Z twarzą wykrzywioną grymasem bólu ruszyłam w stronę Akademika. Korytarz, schodami w górę i będę w swoim wymarzonym pokoju. W moim zaciszu. Ostoi.
- Ariel! – Oho, chyba jednak sobie nie poleżę. Odwróciłam się na pięcie.
- Michael – uśmiechnęłam się lekko. Chłopak szybko mnie dogonił. Ruchem głowy wskazałam torbę sportową, którą miał zawieszoną na ramieniu. – Zajęcia?
- Jak sama widzisz – odparł przyglądając mi się uważnie. Ch/olera, zauważy, że coś jest nie tak. On zawsze widzi.
- Czemu mi się tak przyglądasz? Mam coś na twarzy?
- Mhm – mruknął nachylając się lekko w przód. – Co się stało?
Wiedziałam. – Nie drąż tematu. Nie mam siły.
Pokręcił głową wzdychając cicho. – Dobrze, nie drążę. Może wybierzesz się ze mną na trening, co? Popatrzysz na zgraję spoconych facetów grających w piłkę. No i pobiegasz rozdając wodę i ręczniki. Świetna zabawa, nie? – zaśmiał się.
- Tiaaa, pełno adrenaliny – mruknęłam wywracając oczami. – No dobra. Pójdę, bo jeszcze się zgubisz.
Na SKS rzeczywiście zobaczyłam zgraję facetów, ale nie zabrakło też damskiej części trenujących. Usiadłam na ławce pod ścianą obserwując ludzi. Całkiem spora zbieranina. Brunet, blondyna, jakiś czarnowłosy kolo… chwila, wróć… czarnowłosy kolo?
- Ej, Miczu, kim jest tamten chłopak? – spytałam ruchem głowy wskazując swojego oprawcę.
- To? Ren Cauther, nowy. Całkiem przyzwoity koleś, dobrze się z nim gra. Z tego co wiem trenuje sztuki walki – Michael uśmiechnął się z iskierką zapału w oku. Heh, jak on uwielbia te sporty. – Jest chyba z twojego rocznika.
- Am – mruknęłam w odpowiedzi. Usiadłam z powrotem na ławkę. Mecz się zaczął.
Ren? To jest kurna wyzwanie!
I nie było. Wzięłam głęboki wdech, który nieco uspokoił moje skołatane ciało. Powoli wyprostowałam się. Kolejna porcja mieszaniny gazów. 71% azotu, 21% i 1% całej palety wszystkiego co inne pozwoliła mi powrócić do pełnej świadomości. Chłopaka już nie było. Bardzo dobrze. Upokorzył mnie a to było niewybaczalne.
Z twarzą wykrzywioną grymasem bólu ruszyłam w stronę Akademika. Korytarz, schodami w górę i będę w swoim wymarzonym pokoju. W moim zaciszu. Ostoi.
- Ariel! – Oho, chyba jednak sobie nie poleżę. Odwróciłam się na pięcie.
- Michael – uśmiechnęłam się lekko. Chłopak szybko mnie dogonił. Ruchem głowy wskazałam torbę sportową, którą miał zawieszoną na ramieniu. – Zajęcia?
- Jak sama widzisz – odparł przyglądając mi się uważnie. Ch/olera, zauważy, że coś jest nie tak. On zawsze widzi.
- Czemu mi się tak przyglądasz? Mam coś na twarzy?
- Mhm – mruknął nachylając się lekko w przód. – Co się stało?
Wiedziałam. – Nie drąż tematu. Nie mam siły.
Pokręcił głową wzdychając cicho. – Dobrze, nie drążę. Może wybierzesz się ze mną na trening, co? Popatrzysz na zgraję spoconych facetów grających w piłkę. No i pobiegasz rozdając wodę i ręczniki. Świetna zabawa, nie? – zaśmiał się.
- Tiaaa, pełno adrenaliny – mruknęłam wywracając oczami. – No dobra. Pójdę, bo jeszcze się zgubisz.
Na SKS rzeczywiście zobaczyłam zgraję facetów, ale nie zabrakło też damskiej części trenujących. Usiadłam na ławce pod ścianą obserwując ludzi. Całkiem spora zbieranina. Brunet, blondyna, jakiś czarnowłosy kolo… chwila, wróć… czarnowłosy kolo?
- Ej, Miczu, kim jest tamten chłopak? – spytałam ruchem głowy wskazując swojego oprawcę.
- To? Ren Cauther, nowy. Całkiem przyzwoity koleś, dobrze się z nim gra. Z tego co wiem trenuje sztuki walki – Michael uśmiechnął się z iskierką zapału w oku. Heh, jak on uwielbia te sporty. – Jest chyba z twojego rocznika.
- Am – mruknęłam w odpowiedzi. Usiadłam z powrotem na ławkę. Mecz się zaczął.
Ren? To jest kurna wyzwanie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz