poniedziałek, 14 grudnia 2015

Od Rena do Alany

Siedząc na szkolnej ławce bawiłem się moim zaostrzonym patyczkiem obserwując przy tym kątem oka uczniów śmiejących się i rozmawiających na szkolnym korytarzu. Ta radość, wręcz mnie obrzydzała i nie rozumiałem jak można być tak pozytywnym. To tak jakby być szczęśliwym przy cięciu się… A nie przepraszam niektórzy ludzie i z tego czerpią przyjemność. Po chwili poczułem dotyk na ramieniu, więc spojrzałem w stronę ramienia, na którym czułem ucisk. Osobą, która dotykała mojego ramienia była moja matka, która uśmiechała się słabo. Powiedziała mi iż, będę tu się uczył przez najbliższe parę lat. Ta szkoła nie przypadła mi do gustu, głównie przez tłumy rozbawionych dzieciaków. Jednak nie odpowiedziałem. Milcząc kiwnąłem przytakująco głową na znak zrozumienia, po czym matka zostawiła mnie samego. Ponowiłem moją zabawę patyczkiem, jednak szybko z niej zrezygnowałem. Schowałem mojego „dźgacza” i zacząłem przechadzać się po korytarzach szkolnych. Kiedy tylko przechodziłem koło jakichś osób, te usuwały się w bok i zaczynały coś między sobą szeptać. Bały się mnie? Uważały za odmieńca? Na mojej twarzy pojawił się niekontrolowany, krzywy uśmieszek przez co osoby jeszcze bardziej zaczęły się ode mnie odsuwać. Szczerze mówiąc… Lubię, kiedy ktoś się mnie boi. A tyle osób to już dla mnie raj, a że jeszcze nic im nie zrobiłem, a już się mnie boi to, wręcz moja dusza napawała się szczęściem. Po chwili wyszedłem przez jakieś dość spore drzwi, które prowadziły na dziedziniec. Uniosłem jedną brew, kiedy dostrzegłem jakąś parkę, która obściskiwała się pod jakimś drzewem. Westchnąłem z zrezygnowaniem, co się z tą młodzieżą dzieje, po czym skierowałem swoje kroki w przeciwną stronę niż całująca się para. Rzygać mi się chciało na sam ich widok. Nie mogli wybrać sobie jakiegoś innego miejsca? Bardziej… na uboczu, czy coś w tym stylu? To nieeee, lepiej lizać się przed centrum szkoły, bo czemu niby nie? Z zamyśleń wyrwał mnie głuchy dźwięk, przypominający taki, kiedy ktoś upada na ziemię. Spojrzała więc pod nogi i ujrzałem dziewczynę, która pocierała swój krzyż. Miała ona czarne włosy i zielone oczy. No cóż. Kolejna niezdara, która plącze się pod nogami. Prychnąłem pogardliwe, kiedy dziewczyna powoli wstawała, po czym zwinnie ją wyminąłem.
- A może byś przeprosił?! – Zawołała za mną owa dziewczyna, podbiegając do mnie.
- Niby czemu? To Ty we mnie wpadłaś. To mi się należą przeprosiny. – Odparłem szorstkim tonem głosu.
- Że jak?! – Powiedziała nieznajoma, tonem jakby mi nie dowierzała.
- Zechciałabyś nie udawać głuchej? – Spytałem, a bardziej warknąłem w odpowiedzi.

(Alana? x3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt